Minuty ciągnęły się w nieskończoność, każda z nich wydawała się trwać wieczność, jakby czas zwolnił, a ja utknąłem w tej pustce. Czułem się uwięziony, jak zwierzę w klatce, w przestrzeni, która nie dawała mi żadnej ulgi. Przechadzałem się po tych kilku metrach kabiny - dwa kroki w jedną stronę, dwa kroki w drugą. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, ale każdy ruch zdawał się bezcelowy. Siadałem, wstawałem, podchodziłem do okna, spoglądałem na migoczące światła pod nami, jakby tam, na zewnątrz, mogłem znaleźć jakąś odpowiedź, choć wiedziałem, że jej tam nie ma.
Teraźniejszość bezustannie mieszała się z przeszłością. Mój umysł był jak splątany węzeł, próbujący na siłę rozplątać każdą nić myśli. Obrazy z przeszłości wdzierały się do mojej głowy, wspomnienia chwil, które wydawały się teraz tak odległe, a zarazem tak realne. Jak to możliwe, że jeszcze niedawno wszystko wydawało się takie normalne, a teraz siedzę tutaj, próbując zrozumieć, gdzie popełniłem błąd?
Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, jak doszliśmy do tego momentu. Kiedy to wszystko zaczęło się sypać? Czy były znaki, których nie widziałem? Czy coś w jej głosie, w sposobie, w jaki mówiła, powinno mnie ostrzec? Wspomnienia rozmów, chwil, w których wydawało mi się, że jesteśmy blisko, teraz wydawały się puste. Szukałem odpowiedzi, szukałem sensu, ale jedyne, co czułem, to rosnąca frustracja i poczucie winy. Jak to się stało, że nie zauważyłem, co się z nią dzieje?
To jak się poznaliśmy Pamiętam to jak dziś - konferencja w Londynie, jedna z tych, na które jeździłem z poczucia obowiązku, bez większych oczekiwań. Byłem zmęczony. Zmęczony tymi wszystkimi formalnymi rozmowami, które nigdy nie miały głębszego znaczenia. Po całym dniu wykładów i sztucznie uśmiechniętych twarzy, chciałem tylko uciec od tego zgiełku. Wziąłem drinka i wyszedłem na balkon, szukając chwili wytchnienia. Potrzebowałem choć kilku minut ciszy, odcięcia się od tego wszystkiego, co działo się wokół. Chciałem poczuć, że mam choć chwilę tylko dla siebie.
I wtedy ją zobaczyłem.
Stała tam, na drugim końcu balkonu, z telefonem przy uchu. Z początku wydawało mi się, że to jedna z wielu osób na konferencji - kolejna profesjonalistka, z której zaraz wrócę do swojej przestrzeni, ale coś mnie zatrzymało. Coś w jej postawie i wyglądzie przykuło moją uwagę. Miała na sobie elegancką, ale prostą sukienkę w odcieniu głębokiej zieleni, która subtelnie podkreślała jej sylwetkę, jednocześnie nie krzycząc o uwagę. Jej długie, ciemne włosy, lśniące w wieczornym świetle, swobodnie opadały na ramiona. Kiedy mówiła przez telefon, odgarniała je z twarzy gestem, który wydawał się tak naturalny, jakby wykonywała go tysiąc razy. Jej rysy były wyraźne, ale delikatne - zarysowane kości policzkowe, pełne usta i te oczy... Duże, głęboko brązowe, które miały w sobie coś magnetycznego. Wyglądała jak ktoś, kto ma wszystko pod kontrolą, ale jednocześnie emanowała spokojem, który mnie zaintrygował.
Jej skóra była jasna, kontrastująca z ciemnymi włosami, a delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy rozmawiała przez telefon. Była zmęczona, to było widać - dzień musiał być dla niej długi i pełen wyzwań, ale mimo to zachowywała nienaganną prezencję. Później dowiedziałem się, że pracowała jako koordynatorka tego wydarzenia. Odpowiadała za to, żeby wszystko przebiegało zgodnie z planem, i po jej postawie widać było, że jest przyzwyczajona do działania pod presją. Ale wtedy, na balkonie, nawet w tej chwili zmęczenia, była pełna energii, pewności siebie i jakiejś niewymuszonej elegancji.
To był moment, w którym, rozproszony jej widokiem i własnymi myślami, rozlałem swój drink. Szklanka wyślizgnęła mi się z rąk, a jej zawartość chlapnęła na podłogę tuż obok jej stóp. Zamarłem. Poczułem się jak kompletny idiota. Zacząłem przepraszać, próbując naprawić sytuację, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ona odwróciła się do mnie z uśmiechem, który rozbroił całą moją niezdarność.
- Konferencje bywają tak nudne, że nawet drinki chcą uciekać - zażartowała, a jej głos był miękki, ale pewny siebie, z lekko rozbawionym tonem. W jednej chwili zniknęło całe napięcie.
- Postawię ci drinka, jeśli tylko pozwolisz - odpowiedziałem, próbując odzyskać równowagę w tej niezręcznej sytuacji.
I wtedy coś się zmieniło. Ta rozmowa, która miała być tylko krótką wymianą uprzejmości, przerodziła się w coś więcej. Jej uśmiech, sposób, w jaki zareagowała na moje potknięcie, sprawiły, że czułem, jak między nami zaiskrzyło coś wyjątkowego. Nie było w niej pretensji ani dystansu, jakiego można by się spodziewać. Zamiast tego była otwarta, naturalna, jakbyśmy znali się od lat.
Zaczęliśmy rozmawiać. O rzeczach, które zupełnie nie miały związku z konferencją - o podróżach, miejscach, które kochała, książkach, które czytała. Była błyskotliwa, inteligentna, ale przede wszystkim miała w sobie coś, czego nie potrafiłem opisać - pewien rodzaj spokoju, który przyciągał. Mówiła o rzeczach, które sprawiały jej radość, a ja słuchałem, z każdym kolejnym zdaniem czując, że ta rozmowa to coś więcej niż zwykła wymiana zdań.
Kiedy wydarzenie się skończyło, zaproponowałem, abyśmy kontynuowali rozmowę w małej kawiarni niedaleko. Nie wiedziałem, czego się spodziewać - zazwyczaj w takich sytuacjach nie angażowałem się zbyt głęboko. Ale Keira była inna. Jej naturalność, ciepło i poczucie humoru sprawiały, że chciałem spędzić z nią więcej czasu.
Zgodziła się, co było dla mnie jak małe zwycięstwo. W kawiarni, przy filiżankach gorącej kawy, rozmawialiśmy przez kilka godzin. O wszystkim i o niczym. Każda minuta odkrywała coś nowego - jej zainteresowania, marzenia, przeszłość.
Jak się później okazało, Keira również pochodziła z Nowego Jorku. Ta informacja zaskoczyła mnie niemal tak samo, jak nasze przypadkowe spotkanie. Po kilku godzinach rozmów o życiu, podróżach, książkach i pasjach, zupełnie niespodziewanie odkryliśmy, że oboje wrócimy do tego samego miasta. Świat nagle wydał się o wiele mniejszy. Ta świadomość, że dzieli nas nie tylko wspólne zainteresowania, ale także to samo miasto, sprawiła, że nasza rozmowa nabrała zupełnie nowego wymiaru.
To był niesamowity zbieg okoliczności - spotkaliśmy się na konferencji w Londynie, a teraz mieliśmy szansę, aby tę znajomość kontynuować w naszym rodzinnym mieście. Zwykle takie przypadkowe spotkania kończyły się wymianą uprzejmości, może numerów telefonów, które później lądowały w zakamarkach kontaktów, zapomniane w natłoku codziennych spraw. Ale z Keirą od razu wiedziałem, że nie będzie to kolejna ulotna znajomość, która zniknie równie szybko, jak się zaczęła. Czułem, że to coś więcej.
Po konferencji wróciliśmy do Nowego Jorku, każde do swojego życia, swoich obowiązków. Ale nie mogłem przestać myśleć o niej, o tej rozmowie, o tym, jak łatwo przyszło nam znaleźć wspólny język. Kontaktowaliśmy się coraz częściej - na początku przez wiadomości, potem przez długie rozmowy telefoniczne. A kiedy wreszcie zdecydowaliśmy się spotkać w Nowym Jorku, było to jak naturalna kontynuacja tamtej nocy w Londynie. Nic się nie zmieniło - wręcz przeciwnie, każde kolejne spotkanie pogłębiało naszą więź.
W Nowym Jorku spotykaliśmy się w małych kawiarniach, w parkach, czasem spacerowaliśmy po mieście, odkrywając na nowo jego zakamarki. Nasze rozmowy nigdy się nie kończyły - każde spotkanie prowadziło do kolejnych godzin dyskusji, a każde z nich zbliżało nas coraz bardziej. Keira okazała się kimś więcej niż tylko interesującą znajomością. Była osobą, przy której mogłem być sobą, z którą mogłem dzielić się swoimi myślami, marzeniami i obawami.
To, co zaczęło się jako przypadkowe spotkanie, przerodziło się w coś głębszego. Poczułem, że nasze ścieżki miały się przeciąć nie tylko na konferencji, ale w życiu. Z każdym kolejnym spotkaniem przekonywałem się, że ten wieczór na balkonie w Londynie nie był przypadkiem, lecz początkiem czegoś wyjątkowego. Zamiast ulotnej znajomości, nasze relacje stawały się coraz bardziej realne, bliskie i pełne emocji.
W miarę jak nasze życie w Nowym Jorku zaczęło się przeplatać, zrozumiałem, że Keira stała się kimś więcej niż tylko osobą, z którą mogłem spędzać czas. Była kimś, kogo chciałem mieć blisko.
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...