Rozdział 32

483 39 0
                                    

Chodziłem w tę i we w tę, zaciskając telefon w dłoni tak mocno, że knykcie zrobiły się białe. W mojej głowie kłębiły się najczarniejsze scenariusze. Czułem, jak moje serce przyspiesza z każdym krokiem, a ciało ogarniała niepewność.

Wiedziałem, że zebranie ekipy może nie było najlepszym pomysłem. Mało kto z nich darzył Gregorego sympatią. Widzieli co działo się ze mną, przez ostatnie dwa lata. Mimo to, przyszli. Byłem im wdzięczny, choć widziałem, że nie wszyscy byli tutaj z powodu troski o mnie, a bardziej wyśmiania, że jestem naiwny.

Heidi siedziała na kanapie, przeglądając coś na telefonie, choć co chwilę rzucała mi ukradkowe, badawcze spojrzenia. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie była pewna, czy powinna. Carbo, jak to Carbo, siedział w fotelu, bawiąc się nożem, jakby czekał na odpowiednią okazję, by wbić w Grzegorza kolejną złośliwą uwagę. A Laborant? On jak zawsze był najspokojniejszy, siedząc z założonymi rękami i nie odzywając się niepotrzebnie.

- Serio, Erwin, ile można? - w końcu rzucił Carbo, przerywając ciszę. Jego głos przyciągnął spojrzenia wszystkich w pomieszczeniu. - Znów powtórka sprzed trzech lat?

Westchnąłem ciężko. Wiedziałem, dokąd zmierzała ta rozmowa. Przez chwilę próbowałem opanować gniew, który we mnie narastał. Carbo nigdy nie miał problemu z mówieniem prosto z mostu, ale tym razem jego słowa wbijały się we mnie jak ostrza.

- Ale jemu coś się stało. Jestem tego pewien - odpowiedziałem, próbując, choć trochę zapanować nad emocjami.

- Ta, jasne. Pewnie ma w ciebie wyjebane - parsknął Carbo, obracając nóż w palcach jak zabawkę. - Pamiętasz, jak to było ostatnim razem? Dokładnie tak samo. Wyszło, że miał cię gdzieś.

Poczułem, jak irytacja powoli narasta we mnie. Zacisnąłem zęby, starając się zignorować jego słowa, ale one wwiercały się głębiej i głębiej. Wiedziałem, że Carbo nie lubił Gregorego. Uważał, że przez niego stoczyłem się w przepaść i że każda próba naprawienia relacji z nim to kolejny krok w złym kierunku. Ale teraz było inaczej... prawda?

- Carbo, przestań wy nie wiecie jak było naprawdę.. - mruknąłem, czując, jak dłonie zaczynają coraz bardziej drżeć.

- Powiedział ci dlaczego zostawił cię na dwa lata i nagle wrócił? - Heidi odezwała się nagle, przerywając mi w pół zdania. Jej głos był chłodny i oskarżycielski. Patrzyła na mnie z wyrazem twarzy, który mówił więcej, niż jej słowa. - Serio wierzysz mu?

Zamknąłem oczy, próbując opanować emocje, które narastały we mnie jak fala. Spojrzałem na nią, ale Heidi miała kamienną twarz. Jej oczy świdrowały mnie, a ja czułem, jak słowa, które próbowałem ułożyć w głowie, znikają. Moje przerażenie musiało być widoczne, bo Heidi wywróciła oczami z irytacją.

- Wierzę. - wymamrotałem, choć sam czułem, że moje zapewnienia brzmią coraz bardziej nieprzekonująco.

- Dobra, jak chcesz. - powiedziała Heidi, krzyżując ręce na piersi. Jej ton był twardy, niemal oskarżycielski. - Będzie powtórka z przed dwóch lat. On znowu cię zostawi. Znowu się zawiedziesz i znów będziesz przeżywać.

- Nie będzie - odpowiedziałem cicho, patrząc w podłogę, jakby tam kryła się odpowiedź na wszystkie moje pytania. Ale nawet ja nie byłem tego pewny.

Cisza zapanowała w pokoju, a jedynym dźwiękiem był szelest noża w dłoni Carbo, który przerywał ją z każdą chwilą, w której obracał ostrze. Moje myśli były chaotyczne. Z jednej strony chciałem wierzyć, że tym razem Grzegorz nie zniknął, że to nie jest powtórka z przeszłości, ale każde słowo, które padało, wbijało we mnie kolejną szpilkę niepewności.

Przecież to co mówił, było szczere.. a jeśli nie?

Cisza stała się nie do zniesienia. Czułem, jak napięcie rosło z każdą sekundą, wypełniając powietrze między nami. Heidi wpatrywała się we mnie, jakby próbowała przejrzeć moje myśli, a Carbo, choć wydawał się zajęty swoim nożem, obserwował mnie z boku, gotów rzucić kolejną złośliwość. Laborant, jak zawsze najspokojniejszy z nas, siedział z założonymi rękami, nie wtrącając się.

- Muszę go znaleźć - powiedziałem, bardziej do siebie niż do reszty.

Telefon nadal ściskałem w dłoni, a mój oddech przyspieszył. W głowie przelatywały mi tysiące myśli. Gdzie on mógł być? Co się stało? Dlaczego nie odbiera?

- Erwin, powoli - odezwał się nagle Laborant, podnosząc rękę w uspokajającym geście. Jego głos był niski, łagodny, jakby próbował opanować napięcie, które we mnie narastało z każdą sekundą. - Nie rób nic pochopnie. To, że nie odpisał od razu, nie oznacza, że coś mu się stało. Może telefon się wyładował?

Spojrzałem na niego z niepewnością, próbując zrozumieć, jak może być tak spokojny, kiedy wszystko we mnie wrzało. Złość, strach, niepewność - wszystkie te emocje kotłowały się we mnie, gotowe eksplodować. Nie mogłem już dłużej stać bezczynnie.

- Wątpię - odpowiedziałem, nie kryjąc już swojego zdenerwowania. Głos mi zadrżał, ale starałem się go opanować. - Zawsze odpisywał, zawsze! Coś musiało się stać, Laborant. Ja to czuję.

Na dźwięk moich słów Carbo zaśmiał się pod nosem, a jego śmiech był bardziej jak drwiący chichot.

- Serio, Erwin? Czujesz to? - zapytał z kpiną, nie przestając bawić się swoim nożem, jakby to była zabawka. - Wiedz, że jeśli ma cię w dupie i to się powtórzy... Gregory Montanha będzie martwy. A teraz... wychodzę.

Rzuciłem mu przerażone spojrzenie, ale nie odpowiedziałem. Carbo wstał leniwie, wsunął nóż do kieszeni i bez słowa opuścił mieszkanie Grzegorza. Zawsze był sceptyczny wobec mojego związku z Grzesiem, więc jego reakcja mnie nie zaskoczyła. Ale bolała. Bolała bardziej, niż chciałem przyznać.

Spojrzałem na Heidi, ale jej postawa była równie chłodna. Westchnęła ciężko, jakby cała ta sytuacja była dla niej nużąca. Skinęła głową, wymieniając ze mną krótkie, wymowne spojrzenie, po czym bez słowa również wyszła.

Zostałem tylko ja i Laborant.

Opadłem na kanapę, czując, jak moje ciało nagle traci całą siłę. Chowając twarz w dłoniach, próbowałem uspokoić oddech, ale w głowie kłębiły się pytania. Dlaczego wszystko musiało być takie skomplikowane? Dlaczego nic nie mogło być proste?

- Erwin... - Laborant przerwał ciszę swoim cichym głosem. - Pamiętaj, że masz nasze wsparcie. Nawet jeśli oni się tak zachowują, jesteśmy rodziną.

Spojrzałem na niego. Jesteśmy rodziną. Te słowa zabrzmiały znajomo, jak echo dawnych czasów, kiedy trzymaliśmy się razem, niezależnie od tego, co się działo. Ale teraz wszystko było inne.

- Rodziną... - powtórzyłem cicho, jakby to słowo miało mi dać jakąś nadzieję. Ale wciąż czułem ten lodowaty lęk, który ściskał mi serce. A jeśli się mylę? Jeśli Gregory po prostu znów mnie porzucił, jak dwa lata temu? Jeśli Carbo ma rację?

- Erwin, zaufaj mi. Będzie dobrze.

Ale ja nie byłem pewien, czy mogłem zaufać nawet sobie.

Mon amour | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz