Rozdział 28

1.3K 191 38
                                    

– Śniadanie, panie Sullivan – rozlega się głos strażnika, a drzwi celi otwierają się z metalicznym zgrzytem. – Sędzia wyznaczyła kaucję, pański prawnik załatwia formalności – dodaje beznamiętnie, stawiając przede mną tacę z jedzeniem. – Już niedługo będzie pan mógł opuścić nasze skromne progi – rzuca z ironicznym uśmiechem i wychodzi, zostawiając mnie w ciszy.

Opuszczam rękę z twarzy, czując, jak każdy ruch pulsuje bólem. Powoli wstaję, czując się, jakby walec przejechał po mnie co najmniej kilka razy. Twarz mam spuchniętą, warga rozcięta, kostki na dłoniach pieką a każde wzięcie oddechu przypomina mi, że moje żebra są w opłakanym stanie. Wlokę się do tacy, przytrzymując jedną ręką bok, i zerkam na zawartość. Sucha kanapka i plastikowa butelka wody – żadnych luksusów.

Patrzę na twardy, zimny materac i przybrudzone ściany. Nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek znajdę się w takim miejscu.

Ja, Michael Sullivan – zakuty w kajdanki, wepchnięty do radiowozu i spędzający noc w areszcie.

W głowie huczą mi słowa, które usłyszałem podczas zatrzymania: zarzuty o dotkliwe pobicie i spowodowanie uszczerbku na zdrowiu.

Brzmi to prawie jak koszmar – jakbym obserwował siebie z boku, w absurdalnej scenie, która nie mogła wydarzyć się naprawdę. A jednak, mimo całego tego chaosu, nie, do cholery, nie żałuję niczego.

Od momentu, kiedy wyszedłem z domu, aż do chwili, gdy zostałem wepchnięty do radiowozu, wszystko jest rozmyte, jak w kiepskim filmie. Pamiętam jedynie przebłyski: twarze funkcjonariuszy, zimne kajdanki zaciskające się na moich nadgarstkach, głuche trzaskanie drzwi. Potem pojawił się Thomas, chłodny i opanowany, jak zawsze. „Ani słowa, dopóki się nie pojawię" – wysyczał, patrząc mi prosto w oczy, jakby wiedział, że jestem na granicy wybuchu.

Ale to, co pamiętam najdokładniej, to chwila, która zapoczątkowała tę lawinę wydarzeń.

Wszystko zaczęło się od teczki – niewielkiej, schowanej w szafce, która wypadła, gdy przenosiliśmy meble. Zamknięta na kod, którego nie znałem. Tknięty przeczuciem wpisałem ciąg liczb, który był w książce i którego miałem zdjęcie w telefonie.. Kod zadziałał. Zamek puścił, a cytat "Otwieram się na sam koniec" nabrało nowego znaczenia Wewnątrz znalazłem list pożegnalny Keiry oraz dokumenty, które zmroziły mi krew w żyłach.

Drogi M.,

Nie wiem, od czego zacząć ten list, bo każda litera zdaje się rozdzierać mnie na kawałki. Przepraszam za wszystko – za kłamstwa, które narosły wokół nas jak cienie, za decyzje, które podjęłam sama, nie pytając Cię o zdanie, choć byłeś ojcem, choć miałeś prawo wiedzieć. Przepraszam, że nie powiedziałam Ci odrazu o ciąży, a poźniej o tym co się stało z Amelią. Bałam się i potrafiłam się z tym zmierzyć ani z Tobą o tym porozmawiać. Wiesz, to był lęk, który wypalał mnie od środka. Chciałam chronić Cię przed bólem który trawił mnie od środka , naszą miłość, naszą codzienność przed burzą, którą przyniosła ta tragedia. A teraz wiem, że tylko pogrążyłam nas oboje w jeszcze głębszym mroku.

Śmierć Amelii... Boże, ile razy o tym myślałam. Ile nocy obwiniałam siebie za to, że nie udało mi się ochronić naszej córki. Miała być naszym światełkiem, naszym szczęściem – a ja nie potrafiłam jej ocalić. To uczucie mnie niszczy. I teraz wiem, że nie umiałam ochronić również naszej drugiej córki. Zabiłam je. Nie byłam zdolna dać im życia. Jestem już za słaba, zbyt złamana, by przetrwać kolejną stratę. Przepraszam za to, że jestem zbyt krucha, zbyt słaba.

Nie wiem, jak pożegnać się z Tobą w ten sposób, ale też nie wiem, jak zostać. Lęk i ból zdają się rosnąć we mnie z każdym dniem, z każdą chwilą. Marzę tylko o tym, by być z naszymi dziećmi, tam, gdzie nic ich nie zrani. Chcę znaleźć dla nas wszystkich miejsce, gdzie ten ból, ta samotność już nas nie sięgną. Przepraszam, że odchodzę właśnie tak, bez siły na ostatnie wyznanie twarzą w twarz. To nie dlatego, że nie chciałam. Chciałam być lepsza, chciałam walczyć – dla Ciebie, dla nas. Ale zabrakło mi sił.

Tears of the soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz