rozdział 21 Chris/Painter

3.7K 133 1
                                    

Przez ostatnie dwa tygodnie odbywaliśmy z Sarą bardzo intensywne treningi. Najlepiej szło jej strzelanie do celu, mógłbym śmiało stwierdzić, że radzi sobie z bronią lepiej niż niejeden nasz prospekt. Na szczęście Jake, którego Big wybrał do ochrony czarnowłosej należał do tych, którzy byli idealnie wyszkoleni w walce wręcz, jak i obsłudze różnorakiej broni w tym noży. Tak więc gdy ja byłem zajęty robotą mogłem być spokojny o jej bezpieczeństwo, a to był dla mnie priorytet w tym momencie. Dodatkowo z samoobroną z dnia na dzień radziła sobie coraz lepiej.

Wiele razy widziałem, że ma już dosyć. Nasze ćwiczenia, treningi z dziewczynami, do tego mała córeczka, każdy na jej miejscu opadłby z sił. Mimo wszystko przez to co się wydarzyło nie miałem zamiaru odpuszczać. Zajebiście było też spędzać z nią dziennie czas, choć czasem były to również tortury, gdy jej skóra błyszczała od potu, pełne piersi unosiły się szybko w rytmie przyśpieszonego oddechu i wypinała okrągły tyłek opięty krótkimi spodenkami podczas ćwiczeń. Musiałbym być mnichem żeby na to nie reagować, a że nim nie jestem to zdarzało mi się wymawiać pójściem do toalety, aby pozbyć się problemu. Brak seksu od tak długiego czasu nie ułatwiał sprawy. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem tak długi post seksualny, a raczej nie mógłbym pamiętać, bo nigdy nie miałem takiej przerwy od seksu.


Niestety to nie jest odpowiedni czas na zabawę. Dopóki sprawa z tymi śmieciami się nie rozwiąże musimy być w pełni skupieni. Nic nie może nas rozpraszać, więc uznałem, że zdobycie jej serca muszę odłożyć w czasie, aż będzie całkowicie bezpiecznie. Ograniczyłem się do przyjacielskich gestów takich jak przytulenie, czy pocałunek w głowę. Widziałem niekiedy zawód w jej oczach, kiedy zamiast pocałunku w usta składałem go na jej czole, ale tak będzie dla nas lepiej.

Po za tym od jakiegoś czasu dochodzi do dziwnych sytuacji między nami, a pozostałymi dwoma klubami. Agony, jak i Alvarez mają między sobą problem. Podobno chodzi o jakąś kradzież transportu z dragami. W moim klubie za to próbowałem rozwiązać błędy w raportach, nawet Big pomagał mi w tym. Niestety za każdym razem wychodzi na to, że Alvarez miesza w zapłatach za broń, tym samym nas okradając. Może to robić tylko w jeden sposób, który bardzo nam się nie spodobał, a mianowicie mamy u siebie kreta. Nie wiem jakby to miało być możliwe skoro Tiger wszystkich prześwietla zanim w ogóle rozpatrujemy przystąpienie takiego delikwenta do klubu.

- Prez mamy problem - do biura wpadł Big i opadł na krzesło przed moim biurkiem.

- Co jest?

- Dzisiaj w nocy ktoś okradł i zdemolował tajny magazyn Dark Night MC.

- Kurwa. Wiadomo kto to zrobił? - zapytałem wkurwiony. Gówno goni gówno. Musimy wzmocnić ochronę naszego magazynu.

- Nie, ale oni oskarżają o to nasz klub. Niestety tylko my znamy lokalizację tego magazynu. Obawiam się, że mogą chcieć odwetu. Skradziono podobno wszystko z ostatniej dostawy, którą tam zawieźliśmy. Nie wiem kto mógł to zrobić, ale zaczynam podejrzewać, że za wszystkim co się ostatnio dzieje stoją Ci sami, co zaatakowali Sarę - przeczesał włosy palcami i wypuścił głośno powietrze z płuc.

- Poczekaj. Czyli uważasz, że kradzież dragów, broni oraz nasze znikające pieniądze za każdą dostawę do Alvarez'a i napaść na Sarę jest sprawką tych gnoji? - zapytałem i w sumie w jakiś sposób zaczęło się to łączyć w całość.

- Tak. Tak uważam. Patrz, to wszystko zaczęło się w czasie, gdy Agony i jego ludzie dojrzeli obcych w mieście, Alvarez dostał anonimowy telefon z zapytaniem o broń, a u nas znikają pieniądze. Możliwe, że dragi ukradli by je sprzedać i mieć forsę na broń. Tego co ukradli z magazynu nie było za wiele, a wyłudzając kasę od Sary wzbogacili by się o kolejne pół miliona, doliczając do tego dochód za narkotyki i braki w naszych rozliczeniach, a uzbierałby się w sumie z milion.

- Za taką kasę można wyposażyć małą armię - pokiwałem głową - problem w tym, że musimy mieć na to dowód, nasze domysły nie wystarczą.

- Może spróbujesz umówić spotkanie z Agony'm i Alvarez'em?

- Nie wiem czy się uda - przetarłem twarz dłońmi wykończony tym syfem. - Może i z Agony'm udałoby mi się dogadać, ale gorzej będzie z tym drugim.

- Słuchaj, nie mamy innego wyjścia - nagle na zewnątrz usłyszeliśmy strzały.

- Co jest kurwa?!

Wybiegliśmy z Big'iem z biura i pognaliśmy do salonu. W środku byli wszyscy nasi, przez okno zobaczyłem, że brama jest zamknięta, a kilkanaście motorów stoi po jej drugiej stronie. To jakaś jebana salwa nabojów. Po kilku minutach wszystko ucichło, a mój telefon się rozdzwonił. To Agony. Odebrałem po trzecim sygnale.

- Co ty kurwa odpierdalasz? - wydarłem się od razu po odebraniu połączenia.

- Witaj przyjacielu. Nie ładnie tak się nie przywitać.

- Nie pierdol tylko mój o chuj Ci chodzi.

- Nie wiesz? Więc Cię oświecę. Już zapomniałeś co zrobiliście z moim magazynem? - zapytał wkurzonym głosem.

- To nie my do chuja. Po co miałbym to robić? - zapytałem i przełączyłem się na głośnik. W telefonie zapadła cisza. - Pamiętasz naszą umowę? Nie mieliśmy być jak nasi ojcowie. To co przed chwilą się działo masz za rozmowę? Kurwa Agony, znasz mnie! Po za tym nie miałbym po co kraść twojej broni skoro mam cały magazyn swojej!

- Tylko wy wiecie, gdzie znajduje się magazyn - powiedział, a ja usłyszałem w jego głosie wahanie.

- Widocznie nie tylko my. Posłuchaj, odeślij chłopaków, ja zadzwonię do Alvarez'a. Musimy porozmawiać we trójkę.

- Po co on? - ponownie się wkurzył.

- Ufasz mi? - na odpowiedź musiałem chwilę zaczekać, ale w końcu odpowiedział.

- Ufam.

- W takim razie zrób jak powiedziałem, wejdź tylko ze swoim vice. Ja zadzwonię do Meksykanina i powiem żeby przyjechał.

Po trzech godzinach rozmów i przedstawienia wszystkich swoich domysłów doszliśmy do porozumienia. Wszystko się wyjaśniło, za każdy z ataków i za wszystkimi problemami w klubach musiał stać ktoś inny. Teraz tylko musimy dowiedzieć się kto i ustalić dalszy plan działania.

- To co chłopaki? Skoro się dogadaliśmy to teraz trzeba napić sięk zabawić na zgodę - powiedział Alvarez i klasnął w dłonie.

- Jestem za. Gdzie te wasze piękne dziewczynki? - zapytał Agony i ruszyliśmy w stronę salonu.

W pomieszczeniu za barem stał już uśmiechnięty Snake, który uwielbiał bawić się w barmana. Polał wszystkim i wykrzyknął

- Za współpracę! - podnieśliśmy szklanki w geście toastu i wypiliśmy do dna.

Whisky lało się strumieniami, wszyscy się śmiali i rozmawiali, a co poniektórzy już korzystali z wdzięków dziwek. Ostatnim co pamiętam to Christy próbująca rozpiąć mój pasek, a później nic.

Nowy Początek ( Black Riders Mc) #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz