Jacob i Eugenie od razu dostrzegli, że mała nie jest przypadkowym dzieckiem, jak na początku sądził Thomas. W ich spojrzeniach zauważyłem subtelny błysk, tę chwilę, gdy połączyła ich z nią niewidzialna nić czystej, nieposkromionej miłości. To była miłość pełna ciepła, jaką dziadkowie obdarzają wnuka – miłość bezwarunkowa, czuła, gotowa na wszystko. Widząc ich wzruszenie, poczułem, że rośnie we mnie duma i wdzięczność. Wiedziałem, że moja kruszynka od początku otoczona jest ludźmi, którzy ją szczerze kochają i którzy z radością będą towarzyszyć jej w każdej chwili życia, wspierać w każdym wyzwaniu.
Byłem szczęśliwy, że nasze maleństwo ma na starcie nie tylko rodziców, ale także krąg osób, które będą stały za nią murem – kochającą i oddaną rodzinę. Zasługuje na to, by mieć wokół siebie ludzi, którzy zawsze wyciągną do niej pomocną dłoń, wesprą dobrym słowem i będą celebrować każdy jej krok. Nieważne, że nie łączą nas więzy krwi; miłość przecież nie zna takich granic.
– Jezu, jaka ona maleńka, prawie jej nie widać – szepcze cicho Eugenie, wpatrując się z czułością w drobne ciałko owinięte w miękkie kocyki. – Trzeba ją trochę podtuczyć, żeby miała siłę.
– Mówmy przy niej normalnie – odpowiadam, zerkając na nią z uśmiechem. – Nie chcę, żeby była chowana w ciszy. Położna mówiła, że ma słyszeć nasz głos, że to jej daje poczucie bezpieczeństwa. I nie będzie się wybudzać przy najmniejszym szmerze. – Je co trzy godziny, na razie spadła minimalnie z wagi ale to normalne więc szybko nadrobi braki.
– Ale trzeba było dać znać wcześniej, że to już! – burzy się Eugenie, energicznie rozglądając po pokoju. – Wszystko jest w rozsypce, trzeba posprzątać, przygotować... no, całą resztę!
– Przecież już wszystko gotowe kobieto. I sprzątałaś już z dziesięć razy. Zanim nasza kruszyna będzie mogła wyjść do domu, zdążysz posprzątać jeszcze kolejne dziesięć razy – mówi Jacob. Siedzi obok, przeglądając zdjęcia, które zrobiłem od wczoraj.
Spojrzałem na telefon, gdzie przewijały się obrazy tej malutkiej twarzyczki, z każdym zdjęciem wydającej się coraz bardziej realna i obecna. No dobra, przyznaję, nie zrobiłem tylko kilku zdjęć. Kilkanaście? A może kilkadziesiąt. Chciałem uchwycić każdą chwilę, każdy drobiazg – od drobnych paluszków po ten specyficzny grymas, który robi podczas snu. Myślałem sobie, że pewnego dnia pokażę to wszystko Keirze. Parę filmików też nakręciłem, żeby uchwycić te pierwsze, ulotne chwile.
Eugenie nie wytrzymała.
– Idź, zjedz gorący obiad! Wyglądasz, jakby cię ściągnęli z krzyża – mówi, marszcząc nos i wyganiając mnie gestem ręki, choć widzę w jej oczach troskę.
– Prawie – przyznaję, wspominając cały ten poprzedni dzień, pełen emocji, niepewności i radości jednocześnie. To było tak wyczerpujące, jak żadne przeżycie, a mimo to serce było pełne. – Nie sądziłem, że jestem zdolny do takich rzeczy.
Eugenie kładzie mi rękę na ramieniu i uśmiecha się ciepło.
– Jesteś. Nawet się nie zastanawiaj. Nie wątp w siebie. To dopiero początek.
Delikatnie ułożyłem moją kruszynkę na piersi Keiry. Serce biło mi szybciej, a w głowie kłębiły się rozterki, ale wiedziałem, że zostawiam ją w najlepszych rękach. Z Eugenii i Jacoba biło coś więcej niż troska – widziałem w ich spojrzeniach, że mała już zdobyła ich serca. Stanęli obok, gotowi czuwać, jakby przejęli rolę jej strażników. Sam byłem tylko kilka kroków dalej, a mimo to czułem, że spokój zawitał we mnie na dobre. Jeszcze zanim zdążyłem ich poprosić, umyli i zdezynfekowali ręce, jakby to była dla nich naturalna rzecz. Teraz Eugenie trzymała dłoń na pleckach małej, zapewniając jej ciepło i wsparcie, a Jacob opowiadał Keirze o wszystkim, co się działo, jakby jego słowa mogły ją przywrócić do pełni sił.
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...