Rozdział 8 Chris/ Painter

3.5K 134 1
                                    

Od owego grilla minęło prawie pół roku, a moje myśli nadal zaprzątała czarnowłosa. Nie ważne co robię i gdzie jestem w głowie ciągle widzę jej wkurwiony wzrok. Czuję się jakby rzuciła na mnie jakiś pieprzony urok.

Big miał nieźle przejebane w domu, Camilla stworzyła mu tam istne piekło. Ban na seks to dopiero początek, ale to chyba najgorsza z najgorszych możliwych kar. Jego żona twierdzi, że przez incydent z młodym Sara się trochę do niej zdystansowała.

Co chodzi o prospekta już nim nie jest. Jeszcze tego samego dnia wraz z Big'iem wyrzuciliśmy go za bramę. Chłopak prawie płakał i błagał żebyśmy go nie wyrzucali. Niestety, ten kto łamie rozkazy ponosi tego konsekwencje. Powinien być zadowolony, że tylko na tym to się skończyło, bo to przez niego Big odczuwa najciężej tę sytuację.

Patrzę niewidzącym wzrokiem w ekran komputera i zastanawiam się co mógłbym zrobić żeby polepszyć sytuację między tymi dwiema. Wraz z braćmi próbowaliśmy przeprosić Sarę, ale nawet nie otworzyła drzwi.

Następnym krokiem było wysłanie kwiatów i liściku z przeprosinami. Odebrała go od kuriera, ale bez odpowiedzi. Za każdym razem przejeżdżając koło jej domu, gdy akurat była w ogrodzie witałem się z nią gestem ręki. Też nic, udawała, że mnie nie widzi. Nawet nie wiem czemu się tym przejmuje.

Wzdycham i opadam plecami na oparcie fotela. W tym samym czasie otwierają się drzwi mojego gabinetu.

- Zajęty? - w progu staje mój vice.

- Nie. Wchodź - machnąłem ręką, żeby wszedł i się rozsiadł - o co chodzi?

- Nie wiem czy wiesz, ale dowiedziałem się od Camilli, że w sobotę jest otwarcie nowego baru, a raczej klubu. Ciężko określić.

- I co w związku z tym? - zapytałem nie wiedząc co to ma za związek z nami.

- To bar Sary. Camilla chce żebyśmy wpadli. Wiesz, im więcej ludzi tym lepiej. Musi się roznieść o nim wieść żeby zaczął się rozwijać. W ten sposób moja żona chce odkupić winy wobec Sary za tamten wieczór.

- Hmm ... No ok. Jeśli w piątek, w nocy transport dotrze bez problemów to możemy się tam wybrać. Powiadom wszystkich chłopaków. Prospektów też, ale zastrzeż, że jeden wybryk i wylatują na zbity pysk - nie mogę pozwolić żeby coś jeszcze głupszego wpadło im do głowy na otwarciu jej clubu.

- Jasne Prez. Do później.

- Zaczekaj. Jak nazywa się ten klub? - może uda mi się już coś wyszukać w internecie .

- Black Paradise. Czarny raj - odpowiedział i opuścił moje biuro.

Ciekawa nazwa pomyślałem i zacząłem wpisywać w wyszukiwarkę. Wyskoczyło kilka propozycji miejsc, ale to za daleko. Dopiero przy czwartej stronie trafiłem na odpowiednią.

Szata strony była czarno czerwona ze złotymi napisami. Elegancka, ale również prosta. Na głównej stronie dużymi literami widniało ogłoszenie:

" Już w tą sobotę serdecznie zapraszamy na otwarcie nowego klubu w samym centrum Wander Lake. "

Pod spodem było jeszcze napisane coś o dobrym alkoholu, muzyce dla każdego i pięknych tancerkach. Czyżby klub ze striptizem? Przecież to do niej w ogóle nie pasuje. Zresztą co ja tam o niej wiem.

Zamknąłem kartę ze stroną klubu i przeszedłem do mail'a z najnowszym raportem za broń dla oddziału meksykańskiego kartelu stacjonującego w sąsiednim miasteczku.

Zacząłem przeglądać go i liczyć, ale za każdym razem coś mi się nie zgadzało. Zacząłem przeglądać raporty z poprzednich dostaw. Wszędzie to samo.

Wyjąłem telefon i wybrałem numer do Eryka. Naszego księgowego.

- Przyjdź natychmiast do mojego biura- wydałem rozkaz i odłożyłem telefon.

Nie minęło pięć minut, a usłyszałem pukanie i drzwi się otworzyły.

- Siadaj - poczekałem, aż zajmie miejsce i kontynuowałem. - Powiedz jak to możliwe, że dopiero teraz przez przypadek zauważyłem, że od kilku tygodni rozliczenia z Alvarez'em się nie zgadzają? Rzadko zaglądam do raportów, bo myślałem,że Ty tego pilnujesz jako nasz księgowy.do raportów, bo myślałem,że Ty tego pilnujesz jako nasz księgowy.

- Prez to nie tak, u mnie w raportach wszystko się zgadza. Mogę Ci pokazać. - powiedział, a jego ręce drżały jak u wieloletniego alkoholika.

- Przynieś je.

Eryk zerwał się z miejsca i wybiegł. po niecałych dwóch minutach był spowrotem z plikiem kartek. Zacząłem po datach porównywać je z tymi z mojego konta. Te z ostatnich dwóch miesięcy się różniły. Według jego raportów faktycznie wszystko się zgadzało. Więc dlaczego u mnie były inne kwoty? Kurwa. Ktoś nas okrada. I udawałoby mu się to dalej gdybym z nudów nie otworzył tych plików.

- Masz - oddałem mu kartki - a teraz wracaj do swojej pracy.

- Oczywiście Prez.

Rozsiadłem się wygodniej, a myśli kłębiły mi się w głowie. Wygląda to jakby ktoś fałszował raporty księgowego i nie miał pojęcia, że do mnie docierają oryginały. Tylko kto by miał do tego dostęp i po co? Nie mamy w klubie zdrajców, przynajmniej tak mi się wydaje, ale co jeśli się mylę?

Już dawno chciałem zakończyć współpracę z tymi meksykańskimi gnojami, ale niestety mój ojciec za życia podpisał z nimi pakt, który ma trwać jeszcze pięć lat. To niestety blokuje moje ruchy, inaczej mógłbym wywołać wojnę, a tego nam nie potrzeba. Z drugiej strony muszę dojść do tego kto nas okrada. Czyżby Alvarez podesłał tu kreta?

W moich raportach kwoty sprzedaży opiewają na około dwieście tysięcy, a te od księgowego na jakieś dwieście dwadzieścia, czasem dwieście trzydzieści. Ktoś zaczął systematycznie wyprowadzać kasę z funduszy klubu. W ciągu kilku miesięcy kwota wyprowadzonych pieniędzy będzie już sięgać ponad sto tysięcy. Może to i nie dużo, ale nie wiadomo przez jak długi czas pieniądze by jeszcze znikały.

Zamknąłem laptopa i wyszedłem szukać przyjaciół. Musimy pomyśleć co zrobić z nowo odkrytymi faktami.

Nowy Początek ( Black Riders Mc) #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz