– Odkupisz moje udziały? – rzuciłem spokojnie, jakby to była najzwyklejsza rozmowa o pogodzie, choć wewnątrz wiedziałem, że zaraz wywołam burzę. Dla Thomasa ta informacja miała moc bomby – i to nie jednej, ale całego arsenału.
Thomas, właśnie przeżuwając kolejny kęs pad thai, nagle zaczął kaszleć. Uderzał się w pierś, próbując złapać oddech. W końcu, po chwili walki, wypluł na stół kawałek makaronu, po czym spojrzał na mnie w osłupieniu.
– Chcesz mnie zabić?! – wykrztusił, wciąż próbując się pozbierać, jednocześnie ocierając usta serwetką. Patrzył na wyplute jedzenie z obrzydzeniem, a ja wiedziałem, że będzie tym bardziej wściekły bo Thomas nienawidził marnowania jedzenia. – Może nie żartuj w ten sposób, co? – dodał z sarkazmem, próbując ogarnąć szok.
– Nie żartuję – odpowiedziałem sucho, nie przerywając jedzenia, jakby rozmowa toczyła się o czymś zupełnie błahym. W tym momencie nic nie wydawało mi się bardziej naturalne niż ta decyzja.
Thomas patrzył na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Oparł się ciężko o krzesło, jego twarz wyrażała mieszankę złości, niedowierzania i, co najbardziej widoczne, strachu.
– Czy ciebie już do reszty popierdoliło? – rzucił, unosząc brwi w geście niedowierzania, po czym odrzucił sztućce na stół z takim hukiem, że podskoczyły. – O czym ty w ogóle mówisz?! Jak to sobie wyobrażasz?!
Spojrzałem na niego spokojnie, dając mu chwilę na wybuch. Wiedziałem, że moja decyzja wydawała się irracjonalna – jemu, mnie, a pewnie i każdemu, kto znał naszą historię. Firma była dla nas czymś więcej niż tylko biznesem. To była nasza duma, nasz wspólny sukces, nasze dziecko. Zbudowaliśmy ją od zera, nie mając nic oprócz własnej ambicji i kilku pomysłów. Każdy, kto nas znał, wiedział, jak dużo dla nas znaczyła. Doprowadziliśmy ją na sam szczyt, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych graczy na rynku. Kiedyś myśl, że mógłbym się jej pozbyć, wydawała mi się niemożliwa. To byłoby jak wyrywanie serca z piersi.
A teraz? Teraz nie czułem absolutnie nic. Żadnego żalu, żadnej nostalgii. Decyzja, która kiedyś by mnie zabiła, teraz przyszła z łatwością, jakby była najprostszą rzeczą na świecie.
– O czym ty mówisz, do cholery? – Thomas kontynuował, gestykulując dziko. – To twoje życie! Firma, nad którą pracowaliśmy dniami i nocami! Przecież to jest to, na co harowaliśmy przez lata! A teraz co, po prostu chcesz się jej pozbyć, jakby to była jakaś zbędna rzecz?
Westchnąłem ciężko, opierając się o oparcie krzesła.
– Thomas, wiem, jak to brzmi – zacząłem ponownie, wciągając głęboko powietrze, by powstrzymać narastającą falę emocji. – Wiem, że to dla ciebie szok, bo dla mnie też był. Ale teraz... – zawahałem się na chwilę, czując, jak wszystko, co dzieje się w moim życiu, zaczyna przytłaczać mnie jeszcze mocniej. – Teraz po prostu nie ma to znaczenia.
Thomas patrzył na mnie, jakby próbował doszukać się w mojej twarzy czegoś, czego nie mogłem wyrazić słowami. Zmrużył oczy, marszcząc lekko czoło, a potem powoli, zapytał:
– Dlaczego?
Ta prosta, krótkie pytanie niosło za sobą całą lawinę skomplikowanych emocji i wydarzeń. Odpowiedź na nie nie była prosta, ale musiałem ją udzielić. Odłożyłem sztućce z taką delikatnością, jakbym obawiał się, że najmniejszy dźwięk mógłby mnie rozproszyć. Sięgnąłem po szklankę wody, upiłem długi łyk, starając się zebrać myśli, a potem spojrzałem mu prosto w oczy. Chciałem, żeby wiedział, że nie żartuję, że to, co mówię, jest prawdziwe, bez względu na to, jak absurdalne mogło mu się wydawać.
– Moja żona jest w śpiączce, Thomas – powiedziałem cicho, ale zdecydowanie. – Nikt nie wie, kiedy, albo czy w ogóle się obudzi. Moja córka... – poczułem, jak głos mi się łamie, ale zmusiłem się, by kontynuować. – Moja córka może się urodzić w każdej chwili. Dziś, jutro, za trzy miesiące. Muszę być przy nich, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Kiedy Keira się obudzi, będzie potrzebować codziennej rehabilitacji, terapii, spotkań z lekarzami, psychologami, psychiatrą. A ja będę sam z noworodkiem. Jej powrót do pełnej sprawności może trwać miesiące, może lata. I każdego dnia modlę się, żeby nasza córka urodziła się jak najpóźniej, żeby nie musiała stawić czoła wszystkiemu, co związane jest z wcześniactwem. Bo jeśli urodzi się teraz, Thomas, jej szanse na przeżycie, na zdrowie, na normalne życie – są niewielkie. – Każde zdanie było jak kolejny ciężar zrzucany z moich ramion, ale zamiast ulgi czułem tylko ból.
– Więc jak wyobrażasz sobie, że mogę zostawić je w takim stanie? Jak mam polecieć na drugi koniec świata na tygodnie, a może miesiące? – Mój głos był teraz bardziej stanowczy, pełen gniewu, który nie wynikał z jego pytań, ale z bezsilności wobec całej tej sytuacji. – Nigdy nie wrócę do tego życia, Thomas. Nigdy. Moja córka potrzebuje ojca. Keira potrzebuje mnie, żeby ją wspierać. Nie zostawię jej samej z tym wszystkim. Każdy dzień, który spędziłbym z dala od nich, byłby stracony. Kilka tygodni w życiu dziecka to lata świetlne. A ja nie pozwolę, żeby moja córka nie znała swojego ojca. Nie mogę wrócić do tego, kim byłem wcześniej. Nigdy.
Po moich słowach zapadła długa, ciężka cisza. Thomas opuścił wzrok, wpatrując się w stół przed sobą. Widziałem, jak stara się przetrawić to, co powiedziałem. Dla niego świat wyglądał zupełnie inaczej. Był singlem, żył w swoim rytmie, z własnymi ambicjami i planami. Ale ja... ja musiałem stawić czoła rzeczywistości, której nie wyobrażałem sobie nawet w najgorszych koszmarach.
Byłem dorosły, tak mówiło prawo i wiek. Ale teraz, stojąc przed nim, po raz pierwszy czułem, że muszę dorosnąć naprawdę. Że muszę być mężem, ojcem, opiekunem. Bo do tej pory byłem żałosny w swojej roli, a teraz nie miałem już miejsca na błędy.
Thomas westchnął głęboko, jakby walczył z myślami, ale zrozumiał. Wiedziałem, że zrozumiał. Ale jak to on nie da za wygraną.
– Nie odkupię od ciebie udziałów. – Thomas podniósł rękę, kiedy tylko zauważył, że otwieram usta, by się odezwać. Jego spojrzenie było pełne determinacji, a ton nie pozostawiał wątpliwości. – Nie w takim momencie. Wszystkie projekty na ten rok są już zamknięte. Wszystko, co jest do załatwienia na miejscu, jest ogarniane przez twojego i mojego asystenta. – Zatrzymał się na chwilę, mierząc mnie wzrokiem, jakby próbując ocenić, czy rzeczywiście to do mnie dotarło. – Na ten moment zostanie ci bardzo mało obowiązków, a to, co zostanie, będziesz mógł spokojnie załatwić zdalnie. Rozpiszę plan projektowy i współprace na przyszły rok. Ustawię nowy ład i porządek w firmie. Rozpiszę każdy, dosłownie każdy pierdolony punkt, aby dostosować firmę do twojej sytuacji. A potem... dopiero wtedy zdecydujesz, czy chcesz sprzedać swoje udziały. Dopiero wtedy, jeśli uznasz, że to nie dla ciebie, wrócimy do rozmowy o sprzedaży.
Patrzyłem na niego w szoku, z niemym zdumieniem. Thomas, mój przyjaciel, który zawsze stawiał biznes na pierwszym miejscu, teraz, zamiast naciskać na przejęcie firmy, proponował, że dostosuje ją do mojego nowego życia? To było coś, czego się nie spodziewałem. Nasza branża była bezlitosna, pełna rywalizacji i wymagała ogromnych poświęceń. A on był gotów zrobić krok w tył, żeby mi pomóc.
– Nie patrz tak na mnie – warknął, widząc moją minę, pełną niedowierzania. – Bronię udziałów mojej chrześnicy, bo jej ojciec, jakby to powiedzieć... nie jest w tym momencie w pełni poczytalny.
**********************
Miłej niedzieli :)
Zostawcie trochę miłości ❤️
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...