Bujam się w rytm muzyki, tej samej melodii, którą codziennie puszczam moim dziewczynom. Widzę, jak mała uspokaja się, gdy tylko zaczynają wybrzmiewać pierwsze dźwięki. Jestem pewien, że słyszała ją jeszcze w brzuchu, dlatego rozpoznaje naszą codzienną melodię.
Mała uwielbia też noszenie w chuście. Tak, w chuście! Chyba nigdy nie przypuszczałbym, że stanę się mistrzem tego całego skomplikowanego wiązania. Pamiętam, jak położna pokazywała mi, jak okiełznać ten dywan – byłem przerażony, że upuszcze mój skarb. No bo jak to tu trzymasz, tu przerzucasz, tu zawijasz. Kosmos. A jednak, ku mojemu zaskoczeniu, załapałem to szybko, nawet bardzo szybko. Teraz noszenie Mikelle przy sobie jest dla mnie czymś naturalnym. Czuję jej małe ciało przytulone do mojego, jej spokojny oddech i bicie serca – to jest coś, czego nie da się opisać słowami.
W ciągu dnia spędza większość czasu przytulona do mnie lub w ramionach Keiry. To dla mnie bardzo ważne, żeby miała kontakt z mamą nie tylko wtedy, kiedy jest karmiona, ale też w tych drobnych chwilach czułości i spokoju. Ostatni tydzień był szalony – nowa rzeczywistość, nowe wyzwania – ale udało nam się złapać małą rutynę. Dzięki temu mogę w miarę sprawnie godzić opiekę nad córką i być wsparciem dla Keiry. Nie wiem, jak wyglądało nasze życie bez Mikelle, nie umiem już sobie wyobrazić życia bez niej. Wszystko kręci się teraz wokół niej – i to jest w porządku.
Chociaż początkowo miałem opory, by zostawić małą nawet na krótki czas, przełamałem się i na czas terapii powierzyłem ją pod opiekę Jacoba i Eugenie. Terapia była dla mnie konieczna, pomogła mi poukładać wszystkie nowe emocje, oswoić lęki i obawy, które przyszły wraz z ojcostwem. Mam teraz w sobie tak wiele nowych uczuć – odpowiedzialność, troskę, ale też czasem niepokój, czy jestem wystarczająco dobry. Terapeuta wykonał kawał dobrej roboty, pomagając mi wrócić do pionu, wyznaczyć sobie kierunek i przypomnieć, co jest naprawdę ważne.
Zaproponował mi też mindfulness – trening uważności. Początki nie były łatwe, bo to nie takie proste nagle skupić się na sobie, na swoim oddechu i uczuciach. Jednak nie zamierzam z tego rezygnować, bo wiem, że to może mi pomóc. Chcę, żeby Keira i Mikelle miały we mnie spokojnego i świadomego partnera i ojca. A nie histeryka.
Keira również zaczęła swoją terapię, której jednym z kluczowych elementów jest codzienna elektrostymulacja. Na początku bardzo się bałem – wyobrażałem sobie, że to może być bolesne, i nie mogłem znieść myśli, że miałaby cierpieć w ten sposób. Z każdym dniem moje obawy narastały, a ja zasypywałem pielęgniarkę pytaniami, próbując upewnić się, że nie narażamy mojej kobiety na dyskomfort. W końcu, chyba już zniecierpliwiona moimi wątpliwościami, pielęgniarka postanowiła rozwiać je raz na zawsze.
– Proszę, teraz podłączymy pana – powiedziała z przekąsem, podłączając elektrody do mojego przedramienia i włączając urządzenie. Przez chwilę czułem delikatne pulsowanie, nic więcej. Żadnego bólu, tylko lekki, nawet przyjemny, impuls, który przebiegał po skórze. Pielęgniarka spojrzała na mnie z uśmiechem, a ja nagle poczułem ulgę.
Patrzę na twarz mojej żony, ale Keira pozostaje nieugięta. Nie budzi się, jakby uparcie trzymała się swojego snu.
Przez chwilę ogarnia mnie zwątpienie – tak wiele nadziei pokładałem w tej terapii. Jednak natychmiast przypominam sobie: "Daj jej czas".
– Postanowiliśmy przekształcić to wolne pomieszczenie między gabinetem a salonem w prywatną siłownię, idealnie dopasowaną do Twoich potrzeb, kochanie – zacząłem, z nieukrywaną radością w głosie. – Chciałem, żeby wszystko było perfekcyjne, więc zaprosiłem kilku fizjoterapeutów na konsultacje, by pomogli wybrać najlepszy sprzęt. Taki, który będzie nie tylko funkcjonalny, ale też bezpieczny dla ciebie. Myślałem również o jacuzzi. W końcu już od dawna stoi nieużywane, a okazuje się, że może być bardzo pomocne przy rehabilitacji, wspomagając regenerację mięśni. Jacob miał zadbać o jego serwisowanie, żebyśmy mogli w pełni korzystać z tego, co już mamy. Chcę, żebyś miała tu wszystko, czego potrzebujesz, aby czuć się komfortowo i wracać do zdrowia we własnym tempie.
Malutka próbuje przekręcić główkę, więc delikatnie jej pomagam, podtrzymując jej maleńką główkę. Powoli spaceruję po pokoju, kołysząc ją rytmicznie, by poczuła spokój co i raz zerkając na moją śpiącą żonę.
– Coraz częściej myślę o zatrudnieniu opiekunki, kiedy wrócimy do domu – zaczynam, niepewnie ważąc słowa. – Wiem, że to mogłoby nam ułatwić życie, ale... ciężko mi pogodzić się z myślą, że ktoś obcy miałby opiekować się naszą córką. Chyba nie potrafiłbym tak zaufać. A Ty? Jak myślisz? Może Eugenie? Znamy ją, ufamy jej, a ona zna nas. Może mogłaby zająć się małą, kiedy będziemy pracować nad twoją rehabilitacją albo po prostu, gdy będziemy chcieli spędzić trochę czasu tylko we dwoje? – Mój głos cichnie na końcu zdania jakbym liczył że mi odpowie.
Przerywam na chwilę, spoglądając na małą, która powoli zamyka oczka. Delikatnie głaszczę jej policzek.
– Dużo o tym wszystkim myślałem, wiesz? Rozkładałem nasze życie na czynniki pierwsze i... doszedłem do jednego wniosku: to, co się stało, to moja wina. Za bardzo zachłysnąłem się sukcesem firmy. Tak bardzo skupiłem się na pracy, że wziąłem za pewnik, że jesteśmy szczęśliwi. Nie zauważyłem, jak się od siebie oddalamy. – Wzdycham, przerywając, by zebrać myśli. – Ale teraz to się zmieni. Nie chcę, żebyś czuła, że cokolwiek lub ktokolwiek jest ważniejszy niż ty i nasza rodzina.
Zatrzymuję się, patrząc na Keirę z determinacją.
– Zaplanujemy naszą codzienność tak, byś czuła się ważna i kochana każdego dnia. Chcę, żeby randki, wspólne chwile i rozmowy były dla nas priorytetem, a nie czymś, co dzieje się przy okazji jak to było do tej pory. Obiecuję Ci jedno, skarbie: już nigdy nie postawię firmy ponad tobą. Ty i nasza mała jesteście dla mnie wszystkim.
Odwracam się i ruszam w stronę szafki, by przygotować rzeczy na zmianę dla małej. Staram się robić to cicho, by nie zakłócić panującego spokoju. Powoli przekładam pieluszki, chusteczki, krem, gaziki – wszystko układam z precyzją, która bardziej przypomina rytuał niż codzienną czynność. Ręce automatycznie wykonują znane ruchy, ale moje myśli gdzieś błądzą.
– Tyle miesięcy już mówię do ciebie, kochanie – odzywam się cicho, bardziej do pokoju niż do niej. – Codziennie, z nadzieją, że w końcu się obudzisz. – Przystaję na chwilę, wzdychając ciężko. – Prowadzę te swoje monologi. Opowiadam ci o wszystkim – o małej, o dniu, o tym, co mnie cieszy i co przeraża. Czasem mówię nawet o bzdurach, o tym, co jadłem, albo co widziałem za oknem. Zacząłem się do tego przyzwyczajać. I to mnie przeraża – przyznaję szeptem. – Bo mówię, jakbym rozmawiał z tobą naprawdę, ale w głębi serca nie wiem, czy mnie słyszysz. Nie wiem, czy coś do ciebie dociera. – Moje palce mimowolnie zaciskają się na butelce z kremem, który trzymam w dłoni.
Zniżam głos, niemal szepczę:
– Czasem zastanawiam się, czy ten mój głos jest tylko echem w pustce, czy może jednak jakoś do ciebie dociera. A jeśli dociera, czy w ogóle chcesz mnie słuchać? Czy ja...
Nagle słyszę coś, co sprawia, że zamieram.
– Słyszę – przerywa mi cichy, słaby, ale tak bardzo znajomy głos.
Odwracam się błyskawicznie. Serce wali mi w piersi, a ręka, w której wciąż trzymam krem, lekko drży. Przez sekundę myślę, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle, ale jej oczy, choć zmęczone, są otwarte. Patrzy na mnie.
– Co powiedziałaś? – pytam niemal bezgłośnie, boję się, że jeśli to powtórzę, to zniknie, a wszystko okaże się snem.
– Słyszę cię – powtarza z wysiłkiem, ale w jej głosie jest coś, czego nie słyszałem od miesięcy. Życie
*************************************
Dzień dobry poniedziałku!
Miłość :)
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...