Rozdział 15

1.4K 156 18
                                    

– Owszem, utrata waszego pierwszego dziecka mogła być jednym z powodów, dla których pani Sullivan podjęła tak drastyczne kroki – zaczął lekarz, nie odrywając ode mnie wzroku. W jego oczach nie było już tylko profesjonalnej troski, teraz widziałem w nich coś więcej – chęć, bym zrozumiał, bym nie zatonął w otchłani własnych myśli. – Ale nie po tylu latach. Minęło dużo czasu, i choć ta tragedia z pewnością odcisnęła swoje piętno na jej psychice, nie była jedynym powodem. Zbyt wiele lat upłynęło, by tylko to mogło doprowadzić ją do tak desperackiego czynu.

Zacząłem się zastanawiać. Faktycznie, tamto wydarzenie było okropne, ale jakim cudem udało jej się ukrywać ból przez tak długi czas? Dlaczego teraz wszystko wybuchło? Czułem, jak kolejne pytania kłębią mi się w głowie, ale lekarz kontynuował, jakby chciał uprzedzić moje wątpliwości.

– Zapalnikiem musiało być coś innego. Coś, co działo się teraz, co bezpośrednio pchnęło ją do tej decyzji. Coś, co sprawiło, że uznała, iż nie widzi innego wyjścia. – Jego głos nabrał głębszego tonu, jakby ważył każde słowo. – Musimy odkryć, co to było. Musimy dowiedzieć się, co się w niej działo, co nosiła w sobie przez ten czas, czego nie ujawniała. Co doprowadziło ją do tego, że postanowiła odejść, zabierając ze sobą to drugie dziecko.
Poczułem dreszcz na plecach, jakby nagle cała groza tej sytuacji uderzyła we mnie jeszcze mocniej. Chciałem zrozumieć, chciałem znaleźć to „coś", ale czułem się kompletnie bezradny.
– I to musimy znaleźć – kontynuował lekarz, jego głos stawał się coraz bardziej zdecydowany. – Tylko wtedy będziemy wiedzieć, z czym się mierzymy i jak mamy działać, kiedy pani Sullivan się obudzi.

Zawiesił głos, a ja poczułem, jak każde słowo przenika mnie, choć moje serce biło w chaosie. On mówił „kiedy", a nie „jeśli". Dawał nadzieję. Ale czy mogłem w nią wierzyć?
– Nie może pan w to wątpić – zakończył, patrząc na mnie z takim przekonaniem, że choćbym chciał, nie byłem w stanie odwrócić wzroku. – Pańska żona walczyła długo, w samotności, ale teraz musi pan wierzyć, że obudzi się i że będzie potrzebowała pana. Musimy zrozumieć, co ją złamało, by pomóc jej w tej walce. Tylko razem możemy jej pomóc wrócić.
– Może to przez to, że mnie nie było? – zaczynam, choć nie jestem pewien, czy naprawdę chcę usłyszeć odpowiedź. Czuję, jak te słowa wyrywają się ze mnie, ciężkie, nasączone poczuciem winy. – Mimo że rozmawialiśmy codziennie, teraz widzę, że to nie wystarczało. Mogłem z nią rozmawiać godzinami, a jednak czegoś nie dostrzegłem. Ale przecież... rozmawialiśmy o tym tysiące razy. Przed ślubem, po ślubie, przez lata. Nigdy nie dała mi do zrozumienia, że coś jej nie pasuje, że coś jest nie tak. A może... Może ja tego po prostu nie widziałem? Może byłem zaślepiony własnymi sprawami, a ona w końcu pękła?

Słowa wypływają z moich ust, a ja czuję, jak każdy dźwięk przygniata mnie coraz mocniej. Szukam odpowiedzi, jakiegoś logicznego wyjaśnienia, ale im bardziej próbuję to zrozumieć, tym bardziej wszystko wydaje się poplątane.

Lekarz przygląda mi się uważnie, jakby ważył każde słowo, które ma zamiar wypowiedzieć. Jego głos jest spokojny, choć w tonie słyszę coś, co brzmi jak troska.
– Rozumiem, że szuka pan odpowiedzi. Próbuje znaleźć jakiś logiczny ciąg wydarzeń, który wyjaśniłby, dlaczego doszło do tego wszystkiego. To naturalne. Każdy na pana miejscu by tak postępował. – Zatrzymuje się na chwilę, jakby chciał, żebym przyswoił jego słowa. – Ale proszę na razie trzymać się myśli, że pańska żona była szczera w tych rozmowach. Dopóki nie poznamy więcej szczegółów, nie ma powodów, by wątpić w to, co mówiła.
– Jakoś nie mogę w to uwierzyć – przyznaję z goryczą, zaciskając dłonie w pięści. – Jak mogła być szczera, skoro ukryła przede mną tak wiele? Jak mogła powiedzieć, że wszystko jest w porządku, gdy to była tylko maska? Z dnia na dzień, tygodnia na tydzień, żyłem w przekonaniu, że wszystko jest dobrze... A tymczasem ona walczyła w samotności.

Lekarz pochyla się nieco do przodu, próbując nawiązać ze mną głębszy kontakt wzrokowy. – To może być dla pana teraz trudne do zaakceptowania – mówi powoli, jakby chciał, żebym zrozumiał każde jego słowo. – Ale proszę pamiętać, że ludzie czasami ukrywają swoje cierpienie przed najbliższymi, nie dlatego, że chcą ich oszukać, ale dlatego, że nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. Może ona naprawdę wierzyła, że radzi sobie, że wasza codzienna komunikacja jej wystarcza. A może to nie było to, co ją złamało. Może problem leżał gdzie indziej..


– Mam nazwisko terapeuty, do którego Keira chodziła – mówię cicho, jakby samo wypowiedzenie tych słów było dla mnie trudne. – O którym, oczywiście, też nie wiedziałem... Czuję, jak gorycz rośnie we mnie, że nie znałem tego kluczowego szczegółu z jej życia. Pokazuję lekarzowi ekran telefonu, a on bierze długopis i karteczkę, zapisując kontakt. Patrzy na mnie z powagą, starając się mnie uspokoić swoim spokojnym tonem.

 
– Skontaktuję się z tym lekarzem jak najszybciej – mówi. – Mam nadzieję, że uda się nam zebrać więcej informacji, które pomogą zrozumieć, co się działo w jej głowie w ostatnich dniach. To może rzucić światło na całą sytuację, a wtedy będziemy mogli działać.

 
– Panie Sullivan – kontynuował lekarz takim tonem, że automatycznie się wyprostowałem, czując, jak adrenalina uderza do głowy. – Obecnie działa pan na trybie przetrwania. Adrenalina i wyrzuty kortyzolu trzymają pana na powierzchni, dając siłę do walki. Ale to się szybko wyczerpie. Proszę pamiętać, by zadbać także o swoją psychikę. To, co się wydarzyło, nie minie bez śladu. Będzie musiał pan przepracować żałobę, i to nie tylko dla siebie, ale także dla swojej żony.

 
W jego głosie brzmiała troska, a spojrzenie, które mi towarzyszyło, było pełne empatii. Czułem, jak każda z jego myśli przesiąka moją świadomość, zderzając się z chaotycznym wirusem myśli, które nie dawały mi spokoju. Spojrzałem na niego, starając się zrozumieć, co to wszystko znaczy, ale wciąż w mojej głowie krążyły obrazy Keiry – uśmiechniętej, pełnej życia, a teraz zamkniętej w ciszy.

 
– Kiedy pani Sullivan się obudzi, będzie potrzebowała pana – kontynuował lekarz, a jego ton był coraz bardziej stanowczy. – Potrzebuje silnego, stabilnego oparcia. Wiem, że pan także cierpi, ale mamy tu do czynienia nie tylko z nią, lecz także z dzieckiem. Czeka pana ogromne zadanie – opieka nad noworodkiem i rehabilitacja żony. To będzie trudne, wyczerpujące doświadczenie.

Jego słowa wybrzmiewały we mnie, jak echo w pustej przestrzeni. Czy ja w ogóle dam radę? Oprócz ciężaru tej sytuacji, narastała we mnie panika, która nie pozwalała mi znaleźć sensu w tym, co miałem do zrobienia.

 
– Czy macie państwo jakąś pomoc? – zapytał, a ja czułem, jak jego pytanie wstrząsa moim światem.

 
– Nasi rodzice już nie żyją. Jesteśmy sami – odpowiedziałem, starając się zachować spokój, ale w moim głosie brzmiała gorycz. – Pomyślę nad tym, co pan powiedział. Muszę wrócić do żony. Chcę być przy niej, nawet jeśli ona o tym nie wie.

 
Wstałem, chociaż nogi wydawały się ciężkie jak ołów, a umysł wciąż błądził wśród rozmyślań. Chciałem tylko znaleźć się obok niej, nie wiedząc, co mogę dla niej zrobić, ale wiedząc, że to właśnie przy niej czuję się najlepiej. Powoli kierowałem się w stronę drzwi, a moje myśli biegły w różnych kierunkach.

 
– Proszę dać mi znać, jeśli coś się zmieni lub uda się coś ustalić – rzuciłem jeszcze, czując, że mój głos jest stłumiony przez narastający ciężar w sercu. Nie mogłem znieść myśli, że mogę ją stracić na zawsze. 

******************************************

Zapraszam na IG i TT:)

P. S. Zostawcie trochę miłości :)

Tears of the soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz