- Dziękujemy za wspaniały taniec! Już za chwilę przedstawimy wam kolejną zabawę! - prowadzący krzyknął z entuzjazmem, a ja wymusiłem uśmiech, czując się dziwnie.
Muzyka ponownie wypełniła salę, a ludzie zaczęli zapełniać parkiet, gotowi do tańczenia. Każdy wydawał się beztroski, skupiony na chwili. Tylko ja czułem, że zapadam się coraz głębiej we własne myśli, alkohol dawał o sobie znać, jeszcze bardziej podwajając moje myśli, które teraz były wręcz nie do zniesienia.
Gregory wciąż trzymał moją rękę, a jego dotyk budził we mnie sprzeczne emocje. Próbowałem sobie wmówić, że jestem na niego zły, że nie zasługuje on na drugą szansę. Przecież to on mnie zostawił. Powinienem go nienawidzić, odsunąć się, nie dopuścić, by ponownie zbliżył się do mnie, ale mimo to, coś we mnie wciąż się opierało. Czułem, jak jego dłoń trzyma moją, a ja nie potrafiłem się oderwać.
Chciałem udawać, że jest mi obojętny, że nie zrobiło mi to żadnej różnicy. Chociaż maska, którą nosiłem przez ostatnie dwa lata, zaczynała pękać, a ja nie potrafiłem już dłużej udawać. Każdy jego gest, każde słowo, przypominało mi o wszystkim, co próbowaliśmy zbudować, a co zostało zniszczone. Myślałem, że uwolniłem się od tego wszystkiego, że już nigdy nie pozwolę mu ponownie wejść w moje życie, ale teraz... Wszystkie te uczucia, które próbowałem stłumić, wracały ze zdwojoną siłą.
Nie mogłem pozwolić, by zobaczył, jak bardzo jego obecność na mnie wpływa. W sumie sam nie potrafiłem w to uwierzyć.
- Możesz mnie już puścić - powiedziałem cicho, choć nawet ja słyszałem, że w moim głosie brakowało stanowczości. Gregory tylko uśmiechnął się lekko, jakby wiedział, że te słowa to tylko pusta formalność, desperacka próba odepchnięcia go.
Mój umysł toczył wewnętrzną walkę. Wiedziałem, że powinienem się odsunąć, wykrzyczeć jak bardzo go nienawidzę, jednak nie potrafiłem.
Gregory wciąż patrzył na mnie z cichą prośbą w oczach, ale nie mogłem już dłużej wytrzymać. Wyrwałem rękę z jego uścisku, odwracając wzrok, by nie ujawnić, jak bardzo mnie to boli. Zrobiłem krok w tył, czując, jak moje serce bije niespokojnie.
- Erwin proszę posłuchaj mnie... - zaczął spokojnie, ale nie miałem zamiaru go słuchać.
Podkręciłem głowę, odwracając się w stronę stołu. Musiałem się napić. Szybkim krokiem ominąłem ludzi wężykiem.
Byłem tchórzem.
Jeszcze stojąc, chwyciłem butelkę wódki i nalałem pełny kieliszek, mimo iż nadal był w połowie pełny. Wypiłem większość na raz, przez co od razu mnie zemdliło. To była wódka, a nie jakieś słabe piwo, więc czułem, jakie ma skutki uboczne. Usiadłem na swoim miejscu przy stole, a trójka przyjaciół natychmiast skupiła na mnie swoje spojrzenia. Albert zmarszczył brwi, wyraźnie zaniepokojony moim stanem.
- Tylko nie upij się na śmierć przez niego. - odparł, jednak zaraz dodał. - Może lepiej chodźmy już do domu?
- Nie trzeba, dobrze się czuję - odparłem, choć sam nie wierzyłem w te słowa.
Albert wymienił szybkie spojrzenia z resztą grupy. Nikt nie próbował mnie przekonywać, że jest inaczej. Zamiast tego zapadła cisza. Alkohol powoli, ale nieubłaganie rozgrzewał moje ciało, sprawiając, że wszystko, co mnie bolało, wydawało się mniej dotkliwe, ale nadal było obecne.
Minuty mijały, a ja czułem, że dłużej tego nie wytrzymam. Atmosfera przy stole, rozmowy, które były zbyt głośne, myśli, które zbyt chaotycznie krążyły mi po głowie - wszystko to stawało się nie do zniesienia, a wypity alkohol nie polepszał sytuacji.
CZYTASZ
Mon amour | Morwin
FanfictionErwin i Gregory byli kiedyś nierozłączni, łączyła ich prawdziwa miłość, która wydawała się niezniszczalna. Jednak z czasem ich relacja zaczęła się pogarszać, a dystans między nimi rósł z każdym dniem. Choć każdemu wydawało się, że to różnica stylu ż...