Z każdą minutą sala stawała się coraz głośniejsza i bardziej zatłoczona. Ludzie schodzili się z różnych stron, a kelnerzy uwijali się donosząc kolejne tace z przekąskami i drinkami. Nasza czteroosobowa paczka znalazła swoje miejsca i choć staraliśmy się trzymać z dala od tłumu, i tak otoczyła nas grupa rozmawiających gości. Heidi siedziała z brzegu, elegancko poprawiając sukienkę, a ja zająłem miejsce obok niej.
Vasquez i Albert, siedzący naprzeciwko, byli już całkowicie pochłonięci swoją dyskusją. Ich głosy mieszały się z hałasem wokół nas, zlewając się w jeden, ciągły szum. Rozmowa toczyła się o czymś, co zdawało się być ważne, ale mój umysł błądził gdzie indziej. Ich słowa, choć głośne, wpadały mi do ucha i zaraz z niego wypadały. Wszyscy wokół nas zdawali się być pochłonięci swoimi sprawami – uśmiechy, śmiechy, dźwięk kieliszków stukających o siebie.
Heidi zauważyła, że moje myśli odpływają, i delikatnie szturchnęła mnie łokciem. Jej uśmiech był lekki, może nawet figlarny. Czasami zastanawiam się, co jej chodzi po głowie i jakie ma zamiary wobec mnie. Przecież nie byliśmy w związku, jednak ona tak się zachowywała.
– O czym myślisz? – zapytała, a jej głos ledwo przebił się przez hałas wokół nas.
Zawahałem się, zerkając na nią i zastanawiając się, czy powinienem powiedzieć prawdę. W końcu jednak tylko wzruszyłem ramionami.
– O niczym konkretnym – skłamałem.
– Kłamiesz – zauważyła, przyglądając mi się uważnie. Jej oczy przeszywały mnie na wskroś, jakby próbowała dostrzec to, czego nie chciałem jej pokazać. Wzruszyłem ramionami, powracając wzrokiem na kieliszek. Heidi westchnęła, jakby wiedziała, że nie warto drążyć dalej.
Chwyciłem za kieliszek, napełniony przezroczystym płynem, który miał być moją przepustką na przetrwanie tego wieczoru. Jednym ruchem przechyliłem go, pozwalając, by alkohol palił mi gardło. To uczucie było dziwnie kojące. Puste szkło odstawiłem na stół, ale nie minęło wiele czasu, zanim ponownie napełniłem kieliszek. Nie mieliśmy wyboru z czego będziemy pić — standardowe, podłużne kieliszki do wina, ale tym lepiej dla mnie, mogłem więcej nalać.
Sindacco, który siedział naprzeciwko mnie, nachylił się do Alberta, jego głos ledwo przebijał się przez gwar.
— Albert, będziesz prowadził? — zapytał z nadzieją, prawdopodobnie licząc na to, że sam będzie mógł się napić bez ograniczeń.
Albert wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
— Nie muszę. Capela załatwił nocleg dla większości gości. Hotel jest dosłownie za rogiem.
To stwierdzenie wywołało natychmiastową reakcję. Heidi, która dotąd siedziała cicho, spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
— No to przynajmniej mamy gdzie uciec.. — powiedziała, szczerze zadowolona spoglądając na mnie.
— Nie spodziewałem się, że Capela aż tak się postara. - odparłem obojętnie.
— Cóż, to jego wielki dzień, a Nina... — Albert zawiesił głos, jakby nie do końca wiedział, jak dokończyć myśl. — Nina zasługuje na to żeby było idealnie. Znam ją. Myślę, że cieszy się jak małe dziecko z tej uroczystości, nawet jeśli tego nie pokazuje.
Słuchałem ich z rosnącą obojętnością, patrzyłem na pusty kieliszek w mojej dłoni, zastanawiając się, napić się jeszcze czy poczekać do pierwszego dania. Wzrokiem wodziłem po sali, próbując wyłapać znajome twarze, ale większość ludzi była mi obca. Co jakiś czas, ktoś na mnie zerkał, ale unikałem kontaktu wzrokowego, nie chcąc wchodzić w niepotrzebne rozmowy.
CZYTASZ
Mon amour | Morwin
FanfictionErwin i Gregory byli kiedyś nierozłączni, łączyła ich prawdziwa miłość, która wydawała się niezniszczalna. Jednak z czasem ich relacja zaczęła się pogarszać, a dystans między nimi rósł z każdym dniem. Choć każdemu wydawało się, że to różnica stylu ż...