rozdział 39 Chris/Painter

3K 121 1
                                    

Stałem i patrzyłem na martwe ciało Jake'a. Nikt się nie odzywał, staliśmy jedynie oddychając i przetwarzając to co się właśnie wydarzyło. Nie miałem pojęcia co musiało się stać Sarze podczas jej nieobecności skoro udało im się ją złamać. Fakt, uczyłem ją samoobrony i ćwiczyliśmy strzelanie, ale nie sądziłem, że potrafiła by zabić, szczególnie tak jak teraz z pełnym spokojem. Chociaż to może być tylko maska, bo to co ujrzałem w jej oczach w piwnicy graniczyło z desperacją. To jak strzelała do naszego więźnia pokazało, że musiała się upewnić, że ten skurwysyn trafi wprost do piekła.

- Idźcie się umyć - pierwsza odezwała się Sara kierując te słowa do nas. - Jesteście cali we krwi. Później muszę z wami porozmawiać.

- Za pół godziny kościół - oznajmiłem i ruszyłem w stronę domu. Big wydał polecenia w sprawie ciała, a Sara poszła w stronę ogrodu uprzednio oddając mi pistolet. Nie chciałem jej teraz zostawiać samej, ale nie mogłem paradować ubrudzony krwią na zewnątrz. I tak cud, że akurat nikt tędy nie przejeżdżał, gdy staliśmy na podjeździe.

Pół godziny później czekaliśmy wszyscy wraz z prospektami na Sarę w specjalnym pomieszczeniu z miejscami przy stole dla wszystkich członków. Gdy tylko drzwi się otworzyły zapadła kompletna cisza, a nasze spojrzenia skierowane były na moją kobietę. Wstałem chcąc ustąpić jej miejsca, ale pokręciła głową i stanęła w odległym rogu pokoju. Bolało mnie to, że bała się przebywać z nami, a z jej oczy zniknął blask, który tak uwielbiałem.

- Saro kochanie, zacznijmy od początku. Opowiedz nam co się stało tego dnia, kiedy zniknęłaś i co było dalej- powiedziałem spokojnie posyłając jej zachęcający uśmiech, którego niestety nie odwzajemniła. Obróciła się tyłem do nas, a przodem do okna i zaczęła opowiadać.

- Chciałam was ochronić, a przede wszystkim chciałam ochronić swoją córkę. Postanowiłam się wymknąć i zapłacić te pół miliona. Gdy wyszłam z pokoju natknęłam się na Jake'a - Słuchaliśmy jej ani razu nie przerywając. Wiedziałem, że musi ją to wiele kosztować. - Po odzyskaniu przytomności zorientowałam się, że zamknęli mnie w piwnicy. Na sobie miałam tylko bieliznę. Starałam się znaleźć sposób na ucieczkę stamtąd, ale nie było na to szans. Jakiś czas później przyszedł do mnie mężczyzna. Przedstawił się jako ich prezes i stwierdził, że opowie mi wszystko, bo napewno już tu nie wrócę, a przynajmniej nie żywa - kiedy powiedziała, że to mój wygnany wuj nie mogłem uwierzyć. Opowiedziała wszystko ze szczegółami co jej powiedział, a następnie przeszła do dalszej części opowieści. - Dziennie dostawałam suchy chleb i wodę. Któregoś dnia do piwnicy zeszło dwóch mężczyzn, których myślałam, że nie znam. Okazało się jednak, że to ci sami, którzy próbowali mnie zgwałcić, a później zgwałcili Mel - przerwała, a ja już wiedziałem co powie. Oddychałem szybko próbując się uspokoić, aby dotrwać do końca tego co chce nam opowiedzieć. - Przez kilka kolejnych dni przychodzili i gwałcili mnie brutalnie bijąc i znęcając się nade mną. Przez to z dnia na dzień traciłam coraz to więcej sił. Brak odpowiedniego pożywienia i odwodnienie też nie sprzyjały. Wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię umrę - zaczęła drżeć, chciałem ją przytulić, pocieszyć, ale nie bylem pewny czy ona by tego chciała. - Szóstego dnia nikt rano nie przyszedł, co mnie zdezorientowało. Wkońcu codziennie rano przychodzili... Wieczorem jednak drzwi się otworzyły, a do wewnątrz wszedł inny mężczyzna, ten najmniejszy i najsłabszy z nagrania, które część z was widziała - przytaknęliśmy zgodnie. - Wiedziałam, że to moja jedyna szansa, tym bardziej, że przyznał, iż znajdujemy się sami w tym budynku. Tak jak tamci chciał się zabawić. Żeby uśpić jego czujność zgodziłam się bez walki. Kazał mi sobie obciągnąć - z jej oczu zaczęły spływać pierwsze łzy, które mogliśmy zobaczyć tylko dzięki jej odbiciu w szybie okna. - Gdy był blisko dojścia ugryzłam go z całej siły, a drugą rękę zacisnęłam na jego jajach. Uderzał mnie w głowę i się szarpał, ale nie odpuszczałam. Udało mi się szybkim ruchem wyjąć broń zza jego spodni i odsunąć się na bezpieczną odległość. Wiedziałam, że jeśli uda się mu do mnie podejść będę trupem. Musiałam to zrobić. Najpierw strzeliłam raz, ale trafiłam w bark więc strzeliłam poraz drugi trafiając w brzuch. Nie wiem jakim cudem udało mu się wstać, ale wstał. Zaczęłam oddawać kolejne strzały, aż magazynek był pusty. Wybiegając stamtąd udało mi się zabrać tylko koszulkę, koc i siatkę, w której była butelka wody i kanapka.

Słuchaliśmy uważnie całej opowieści. Musiała być przerażona idąc przez wiele godzin lasem. Gdy dotarła do momentu jak jakaś kobieta o imieniu Kara przywiozła ją do nas wkońcu odetchnąłem. Widziałem, że wszyscy obecni w pomieszczeniu przeżywali to wraz z nią. Tak wiele przeszła w ciągu tych kilku dni, ale się nie poddała. Była zmuszona zabić by ratować własne życie.

- Dziękuję skarbie, że nam to odpowiedziałaś - odezwałem się walcząc sam ze sobą, aby głos mi się nie załamał. - Czyli podsumowując. Szefem jest mój wuj Steve, Jake był wtyką i zdrajcą, ich celem było zniszczenie nie tylko nas, ale tak jak podejrzewaliśmy wszystkich trzech klubów. Powiedzieli Ci może gdzie jest ich baza? Bo ten budynek, w którym cię przetrzymywali znajdziemy dzięki twoim wskazówkom.

- Nie, nie powiedzieli, ale wydaje mi się, że skoro ten z piwnicy nie żyje, Jake również i ten tam w lesie to nie mając z nimi kontaktu w najbliższym czasie mogą przyjechać tam gdzie ja byłam żeby sprawdzić co się dzieje.

- Racja. Musimy jak najszybciej zlokalizować dokładne jego współrzędne, tym zajmie się jak zawsze Tiger. Ja dogadam się z Agony'm i Alvarez'em, aby obstawić cały teren. Zbierzcie cały sprzęt jaki mamy, zapasy jedzenia i wody również, bo nie wiadomo jak długo tam będziemy zanim się pojawiają. Jeszcze dzisiaj jak się ściemni wyruszamy.

- Prez ustawie jeszcze ten nowy program wyszukujący twarzy w monitoringu miejskim. Może uda mi się wyretuszować zdjęcie Steva tak, aby go postarzyć. Może się uda - oznajmił Tiger.

- Dobra. Warto spróbować. Sara pomożesz mu? Ty jako jedyna wiesz jak teraz wygląda.

- Jasne - odpowiedziała i spojrzała na mnie. - On musi zginąć.

- Zginie, a ty i Mia jesteście i będziecie już zawsze bezpieczne.

- Mam taką nadzieję - mówiąc to ruszyła do wyjścia. Nie próbowałem jej zatrzymywać. Zasłużyła na chwilę wytchnienia po tym jak musiała pamięcią wrócić do tych wszystkich okropności. Przed wyjazdem i tak muszę z nią jeszcze porozmawiać sam na sam.

- Dobra bierzemy się do roboty - uderzyłem ręką w stół i skierowałem się do swojego biura.

- Mam ważne informacje - powiedziałem do wspólników od razu po wybraniu bezpiecznego połączenia.

- Gadaj - odpowiedział Agony i następne pół godziny spędziłem na przekazaniu im najważniejszych wiadomości i ustaleniu planu działania.

- Punkt ósma ruszamy. Jak tylko dostanę współrzędne budynku prześlę je wam i współrzędne miejsca, w którym się spotkamy. Do zobaczenia.

Dwie godziny później wszystko było gotowe. Mieliśmy pięć godzin, aby odpocząć i nabrać sił więc udałem się do sypialni. W środku na łóżku leżała Sara z Mią. Mała spała mocno wtulona w swoją mamę i cicho chrapała. Położyłem się z drugiej strony łóżka i delikatnie pogłaskałem dziecko po głowie.

- Bardzo tęskniła za tobą. Jedynie ze mną potrafiła przespać spokojnie parę godzin.

- Wiem. Camilla mi opowiedziała. Dziękuję, że się nią zaopiekowałeś.

- Nie dziękuj. To moja wina, że w ogóle doszło do tej sytuacji. Miałem zapewnić wam bezpieczeństwo, ale zawaliłem.

- Nieprawda. Gdybym Cię posłuchała może by to się nie wydarzyło. Chociaż pewnie Jake i tak jakoś by mnie porwał, wkońcu zajmował się moją ochroną.

- Ale i tak nie wybaczę sobie tego przez co musiałaś przejść. Słuchaj wiem, że to dla ciebie trudny temat, ale... Może powinien zbadać cię ginekolog skoro... Skoro oni...

- Skoro mnie zgwałcili? Może i powinnam, ale dopóki to się nie skończy nie ruszę się stąd nawet na krok - powiedziała stanowczo i spojrzała mi w oczy.

- Dobrze, ale wiesz, tam nie brałaś tabletek ani nic...

- Nie będę w ciąży. Oni nie... - wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy - oni nie dochodzili we mnie tylko na mnie...

- Skarbie...

- Wszystko jest ok. Prześpij się. Musisz być wieczorem wypoczęty. Porozmawiamy jak wrócisz.

- Dobrze - bardzo chciałem się do niej przytulić, ale odpuściłem. Zakończę to całe gówno, a później zajmę się swoją rodziną. Naprawię wszystko i sprawie, że blask w jej oczach wróci i już nigdy więcej nie zniknie.

Nowy Początek ( Black Riders Mc) #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz