Rozdział 37

1.3K 200 18
                                    


– A nie mogło to być pięć minut wcześniej? – lekarz, który właśnie wszedł do sali, spojrzał na lampy, które właśnie rozświetliły pomieszczenie. – Widzę, że ktoś tu ma aspiracje na gwiazdę i lubi dramatyczne wejścia.

W jego głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia, co nieco rozładowało napięcie. Z uśmiechem podszedł bliżej, przyglądając się naszej malutkiej córeczce, która spokojnie drzemała w moich ramionach, i wysłuchał sprawozdania od położnej. Każde jego spojrzenie i pytanie było pełne troski, jakby naprawdę rozumiał, ile przeszliśmy przez ostatnie minuty.

W tym samym czasie reszta zespołu ruszyła do działania. Kilka osób przygotowywało inkubator, ktoś inny szybko przyniósł monitory i zajął się badaniem Keiry. Sala momentalnie wypełniła się dźwiękami sprzętów i szmerem rozmów, co nie przypadło do gustu naszej maleńkiej księżniczce, która zaczęła się niespokojnie poruszać. Jej drobne rączki szukały mojej skóry, a cichy protest rozbrzmiał w powietrzu, jakby już chciała zaznaczyć swoje zdanie.

– Będziemy musieli na chwilę ją od pana zabrać, żeby dokładnie zbadać naszą małą sprinterkę – powiedział lekarz, zerkając na mnie wyrozumiałym wzrokiem.

– Tak, zdecydowanie pobiła prędkość światła – odparłem z uśmiechem, próbując dodać sobie odwagi, choć trudno było mi wypuścić ją z objęć.

– Na pewno tego – lekarz zażartował, wskazując na lampę nad naszymi głowami 

Poczułem, jak jedna z pielęgniarek delikatnie wyciąga małą z moich ramion, przy czym wzięła ją z taką wprawą i troską, jakby była najbardziej kruchym skarbem. Druga pielęgniarka obok niosła łożysko, coś, co jeszcze niedawno pewnie przyprawiłoby mnie o mdłości. Teraz jednak wszystko wydawało się takie... naturalne. Byłem pochłonięty tym, co właśnie się wydarzyło, i w pełni skupiony na żonie i naszej córeczce.

Wstałem z łóżka, by lekarze mogli swobodnie zająć się Keirą. Zanim jednak oddałem jej pełną uwagę zespołowi, pochyliłem się nad żoną, z wdzięcznością całując ją w usta, próbując wyrazić wszystko, czego nie mogłem ubrać w słowa.

– Dziękuję ci za nią – wyszeptałem, czując, jak łzy wzruszenia napływają mi do oczu. – Jest idealna. Musisz jak najszybciej ją zobaczyć.

Niecierpliwie przestępowałem z nogi na nogę, wyczekując wieści. Wokół panował cichy harmider, każdy w zespole medycznym zajęty swoją rolą, ale nic nie wskazywało, by coś poszło nie tak. Mimo to czułem, jak adrenalina podkręca każde uderzenie mojego serca, a ja nie mogłem oderwać wzroku od mojej maleńkiej córeczki.

– Zapraszamy tatusia do przecięcia pępowiny – usłyszałem nagle, jakby zza mgły. Podszedłem jak w transie, czując lekki drżenie dłoni. Nim się zorientowałem, włożono mi nożyczki do ręki. Przecięcie pępowiny wymagało siły, ale zdołałem to zrobić.

– Proszę usiąść na fotelu, zaraz ją panu podamy do kangurowania – odezwała się położna.

Usiadłem, czując, jak napięcie z wolna ustępuje miejsca radości. Zaledwie po chwili, w niezwykle delikatnym geście, położono maleństwo na mojej piersi. Poczułem na sobie jej delikatne ciałko, przytulone i ciepłe, okryte miękkim kocykiem, a przy jej malutkim nosku nadał była cienką rurka, pomagającą jej oddychać. Każdy jej oddech, unoszący się w rytmie mojego, rozbudzał we mnie poczucie odpowiedzialności i czułość, której nigdy wcześniej nie znałem.

– Dobrze, mamy chyba wszystko – lekarz, zajęty notowaniem w tablecie, podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się uspokajająco. – Państwa córka mierzy półtorej stopy, waży dwa tysiące sto pięćdziesiąt gramów, uzyskała osiem punktów w skali Apgar i oddycha w miarę samodzielnie, co jak na wcześniaka w trzydziestym drugim tygodniu jest naprawdę imponujące.

Tears of the soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz