Rozdział 31

331 40 4
                                    

Nacisnąłem klamkę, a drzwi otworzyły się od razu, jakby zapraszały mnie z powrotem. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą. Nie wiem, dlaczego właściwie wróciłem do mieszkania Grzegorza. Przecież mogłem pojechać do siebie, albo zostać w na zakonie czy mechaniku i zająć się tym czym powinienem od ostatniego napadu na bank. A jednak byłem tutaj. Może to kwestia sentymentu? A może czegoś więcej, czego sam nie chciałem jeszcze przyznać przed sobą?

Zdjąłem buty, a ich stłumiony dźwięk na podłodze wydawał się dziwnie głośny w ciszy panującej w mieszkaniu. Bluzę, którą miałem na sobie, natychmiast zdjąłem i odwiesiłem na wieszak. Przez moment stałem tam, patrząc na nią, jakby to odwieszenie bluzy miało znaczyć coś więcej. Czułem, jak niepewność ściska mnie od środka, ale jednocześnie starałem się zachować spokój. Dziwnie było tutaj wracać samemu, tak o. Wcześniej to Grzegorz mnie zaprosił, a teraz? Czułem się jakbyśmy znów byli dla siebie kimś więcej.

Skierowałem się na kanapę. Było już po dwudziestej pierwszej, więc Gregory w każdej chwili mógł wrócić. Mówił, że zostaje dłużej, jednak wiedziałem, że to z maksymalnie trzy godziny. Znałem go przecież. Miałem w myśli, że mogę mu zrobić coś do jedzenia, jednak lipny jest ze mnie kucharz.

Zastanawiałem się, patrząc w czarną taflę telewizora. Dlaczego właściwie, wróciłem tutaj, a nie do swojego mieszkania? Przecież jeszcze wczoraj tego żałowałem. Może to sentyment – nostalgia za czymś, co mieliśmy, za spokojem, który kiedyś tutaj czułem. Ale może to także nadzieja. Nadzieja, że jeszcze coś z tego pozostało.

Czułem się rozdarty. Z jednej strony, byłem świadomy, jak bardzo odciąłem się od Grzegorza, jak bardzo jego świat i mój różniły się od siebie. Z drugiej strony, ciepło, które teraz wypełniało to mieszkanie, nie pozwalało mi uwierzyć, że to wszystko jest już stracone.

Mogłem nie wracać. Mogłem spędzić wieczór w swoim własnym mieszkaniu, zamykając się w swoich problemach, zamknąć drzwi na klucz i po prostu pogrążyć się w ciszy, tak jak robiłem to już setki razy. A jednak wróciłem tutaj. Do miejsca, które teraz było puste, ale w którym czułem coś więcej niż tylko samotność. Coś mnie przyciągnęło, coś, czego nie chciałem jeszcze nazwać wprost.

Przed każdym udawałem silnego, niezależnego, chłodnego, bo wiedziałem, że gdy tylko pokaże siebie jako ktoś kto ma swoje lęki, chwile słabości, od razu powiedzą idź do psychologa i nic innego nie zrobią. A Gregory nigdy mi tego nie powiedział. Przy nim zawsze mogłem być sobą.

Może jednak go kochałem?

Przecież nie było drugiej takiej osoby jak on. Nikt inny nie rozumiał mnie tak, jak on. A teraz siedziałem tutaj, sam, czując jak każda minuta jego nieobecności tylko pogłębia tęsknotę, której istnienia nie chciałem dotąd przyznać. Czy to była miłość? Czy to, co czułem, było czymś więcej niż tylko przywiązaniem, które zbudowało się z biegiem lat?

Oparłem głowę o zagłówek kanapy, zamykając na chwilę oczy. Byłem zmęczony – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Moje życie było chaosem, a ja nie wiedziałem, jak z niego wyjść. Praca, obowiązki, problemy – to wszystko przytłaczało mnie z każdej strony. Ale teraz, siedząc w tym miejscu, czułem, że mogę choć na chwilę odetchnąć. Przynajmniej tutaj. 

Włączyłem telewizor, ale z miejsca poczułem, że to tylko pretekst, by zająć czymś ręce i myśli. Przeskakiwałem z kanału na kanał, nie zwracając większej uwagi na to, co leciało. Chciałem na niego czekać, chciałem z nim pogadać szczerze, tak jak to dziś mówiłem. Westchnąłem na samą myśl o tym, w końcu zatrzymałem się na jakimś filmie science fiction. Fabuła była wciągająca, choć nie do końca śledziłem akcję. Myśli wciąż krążyły gdzieś indziej.

Minęła godzina. Potem kolejna. Film się skończył, a ja zostałem z burczącym żołądkiem i coraz większym niepokojem. Spojrzałem na zegarek — dochodziła już północ , a Gregorego dalej nie było. Wziąłem telefon by zobaczyć czy może są jakiekolwiek wiadomości od niego. Jednak nie było nic. Napisałem parę wiadomości, gdzie jest i czy zostaje na nocną zmianę, odłożyłem telefon.

Minęło dziesięć minut, piętnaście i cisza. Przecież Gregory zawsze odpisywał niemal od razu, nawet jeśli był w pracy. Miał zwyczaj rzucania chociaż krótkiego „nie mogę teraz gadać" podczas ważniejszych zadań. Więc czemu tym razem nie było żadnej reakcji? Czułem, jak w żołądku pojawia się ciężar niepokoju. Mijały kolejne minuty, a telefon milczał. W końcu, nie wytrzymując, sięgnąłem po niego raz jeszcze. Musiałem zadzwonić.

Pierwszy sygnał.

Drugi sygnał.

Trzeci sygnał.

Co do cholery?

Poczułem, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Gregory nigdy nie ignorował moich połączeń. Nawet w trakcie zebrań zawsze pisał chociaż krótką wiadomość, bym się nie martwił. Co więc teraz? Dlaczego nie odpowiadał?

W głowie zaczęły pojawiać się najgorsze scenariusze. Coś mogło się stać, mógł być w niebezpieczeństwie... a ja siedziałem tutaj, nie mając pojęcia, gdzie dokładnie się znajduje. Zacisnąłem dłonie na telefonie, odruchowo zaczynając ponownie przewijać kontakty. Czułem, jak niepokój przeradza się w panikę. Zamiast siedzieć bezczynnie, musiałem coś zrobić.

Mon amour | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz