Leżałem na kanapie z Mikelle, ciasno otuleni kocykiem, a jej drobne ciało ogrzewało moją pierś. Była tak maleńka, tak delikatna, a jednocześnie silniejsza, niż mógłbym sobie wyobrazić. Czytałem jej bajki, pozwalając swojemu głosowi łagodnie płynąć w rytm jej spokojnego oddechu. Jej małe usteczka poruszały się bez przerwy, jakby wciąż chciała ssać, nawet we śnie. Od czasu do czasu jej powieki opadały, a ja uśmiechałem się, widząc, jak walczy z sennością. Wyglądała jak obrazek spokoju i bezpieczeństwa, a ja chłonąłem tę chwilę całą duszą.
Kątem oka zerkałem na Keirę, Eugenie i Jacoba. Ich obecność była jak przypomnienie, że nie jesteśmy w tym sami. Choć spodziewałem się, że wpadną zaraz na drugi dzień, pojawili się dopiero po trzech dniach. Doceniłem ten gest – dali nam przestrzeń, by przystosować się do nowej rzeczywistości, przynajmniej w pewnym stopniu.
Moja żona leżała na podniesionym łóżku, w pozycji półleżącej. Wciąż wyglądała na osłabioną, ale w jej oczach widziałem coś, czego brakowało od dawna – iskierkę nadziei. Eugenie, jak to miała w zwyczaju, nie odstępowała jej na krok. Krzątała się przy niej, poprawiając koc, poduszkę, a nawet pojedyncze pasma włosów, które wymknęły się z luźnego upięcia. Co jakiś czas nachylała się, żeby przytulić albo pogładzić ją po głowie. Widać było, że ta bliskość była dla obu kobiet czymś potrzebnym, niemal terapeutycznym.
Nie chciałem zakłócać tej chwili, więc usunąłem się na bok i skupiłem na naszym skarbie. Jej ciepło i drobne posapywania były jak balsam na moje nerwy. Byłem tam dla niej – ojciec gotowy chronić swoją córkę przed całym światem.
Jacob, z kolei, zachowywał się inaczej. Przez pierwsze kilkanaście minut stał w miejscu, jakby sparaliżowany. Nie odrywał wzroku od swojej ptaszyny, jakby bał się, że to wszystko okaże się snem, który za chwilę pryśnie. Jego spojrzenie było pełne wzruszenia, a napięcie w ramionach zdradzało, że walczy ze łzami. To było dla niego ogromne przeżycie. Po chwili jednak zbliżył się do kobiet, siadając obok nich. Zaczął opowiadać jakieś historie z przeszłości, a wkrótce dołączyła do niego Eugenie, wypełniając pokój śmiechem i wspomnieniami.
Obserwując ich, widziałem, jak bardzo kochają Keirę. Była dla nich czymś więcej niż tylko członkiem rodziny – była centrum ich świata, osobą, której zdrowie i szczęście stanowiły o ich własnym spokoju.
W tej chwili, mimo całego chaosu ostatnich tygodni, poczułem coś, czego dawno nie czułem – wdzięczność. Wdzięczność za rodzinę, która zawsze była obok, i za to, że teraz, po tak długiej walce, mogliśmy być razem.
Mikelle poruszyła się lekko na mojej piersi, wyrywając mnie z rozmyślań. Spojrzałem na jej małą twarzyczkę, na drobne rączki zaciskające się na materiale kocyka. Była tak krucha, a jednocześnie tak pełna życia. Przez te dwa dni każdą chwilę spędzoną z córką próbowałem wykorzystać, aby zaangażować Keirę w opiekę nad naszą córką. Każda czynność, którą wykonywałem – od karmienia, przez przewijanie, po układanie małej do snu – była okazją, by ją włączyć. Pokazywałem jej, jak nasza córka reaguje na mój dotyk i głos, tłumaczyłem, jak prawidłowo trzymać malutkie rączki przy zmianie ubranka, a nawet szczegółowo opisywałem, co robię krok po kroku, żeby czuła się częścią tych chwil. Zawsze upewniałem się, że jestem tuż obok niej, żeby mogła wszystko widzieć i słyszeć.
Nalegałem, aby wszystkie badania małej odbywały się w naszej sali. Chciałem, żebyśmy oboje mogli brać w nich udział. Zależało mi, żeby miała poczucie, że nic nie dzieje się bez jej wiedzy, że jej obecność ma znaczenie, nawet jeśli na razie nie mogła zrobić zbyt wiele. Nie chciałem, żeby czuła się odsunięta na bok, wykluczona z tej nowej rzeczywistości, którą budowaliśmy wokół naszej córki.
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...