Prolog

407 22 4
                                    

— Dzień dobry, poproszę zestaw Happy Meal — powiedział klient, podchodząc do kasy z uśmiechem na twarzy. Upewniwszy się, że dobrze zrozumiałem zamówienie, wpisałem odpowiednią pozycję na kasę, a suma natychmiast pojawiła się na ekranie.

— Płatność kartą czy gotówką? — zapytałem, spoglądając na klienta.

— Kartą — odpowiedział szybko, wyciągając z portfela plastikowy prostokąt.

Kilkoma sprawnymi ruchami nacisnąłem odpowiednie przyciski na terminalu płatniczym, a urządzenie zasygnalizowało gotowość do przyjęcia płatności. Zbliżyłem terminal do klienta, który przyłożył kartę i w mgnieniu oka transakcja została zatwierdzona.

— Dziękuję. — powiedziałem, zerknąwszy na zegar ścienny, który wskazywał godzinę 22:36. — Zamówienie będzie gotowe za około pięć minut.

Klient skinął głową, a ja ruszyłem w stronę kuchni, by przygotować zamówienie. Dzisiejszego wieczoru panował raczej spokojny nastrój. W ciągu ostatniej godziny obsłużyłem zaledwie trzech klientów, co było dla mnie ulgą, zważywszy na to, że byłem sam na zmianie. Może i ktoś by powiedział, że to normalne, że o takiej godzinie nie ma ludzi chętnych na jedzenie, jednak nie w tym mieście. To miasto nigdy nie śpi.

Wiedziałem, że z każdą kolejną minutą zbliżam się do zamknięcia, co niezmiernie mnie cieszyło. Po prawie sześciu godzinach spędzonych w kuchni marzyłem tylko o jednym — wreszcie się odświeżyć, gdyż dosłownie śmierdziałem wszystkim. Jednak mimo że kończyłem już swoją zmianę w Burgershocie, nie mogłem jeszcze pozwolić sobie na pójście do domu. Przede mną była jeszcze cała noc na nogach.

W kuchni czekały na mnie składniki potrzebne do przygotowania zamówienia. Szybko i sprawnie złożyłem zestaw, dbając o to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Kiedy skończyłem, spakowałem jedzenie w charakterystyczną papierową torbę i wróciłem do kasy, gdzie czekał klient.

— Proszę bardzo. Życzę smacznego i miłego wieczoru! — powiedziałem, kładąc zamówienie na blacie. Zanim jednak mężczyzna zdążył podejść, ja już skierowałem się na zaplecze, pozostawiając go samego przy kasie.

Klient podziękował, co mogłem dosłyszeć, mimo że jego głos stłumiło zamykające się za nim drzwi. Spojrzałem jeszcze raz na zegar, który wskazywał, że do końca mojej zmiany i zamknięcia sklepu zostało zaledwie kilkanaście minut. Zadowolony, że dzień zbliża się do końca, postanowiłem zacząć sprzątać kuchnię, aby następna zmiana nie miała do mnie żadnych zastrzeżeń. Przecierałem szmatką blat, dbając o każdy szczegół, aby miejsce wyglądało nienaganne.

Moje sprzątanie nie trwało długo. Nagle drzwi do restauracji otworzyły się, a dzwoneczek nad nimi zadźwięczał, informując mnie o nowym gościu. Mimowolnie spojrzałem przez szybę w stronę wejścia, chcąc zobaczyć, kto przyszedł. Gdy tylko dostrzegłem napis "LSPD" na kamizelce, moje serce przyspieszyło. W duszy zacząłem modlić się, by to nie był on..

W końcu musiałem zebrać się na odwagę i wyjść do funkcjonariusza, starając się zachować spokój. Serce biło mi szybciej, ale gdy tylko zobaczyłem, kto stał przed kasą, poczułem falę ulgi, której trudno było opisać słowami.

— Cześć, Erwin, nocna zmiana? — zapytał Capela z uśmiechem, dostrzegając mnie, gdy wychodziłem z zaplecza.

— Raczej popołudniowa. Jestem już prawie sześć godzin tutaj. — odpowiedziałem z lekkim westchnieniem, próbując ukryć zmęczenie. — Zestaw ten, co zawsze, prawda? — zapytałem, stojąc jeszcze w drzwiach. Wiedziałem, że policjanci mają u nas jedzenie za darmo, więc przygotowanie zamówienia dla nich stało się niemal rutyną, bez podchodzenia nawet do kasy.

Mon amour | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz