Rozdział 4

339 24 2
                                    

Z przeciągłym westchnieniem otworzyłem szafkę, zaczynając przeszukiwanie półek w poszukiwaniu kawy. Gdzieś pomiędzy puszkami i słoikami z przyprawami w końcu ją znalazłem. Oparłem się na chwilę o blat, czując, jak zmęczenie wypełnia całe moje ciało. Była szósta nad ranem, a ja ani na moment nie zamierzałem się kłaść. Wiedziałem, że nie zasnę, więc postanowiłem zająć się czymś bardziej produktywnym, choć równie nużącym czyli obejrzeniem czegoś.

Kot, jakby wyczuwając moje zniechęcenie, z gracją wskoczył na stół, wpatrując się we mnie z typowym dla siebie niewzruszonym spokojem. Wyjąłem talerzyk i puszkę z karmą, delikatnie nałożyłem porcję i postawiłem ją przed nim. Zwierzę od razu zaczęło jeść, a ja odwróciłem wzrok, by spojrzeć przez okno.

Pierwsze promienie słońca nieśmiało przełamywały ciemność nocy, barwiąc horyzont na ciepłe odcienie pomarańczu i różu. Gdy czajnik zaczął gwizdać, wyrywając mnie z tego z lekkiego zamyślenia, wyłączyłem gaz, sięgnąłem do górnej szafki po kubek. 

Wziąłem do ręki ten zwykły, biały kubek, który służył mi od lat, ale zanim zamknąłem drzwiczki, mój wzrok padł na inny - na ten z napisem „LSPD". Zawahałem się. To był jego kubek. Jeszcze z czasów, gdy wszystko wydawało się proste i piękne, kiedy byłem gotów oddać mu całe serce. Nagle poczułem ukłucie w piersi. Zacisnąłem dłonie na drzwiczkach szafki, starając się zignorować tą rzecz, ale coś we mnie pękło. Jakby jakaś niewidzialna siła kazała mi sięgnąć po niego. Powoli, niemal mechanicznie, wyjąłem kubek. Wpatrywałem się w niego, a z każdą sekundą czułem, jak rośnie we mnie złość. To była złość tak paląca, że zaczynała mnie dusić od środka.

Kubek, który trzymałem, symbolizował wszystko, co utraciłem — całe to uczucie, całą wiarę w to, że istnieje coś takiego jak prawdziwa miłość. W jednej chwili, zbyt szybko, zbyt niespodziewanie, cała ta iluzja rozpadła się na milion kawałków, a ja stałem z tym cholernym kubkiem w dłoni, który przypominał mi o tym, jak bardzo byłem zaślepiony.

Serce zaczęło mi bić szybciej, a oddech stał się płytki i urywany. Przypływ paniki uderzył we mnie jak fala, odbierając mi zdolność logicznego myślenia. W uszach zaczęło mi szumieć, a cały świat wokół zniknął, pozostawiając mnie sam na sam z tą złością.

W przypływie emocji, których już nie potrafiłem kontrolować, rzuciłem kubek z całej siły o podłogę. Roztrzaskał się na tysiące kawałków, a dźwięk tłuczonego szkła odbił się echem w pustej kuchni.

— Jesteś pierdolonym manipulatorem! — wykrzyczałem, czując, jak gniew przejmuje nade mną kontrolę. — Oddałem ci wszystko, a ty mnie zniszczyłeś! Jak mogłeś? Jak mogłeś tak po prostu mnie zostawić?!

Głos mi drżał, a ja zacząłem chodzić w tę i z powrotem, nie wiedząc, co zrobić z tą narastającą falą emocji. W głowie przewijały się wszystkie chwile, kiedy czułem się z nim szczęśliwy, kiedy myślałem, że to jest coś, na czym mogę budować przyszłość. Wszystkie te wspomnienia teraz były jak trucizna, która tylko mnie zatruwała.

— Minęło sześć pierdolonych miesięcy, a ty nadal mi siedzisz w głowie.. dlaczego? Powiedz mi dlaczego! — wykrzyczałem w pustą przestrzeń, choć tak naprawdę wykrzykiwałem te słowa do siebie. — Uwierzyłem w każde twoje słowo, każdą obietnicę. Jak mogłem być tak głupi?!

Czułem, jak łzy palą mnie pod powiekami, ale nie chciałem płakać. Łzy nie miały tu miejsca. Były tylko gniew i nienawiść, która teraz wybuchła we mnie z całą siłą. Uderzyłem pięścią w blat, czując ból w knykciach, ale to był ból, który mogłem znieść. Przynajmniej był realny, namacalny. Nie jak ten emocjonalny, który mnie rozdzierał na kawałki.

Z trudem łapałem oddech, jakby powietrze nie chciało wypełniać moich płuc. Stałem nad rozbitym kubkiem, patrząc na rozsypane po podłodze odłamki, które teraz były tylko kolejną pamiątką po czymś, co dawno powinienem wyrzucić ze swojego życia.

꧁꧂

Mon amour | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz