Rozdział 44

2K 216 16
                                    


Keira była fizycznie w znacznie lepszym stanie niż wcześniej. Poruszała rękoma, choć nadal z trudnością unosiła cięższe przedmioty. Siedzenie nie sprawiało jej już żadnych problemów, co samo w sobie było ogromnym krokiem naprzód. Jednak jej nogi wciąż odmawiały posłuszeństwa – trzęsły się za każdym razem, gdy próbowała stanąć, jak u nowo narodzonego źrebaka, który dopiero uczy się chodzić. Patrząc na jej wysiłki, czułem dumę, która niemal mnie przepełniała. Każdego dnia kibicowałem jej z całego serca, wspierałem w każdym, nawet najmniejszym kroku, i starałem się pomagać na każdej płaszczyźnie.

Jednak mimo tych drobnych postępów fizycznych, psychicznie było coraz gorzej. Z dnia na dzień widziałem, jak gasła. Nie umiała się otworzyć. Znów zakładała maskę – udawała, że wszystko jest w porządku. Grała tę swoją rolę tak dobrze, że dawny ja pewnie by się na to nabrał. Ale ja wiedziałem. Widziałem to w jej oczach, w drobnych gestach, w cieniach, które z każdą chwilą coraz mocniej przesłaniały jej twarz. Byłem bezsilny. Nie wiedziałem, jak jej pomóc. Czułem, że nad nami wiszą niezałatwione sprawy ale to było za wcześnie.

Codziennie uczestniczyła w konsultacjach psychiatrycznych, ale mimo zaleceń lekarzy kategorycznie odmówiła przyjmowania leków. Powód? Karmiła piersią. Gdy tylko to usłyszałem, dostałem szału. Wewnętrznego. Próbowałem jej tłumaczyć, że nasza córka już otrzymała najważniejsze składniki z jej pokarmu, że przejście na butelkę w żaden sposób jej nie zaszkodzi. Mikelle potrzebowała zdrowej, szczęśliwej mamy bardziej niż mleka z piersi, powtarzałem. Starałem się dotrzeć do niej, tłumacząc, że jej zdrowie psychiczne jest priorytetem.

Ale była nieugięta. Stanowczo sprzeciwiła się tej myśli, argumentując, że to jedyna rzecz, którą może teraz zrobić dobrze jako matka. Widziałem w jej oczach determinację i poczucie obowiązku, ale także ból. Ale nie miłość.

Doktor Goldberg starał się mnie uspokoić, gdy w końcu zdecydowałem się podzielić z nim swoimi obawami. Wyjaśnił, że to, co widzę u Keiry – jej dystans, brak zaangażowania i emocjonalną pustkę – może być wynikiem ogromnego przeciążenia psychicznego ale i początkiem depresji poporodowej. Tłumaczył, że jej uczucia wobec dziecka mogły zostać chwilowo przytłumione, niejako zakopane pod ciężarem trudnych doświadczeń i emocji, które przytłaczają ją każdego dnia.

– To nie znaczy, że nie kocha swojego dziecka – mówił z pełnym zrozumienia tonem. – Ona po prostu sama się w tym wszystkim gubi. Przeżyła coś, co ją przygniotło, i teraz nieporadnie próbuje odnaleźć swoją drogę, ale to trudniejsze, niż się wydaje.

Jego słowa brzmiały racjonalnie, ale jednocześnie były bolesne. Patrzyłem na Keirę każdego dnia i widziałem, jak bardzo się stara wrócić do sprawności, ale także jak z każdym kolejnym krokiem wydaje się bardziej zagubiona.

Doktor dodał jednak coś, co na długo zapadło mi w pamięć.

– To wszystko nie ulegnie zmianie, dopóki sama nie poprosi o pomoc. Możemy jej oferować wsparcie, dawać jej przestrzeń, ale ona musi być gotowa, by po to sięgnąć. Dopóki tego nie zrobi, niewiele możemy zdziałać.

Te słowa były jak cios, bo uświadomiły mi, że nie jestem w stanie naprawić wszystkiego sam. Mogłem być obok niej, trzymać ją za rękę i zapewniać o swoim wsparciu, miłości i oddaniu, ale jej wewnętrzna walka była czymś, z czym musiała zmierzyć się sama – w swoim czasie i na swoich zasadach.

– Nasza mała sprinterka osiągnęła już imponującą wagę 2500 gramów! – oznajmił pediatra z wyraźną radością w głosie podczas codziennej kontroli. – Przeszła również prawdziwe tournée u wszystkich zaleconych specjalistów. Każdy dokładnie ją przebadał, od stóp do głów, i... nikt nie ma najmniejszych zastrzeżeń. To naprawdę świetne wiadomości! – Jego twarz rozjaśnił szczery uśmiech. – Z tego miejsca mogę oficjalnie powiedzieć, że wasza córeczka dostaje zielone światło na powrót do domu, oczywiście z odpowiednimi zaleceniami – dodał, notując coś w swoim tablecie.

Tears of the soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz