Rozdział 2

350 22 0
                                    

— Znam dobrego psychologa, spróbuj z nim pogadać, może ci pomoże — powiedziała Heidi, jej głos był spokojny, ale stanowczy. Wyraźnie zależało jej na tym, by mi pomóc, chociaż ja nie chciałem tego słuchać.

— Nie potrzebuję żadnego psychologa! — wybuchnąłem, nie kontrolując już złości, która od dłuższego czasu we mnie narastała. Ich troska zaczynała mnie przytłaczać, wydawała się niemalże nachalna, jakby nie potrafili zrozumieć, że nie chcę rozdrapywać tych ran przed obcym człowiekiem.

— Erwin, minęły już dwa miesiące od tamtego zdarzenia na tamie, a ty nadal to rozpamiętujesz — odezwał się Carbonara, który stanął obok Heidi, spoglądając na mnie z tym samym współczującym wyrazem twarzy.

Ich słowa, choć miały być pomocne, tylko jeszcze bardziej mnie rozdrażniły. Czułem, jak narasta we mnie frustracja, jakby cała ta sytuacja była czymś, czego nie mogłem już dłużej znieść.

— Bo go kurwa kochałem, kochałem kurwa jak nic innego.— powtórzyłem, tym razem z jeszcze większym naciskiem. — Nie będę chodzić do psychologa, sam sobie z tym poradzę, a nie jakiś obcy człowiek z notatnikiem, który nie ma pojęcia, co przeżyłem, będzie mi dyktować co mam robić.

Heidi westchnęła, a w jej oczach dostrzegłem znużenie, jakby dotarło do niej, że moje opory są zbyt silne, by można było je łatwo pokonać. Mimo to nie zamierzała się poddać.

— Erwin, to nie jest normalne, żeby tak się zamykać w sobie. Wszyscy widzą, że cierpisz, nawet jeśli próbujesz to ukryć. — jej głos był łagodny, ale stanowczy. — Poza tym w ciągu ostatnich 4 miesięcy próbowałeś sobie odebrać życie już dwa razy, daj sobie pomóc.

Carbonara tylko kiwnął głową na znak, że zgadza się z każdym jej słowem.

— Cierpię? — parsknąłem gorzko. — Jakbyście wy, wszyscy, mieli pojęcie, co to znaczy cierpieć. Nie potrzebuję pomocy. Potrzebuję, żebyście dali mi spokój.

Słowa te zawisły w powietrzu, ciężkie i ostateczne. Heidi odwróciła wzrok, a Carbonara pokręcił głową, jakby już wiedział, że dalsza rozmowa nie ma sensu.

— Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał porozmawiać, wiesz, gdzie nas znaleźć — powiedział tylko, a potem, razem z Heidi, wyszli z pokoju, zostawiając mnie samego.

Zostałem w ciszy, z bijącym sercem i złością, która teraz przerodziła się w duszący mnie smutek. Nie chciałem ich pomocy, nie chciałem otwierać się przed nikim, nawet przed samym sobą. Zatrzasnąłem drzwi i oparłem się o nie, starając się złapać oddech, ale powietrze w pokoju wydawało się ciężkie, jakby wszystko wokół przytłaczało mnie coraz bardziej.

꧁꧂

Mon amour | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz