rozdział 49 Sara

3.2K 128 4
                                    

Obudziły mnie śmiechy i piski Mii w salonie. Już dawno nie słyszałam tego jej radosnego śmiechu. Czując chłód z drugiej strony łóżka wiedziałam, że to dzięki Chrisowi. Przeciągnęłam się wstając z łóżka i sięgnęłam po szlafrok.

Wczoraj od razu wróciliśmy do mojego domu. Napisałam Camilli wiadomość, że wychodzę, a Chris powiadomił Big'a, który miał przekazać chłopakom, że wraca ze mną. Lily na nasz widok zaczęła podskakiwać radośnie jak małe dziecko ciesząc się, że znów jesteśmy razem. Stwierdziła, że skoro jesteśmy we dwójkę to ona jedzie do swojego mieszkania. Zapewne nie chciała nam przeszkadzać i zostawiła nas samych.

Wczorajsza noc przyniosła nam wiele emocji przez co zasnęliśmy od razu po położeniu się do łóżka. Resztę nocy mój ukochany trzymał mnie mocno w ramionach jakby bał się, że zaraz zniknę. Dzięki niemu pierwszy raz od kilku tygodni mogłam stwierdzić, że się wyspałam pomimo zaledwie czterech godzin snu.

Wchodząc do salonu oparłam się o framugę i patrzyłam na najwspanialszy obraz na świecie. Mężczyzna leżał na ziemi wśród zabawek, a Mia w sukience księżniczki, którą od niego dostała siedziała na jego brzuchu z lalką w rączce i coś mu tłumaczyła. Za każdym razem, gdy Chris robił śmieszną minę, albo łaskotał ją mała śmiała się tak bardzo, że odnosiłam wrażenie, iż za chwilę zabraknie jej powietrza.

- Dzień dobry - powiedział Chris i podniósł się z Mią na rękach.

- Mama! Patrz, patrz. Tata przyszedł! - ta autentyczna radość z jego obecności sprawiła, że oczy wypełniły mi się łzami. Chris widząc to szybko do mnie podszedł i mnie objął.

- Dzień dobry. Tak, widzę kochanie - ucałowałam najpierw córeczkę w główkę, a następnie złożyłam krótki pocałunek na ustach mężczyzny mojego życia.

- Chciałem przygotować nam śniadanie, ale ta mała księżniczka odkąd mnie obudziła nie chciała puścić choćby na chwilę.

- To nic. W takim razie wy się bawcie dalej, a ja wszystko przygotuję.

Zrobiłam szybkie śniadanie i kawę. Dla małej zaparzyłam jej ulubioną herbatę malinową z miodem i ułożyłam wszystko na stole. Patrząc na przygotowane jedzenie i słysząc póki co dwie najważniejsze osoby w moim życiu zaczęłam płakać. Cholerne hormony. Gdy ocierałem twarz do kuchni wszedł Chris z Mią na rękach. Widząc mnie zalaną łzami posadził małą w krzesełku i podszedł do mnie łapiąc dłońmi moją twarz.

- Skarbie? Co się dzieje? Coś cię boli? Coś nie tak?

- Nie - roześmiałam się. - To hormony. Wiesz ciąża i te sprawy. Poprostu słysząc was i widząc przygotowany stół dla naszej trójki wzruszyłam się.

- Weź kobieto. Nie strasz mnie - powiedział z udawaną złością, ale po chwili i na jego twarz wypłynął czuły uśmiech.

- Już dawno nie byłam poprostu taka szczęśliwa, dobra a teraz siadaj i jedź, bo wszystko stygnie.

- Tak jest proszę pani - zasalutował jak żołnierz i zasiadł do stołu.

W połowie śniadania rozdzwonił się telefon Chrisa, więc wyszedł odebrać informując mnie, że dzwoni Big. Widocznie musiało być to coś ważnego, bo o tej godzinie mężczyźni zazwyczaj śpią po takiej imprezie.

- Skarbie?

- Coś się stało? - zapytałam patrząc na Chrisa, który wrócił do stołu.

- Big wraz z chłopakami organizują dzisiaj grilla. Dzwonił powiedzieć żebyśmy przyszli najpóźniej na czwartą

- A mówił z jakiej to okazji?

- Tak. Wszyscy stwierdzili, że będziemy świętować twój powrót do naszej szalonej rodzinki. Domyślili się, że widocznie do siebie wróciliśmy skoro wracałem z tobą, a rano nie było mnie w biurze.

- Haha okey. To pewnie Camilla też już wie. Czeka mnie niezły opieprz, że nic jej nie powiedziałam, a jak się dowie o ciąży to mnie chyba zabiję - roześmiałam się.

- Nie pozwolę jej na to, a i jest jeszcze jedna sprawa.

- Jaka?

- Co z twoimi występami? Nie chciałbym żebyś...

- Chris - przerwałam mu. - Teraz już nie będę tańczyć. Już wcześniej podjęłam decyzję, że to mój ostatni występ. Jeszcze nie wiem jak będzie po urodzeniu dziecka, ale na tą chwilę odpuszczam. Nie chcę ryzykować, że coś mogłoby się stać maleństwu.

- Cieszę się, ale jak urodzisz też wolałbym...

- Chris...

- Dobra, dobra. Wrócimy do tematu za kilka miesięcy ok?

- Dobrze, ale to nie zmienia faktu, że nie pozwolę sobie zakazać robić tego co kocham - widziałam, że nie bardzo mu to odpowiada, ale na tą chwilę odpuścił, więc wróciliśmy do śniadania i rozmów na błahe tematy.

Przed czwartą przekraczaliśmy bramę klubu. Wszyscy zgromadzeni na nasz widok zaczęli wiwatować i bić brawo. Było to nieco krępujące, ale również miłe, że tak wielu ludzi nam kibicuje i cieszy się naszym szczęściem.

- Laska, masz przejebane, że nic mi nie powiedziałaś! - usłyszeliśmy krzyk Camilli pomimo ogólnego zamieszania.

Zewsząd wszyscy się schodzili i przytulali mnie i Mię, a Chrisa klepali po plecach i życzyli powodzenia. Dzięki tym wszystkim ludziom czułam się jakbym wróciła do domu z bardzo długich wakacji.

Dzieci biegały, śmiały się i przekrzykiwały jedno przez drugie. Wyobraziłam sobie jakby to było jakby oprócz Mii i dzieci Camilii po ogrodzie biegały pociechy reszty braci, a grono kobiet przy stole się powiększyło. Na tą chwilę byłyśmy tylko trzy. Ja, Camilla i Mel, którą mężczyźni traktowali jak młodszą siostrę.

- Sara, a ty co tak dzisiaj o samej wodzie? Może przygotuję ci jakiegoś drinka? - zapytał Snake, samozwańczy barman tego towarzystwa.

- Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Chrisa.

- No weź. Tak nie można - Snake nie odpuszczał na co Chris odchąknął i podniósł się ze swojego krzesła

- Chyba jest jeszcze coś czym musimy się z Sarą, z wami podzielić - wszyscy ucichli, a Chris podając mi rękę przyciągnął do swojego boku.

- No mów. Nie trzymajcie nas w takim napięciu - powiedział Boxer.

- Spodziewamy się dziecka - powiedziałam prosto z mostu.

Najpierw każdy znieruchomiał, a w następnej chwili przechodziłam z rąk do rąk. Każdy nam gratulował, przytulał i głaskał mój brzuch. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Przyjaciele wznosili toasty za nas i nasze dziecko, żartowali z Chrisa, że teraz będzie pantoflarzem, a mnie zapewniali, że zrobią wszystko żebyśmy byli bezpieczni.

To co czułam teraz względem tych ludzi, a to co myślałam o nich po pierwszym grillu na jaki zostałam zaproszona dzieliła przepaść. Przez ten prawie rok poznałam ich. Dowiedziałam się jacy są naprawdę, i że pierwsze wrażenie było mylne. Każdy z nich ma w sobie ciemną stronę, ale jakby na to nie spojrzeć ja również. Zabijają, torturują, handlują narkotykami i bronią, ale są też lojalni, szczerzy, opiekuńczy wobec siebie i jak kochają to całym sercem.

Może i wolałabym, aby prowadzili inny tryb życia, ale pokochałam ich takich jacy są. Zaakceptowałam ich w całości tak jak oni mnie. Zyskałam coś o czym wielu ludzi może tylko pomarzyć. Rodzinę. Trochę nienormalną, ale za to kochającą.

Nowy Początek ( Black Riders Mc) #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz