Pogoda za oknem wydawała się zupełnie nieadekwatna do tego, co działo się we mnie i w naszym życiu. Słońce świeciło rażąco jasno, jakby bezczelnie drwiło z mojej rozpaczy, bezlitośnie ignorując burzę, która szaleje w moim wnętrzu. Jest pięknie i spokojnie, jakby świat na zewnątrz nie miał pojęcia o cierpieniu, które rozrywa mnie na kawałki.
Stoję pośrodku tego emocjonalnego cyklonu, wiedząc, że muszę zrobić krok naprzód, ale za każdym razem, gdy patrzę na ten chaos, który mnie otacza, coś mnie zatrzymuje. Czuję się jak uwięziony – między tym, co wiem, że muszę zrobić, a siłą huraganu wewnątrz mnie, który zdaje się mnie pochłaniać. Wokół wszystko się kręci, świat wiruje, a ja stoję nieruchomo, w epicentrum tego wszystkiego, niezdolny do ruchu, jakby każda decyzja miała mnie pochłonąć.
Spoglądam na moją żonę. Moja śpiąca, nieobecna Keira, leży w ciszy, a czas zdaje się zatrzymać wokół niej. Jadąc do szpitala, miałem nadzieję – choćby najmniejszą – że coś się zmieniło, że może po tylu godzinach, po całej tej walce, pojawił się jakiś znak, jakaś iskierka, że wraca do mnie. Ale nic się nie zmieniło. Nic poza jednym – salą, w której teraz jesteśmy.
Dostałem to, o co prosiłem. Prywatny pokój. Nie musimy dzielić się nim z nikim, jesteśmy tu tylko we dwoje. Nie, we troje. Wszystkie udogodnienia – wygodne fotele, ciche miejsce, najnowocześniejszy sprzęt. Warunki idealne, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Ale patrząc na nią, wiem, że nie ma to znaczenia. Żadne luksusy, żadne wygody nie przywrócą jej świadomości. Ten pokój, choć zapewnia prywatność, wydaje się tylko jeszcze bardziej odizolowany od rzeczywistości, w której chcę żyć.
Kiedy wszedłem, lekarz przywitał mnie słowami, które ugodziły mnie jak nóż: „Nic się nie zmieniło." Te cztery słowa rozwiały każdą resztkę nadziei, którą w sobie nosiłem. To było jak zimny prysznic, brutalne przypomnienie, że czas się tu zatrzymał, a ja tkwię w miejscu, niezdolny do ruszenia się naprzód. Patrzę na Keirę, jej zamknięte oczy, jej spokojne, choć nieobecne oblicze, i czuję, że nic poza nią się nie liczy.
Ale czuję też złość i rozgoryczenie, które przysłaniają wszystko inne. Te uczucia są jak burza, której nie jestem w stanie opanować. Gotują się we mnie, przejmując kontrolę nad moim ciałem i umysłem. Jestem wściekły na siebie – za to, że niczego nie dostrzegłem. Jak mogłem być tak ślepy? Na świat – bo dlaczego to musiało spotkać właśnie nas? Dlaczego, kiedy wydawało się, że mamy wszystko, los postanowił nam to odebrać? Jestem zły na lekarzy – bo mimo całego ich sprzętu, wiedzy i umiejętności, nie potrafią jej pomóc.
Ale najbardziej jestem wściekły na nią, na kobietę, którą kocham. Na Keirę, która podjęła tę decyzję, pozostawiając mnie samemu sobie z tym piekłem.
– Dlaczego do cholery to zrobiłaś?! – krzyczę, podchodząc gwałtownie do jej łóżka. Nachylam się nad nią, patrząc na jej spokojną twarz, na której nie ma ani śladu tego, co we mnie wrze. – Dlaczego?!
Te pytania odbijają się echem w pokoju, ale wiem, że nie dostanę odpowiedzi. I to doprowadza mnie do jeszcze większej frustracji. Krążę po sali jak zwierzę w klatce, czując, jak adrenalina przepływa przez moje ciało, ale nie wiedząc, co z nią zrobić. Każdy krok, który stawiam, wydaje się bezcelowy, każdy ruch jeszcze bardziej bezradny.
– Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! – wrzeszczę, jakby krzyk mógł cokolwiek zmienić. – Rozmawialiśmy codziennie. CODZIENNIE! Wystarczyło jedno słowo. Jedno jebane słowo, a byłbym tutaj. Byłbym przy tobie!
Moje słowa odbijają się od ścian, ale są puste, bez odpowiedzi. Każdy dzień, każda rozmowa, każda chwila, w której mogłem jej pomóc – teraz wszystko to wydaje się bez znaczenia. Jak mogłem nie zauważyć? Jak mogła nic nie powiedzieć? Tyle razy pytałem, czy wszystko w porządku. Tyle razy prosiłem, by była ze mną szczera.
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...