epilog Chris/Painter

5K 156 11
                                    

Ostatnie trzy miesiące zleciały w mgnieniu oka. Zdecydowaliśmy z Sarą, że zamieszkamy w jej domu, bo i tak znajduje się blisko klubu, więc następnego dnia po pamiętnym grillu, na którym świętowaliśmy nasz związek i nowe dziecko w rodzinie spakowałem wszystkie swoje rzeczy z mojej sypialni. Teraz już w naszym domu znajdowało się wystarczająco miejsca dla naszej czwórki.

Pokój gościnny znajdujący się najbliżej naszej sypialni przeznaczyliśmy dla maleństwa zaczynając w nim już remont. Mia jak przystało na starszą siostrę bardzo się angażowała w wybieranie kolorów ścian, mebli i dodatków, bo dwa tygodnie temu dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć syna.

Informacja o tym, że to będzie malutki chłopiec wypełniała mnie dumą. Już potrafiłem sobie wyobrazić jak będę grać z nim w piłkę i się bawić, a później będę mógł w nim zaszczepić miłość do motorów i przekazać całą swoją wiedzę o biznesie. Nauka strzelania, używania noży i walki wręcz też go nie ominie ze względu na świat, w którym żyjemy, ale Sara kazała mi obiecać, że jeśli nie będzie chciał w przyszłości zająć mojego miejsca nie będę go do tego zmuszać.

Muszę przyznać, że sam doszedłem do takiego wniosku. Mój ojciec od małego wpajał mi, że moją jedyną drogą jest bycie prezesem nie dając innego wyboru. Nie chciałbym, aby mój syn przez moje zachowanie czuł się zobowiązany do spełnienia moich oczekiwać wbrew sobie, więc złożenie tej obietnicy nie było trudne.

W klubie również się wszystko układało, a Paradise pomimo rzadkiej obecności Sary w pracy też radził sobie wspaniale. Coraz więcej ludzi spoza Wonder Lake zaczęło przychodzić na organizowane przez klub imprezy dzięki szybko rozprzestrzeniających się informacji na temat niesamowitych show odbywających się w weekendy.

Mia miesiąc temu oficjalnie stała się moją córką. Dzięki odpowiednim znajomościom wraz z Sarą udało nam się załatwić papiery adopcyjne, a sąd przyklepał je na pierwszej rozprawie widząc jak silna więź połączyła mnie z dziewczynką. Na naszą korzyść była też wiadomość, że spodziewamy się drugiego dziecka.

A Sara? Moja kobieta z widocznym brzuszkiem stała się jeszcze piękniejsza. Nieraz marudziła, że co chwilę musi kupować nowe ubrania, bo w stare się nie mieści, ale robiła to z uśmiechem na ustach. Nigdy też nie sądziłem, że kobiety w ciąży mogą czasami być, aż tak nieznośnie. W jednej chwili potrafi przejść od złości, płaczu i krzyku do uśmiechu i na odwrót, ale jak przystało na prawdziwego mężczyznę znoszę to dzielnie. Gdy płacze przytulam ją i całuje, gdy krzyczy wysłuchuję spokojnie co ma do powiedzenia, a gdy jest zła już wiem, że najlepszym lekarstwem jest seks, albo czekolada.

Tak... Seks. Seks jest niesamowity. Gdy małą zabiera na weekend Camilla, albo Boxer, który stał się jej ulubionym wujkiem potrafimy nie wychodzić w ogóle z łóżka. Jak to powiedziała Sara musimy korzystać póki dziecko jeszcze siedzi w brzuchu.

Moje życie stało się snem, z którego nie chciałbym się nigdy obudzić. Spełniło się moje marzenie, o którym nie miałem pojęcia dopóki nie stało się rzeczywistością.

Z rozmyślań wyrwał mnie telefon od Tiger'a.

- Siema Prez. Jest sprawa.

- Co jest?

- Mam ważne informacje. Najlepiej jakbyśmy się spotkali o szóstej w klubie. Wszyscy - słyszałem po jego głosie, że to coś poważnego.

- Kogo masz na myśli mówiąc wszyscy?

- Nas i kobiety. Ich też to dotyczy.

- Dobra. Zwołam wszystkich. Do zobaczenia.

Spojrzałem na zegarek. Mieliśmy dwie godziny. Przesłałem wiadomość do wszystkich łącznie z Mel i zszedłem do salonu przekazać Sarze, że musimy iść do klubu.

- Skarbie, dzwonił Tiger. Na szóstą musimy być w klubie na zebraniu.

- Coś się stało? - zapytała, a na jej twarzy pojawił się niepokój. Wolałbym żeby się nie denerwowała, ale nie mogłem nic przed nią ukrywasz skoro przyjaciel powiedział, że dotyczy to też dziewczyn.

- Nie wiem. Tiger noc nie powiedział przez telefon. Dowiemy się na miejscu.

Równo o szóstej weszliśmy do salonu klubu, w którym znajdowali się już wszyscy. Mią i dziećmi Camilli w ogrodzie  zajęła się Lili żebyśmy mogli w spokoju porozmawiać.

- Dobrze. Skoro jesteśmy już wszyscy Tiger powiedz nam co się stało, że nas tu ściągnąłeś - powiedziałem siadając obok Sary na kanapie.

- Dzisiaj rano na naszego głównego mail'a dostałem dziwną wiadomość. Próbowałem namierzyć kto to wysłał niestety wszystkie serwery zostały tak zabezpieczone, że nie mam możliwości wyśledzenia go.

- Jaką wiadomość? - spytała Sara chwytając mnie za rękę.

- Otóż wasz konkurencyjny klub ma nowego właściciela i...

- Wiem. Rozmawiałam wczoraj z bratem. Podobno jakiś Rosjanin rozszerza swoje interesy o kluby w Stanach. Zainteresował się tym tylko, dlatego, że w artykule była nazwa naszego miasta - przerwała mu Sara.

- Czemu nic mi nie powiedziałaś? - zapytałem kobiety.

- Nie sądziłam, że to coś ważnego. Ot jakiś Rosjanin przejmuje klub. Przecież to nic niezwykłego - powiedziała wzruszając ramionami.

- Właśnie, że to ważne - odezwał się Tiger na powrót zwracaj na siebie naszą uwagę.- Ten Rosjanin to nijaki Borys Klimov według informacji z anonimowej wiadomości. Sprawdziłem gościa. To jeden z podszefów odłamu rosyjskiej Braci i biznesmen. Niestety nie ma nigdzie więcej informacji na jego temat, a chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że rosyjska Brać to sami pojebańce. Nasz dobry duszek przekazał jeszcze, że ten cały Borys podobno przejął ten klub, bo kogoś szuka, ale nie wiadomo kogo i prawdopodobnie ta osoba ukrywa się na naszym terenie.

- Musimy znaleźć kogoś kto zna tego Borysa i dowiedzieć się o co dokładnie chodzi. Jeśli kupił klub, który jest konkurencją Paradis'u może to być powiązane - stwierdziłem intensywnie myśląc.

- Ja wiem kim on jest - usłyszeliśmy cichy głos z rogu pomieszczenia. Wszyscy naraz obróciliśmy się w tamtą stronę. Głos należał do Mel.

- Skąd go znasz? - spytałem ciekawy tego co może nam o nim powiedzieć.

- Pracowałam kiedyś w jednym z jego klubów w Rosji. To zły człowiek. To diabeł w ludzkiej skórze - powiedziała, a ja widziałem, że nie koloryzuje, że ten facet na serio ją przerażał.

- Wiesz kogo może szukać? - zapytał Snake.

- Wiem. Mnie - gdy te słowa padły z jej ust Snake pobladł, Sara i Camilla również. W salonie można było usłyszeć dźwięk wydawany przez latającą muchę wokół lampy.

- W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak szykować się na wojnę. Jeśli ktoś się nie zgadza musi powiedzieć to teraz, później nie będzie odwrotu.

- Painter nie... Ja odejdę. Ukryje się, a wy będziecie bezpieczni - powiedziała Mel patrząc mi prosto w oczy. - Nie wiecie kim on jest. Nie wiecie co potrafi...

- Mel, nie zostawimy Cię z tym samej. To jak? Wchodzimy w to? - zapytała Sara szokując mnie. Wiedziałem, że Mel stała się bliska, ale nie sądziłem, że zechce dla niej ryzykować.

- Tak.

- Tak.

- Tak - wszyscy jednogłośnie się zgodzili.

- W takim razie musimy być gotowi w każdej chwili do walki. Za nas wszystkich, za każdego z osobna, razem i na zawsze! - krzyknąłem wznosząc pięść w górę.

- Na zawsze - odkrzyknęli wszyscy bracia.

Koniec spokoju, koniec leniwych i beztroskich dni. Czas poraz kolejny zawalczyć o nasze bezpieczeństwo i życie. Bo jakkolwiek mogłoby to dotyczyć jedynie Mel nikt nie ma pewności, czy niebezpieczeństwo nie zapukałoby i do naszych drzwi.

************Koniec************

Nowy Początek ( Black Riders Mc) #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz