– Byłem u Amelii – zacząłem, czując, jak moje serce ściska się na dźwięk jej imienia. Każde wspomnienie o niej było jak igła, przebijająca skórę na nowo, ale wiedziałem, że muszę mówić. Keira powinna wiedzieć, mimo że jej milcząca twarz, wciąż nieruchoma, nie dawała żadnego znaku, czy mnie słyszy.
Masowałem jej nadgarstek, wciąż pokryty cienkimi, czerwonawymi bliznami, które choć fizycznie się goiły, w moich oczach wydawały się wieczne. Były symbolem naszego bólu, przypomnieniem tego, co zrobiła, przez co przeszła. Z każdym ruchem dłoni czułem, że staram się nie tylko ulżyć jej ciału, ale i własnemu sercu.
Zamknąłem na chwilę oczy, łapiąc głęboki oddech.
– Kupiłem dwie lampki na baterię – mówiłem, próbując utrzymać głos stabilny – Żeby oświetlały... jej grób.
Grób .To słowo wciąż było dla mnie niemal niemożliwe do wypowiedzenia. Amelia powinna być w naszym domu, bawić się i śmiać, a nie spoczywać w zimnej ziemi. Zacisnąłem palce na jej nadgarstku.
– Postawiłem też misia – mówiłem dalej, cicho. – Takiego, który wygrywa kołysanki. Codziennie ktoś będzie sprawdzał, czy wciąż gra. Nie chcę, żeby pomyślała, że o niej zapomnieliśmy.
Zająłem się jej drugą ręką, starannie masując każdy palec, każdą część dłoni, tak jak nauczyli mnie fizjoterapeuci. Miałem nadzieję, że to pomoże zapobiec przykurczom, że to pomoże Keirze szybciej wrócić do pełnej sprawności.
– Powiedziałem jej, że mama niedługo ją odwiedzi – szepnąłem . – Razem z jej siostrzyczką.
– Musisz się obudzić, skarbie – kontynuuję, nie przestając masować jej dłoni. – Musimy przygotować wyprawkę dla małej, a ja... jestem kompletnie zielony.
Czuję, jak ból i frustracja splatają się w jedno, tworząc w środku przytłaczający chaos. Staram się być silny, ale coraz trudniej to ukryć.
– Zrobiłem listę rzeczy, które trzeba kupić – mówię dalej, z lekkim drżeniem w głosie. – I wyszło cztery strony. Cztery strony A4, rozumiesz? Patrzę na to i nie mogę uwierzyć, że taki maluch potrzebuje aż tylu rzeczy. Z każdym nowym artykułem na liście czuję się coraz bardziej przytłoczony. Bo jak mamy to wszystko ogarnąć? Pieluchy... – przerywam na moment, próbując zebrać myśli. – Nie mam pojęcia, jakie wybrać. Jednorazowe czy wielorazowe? A smoczek? Który z tych dziesiątek modeli będzie odpowiedni? Butelki, mleko... Boże, wiesz ile jest różnych rodzajów mleka? Jak wybrać to, które będzie najlepsze dla naszej księżczniczki?
Cisza, w której jej nieruchome ciało zdaje się mnie słuchać, staje się nie do zniesienia.
– Ty byś to wszystko wiedziała – szepczę, a moja dłoń delikatnie przesuwa się po jej ramieniu, jakby ten dotyk mógł przywrócić ją do życia. – To byłoby dla ciebie takie naturalne. Zawsze angażowałaś się na sto procent. Wiedziałabyś, jaki wózek kupić, jakie ubranka, co spakować do szpitala... A ja? – śmieję się gorzko. – Ja nawet nie wiem, czy nasz samochód pomieści wszystko, co jest potrzebne. Wychodząc z domu z dzieckiem, będziemy musieli zabrać ze sobą pół mieszkania.
Próbuję uspokoić oddech, ale każdy dzień bez niej tylko potęguje to poczucie osamotnienia.
– Pamiętam, jak zawsze się śmiałaś, że to ty będziesz tą zorganizowaną w naszej rodzinie – dodaję z nutą melancholii w głosie. – Miałaś rację. Jesteś mi potrzebna, skarbie. Ty i twoja siła. Nasza córeczka potrzebuje cię, tak samo jak ja.
Kiedy kończyłem zdanie, poczułem delikatne muśnięcie. To było tak subtelne, że prawie uznałem to za wytwór zmęczonego umysłu. Spojrzałem na jej rękę, którą trzymałem, ale nie dostrzegłem żadnej zmiany. Może to tylko moja wyobraźnia, pomyślałem. Oparłem czoło na jej dłoni, próbując na chwilę uspokoić myśli. Wciąż nie mogłem się pogodzić z rzeczywistością, w której ona tak leżała – nieruchoma, odległa.
Zamknąłem oczy. Chciałem tylko na chwilę odpocząć, choć wiedziałem, że nie zaznam spokoju, dopóki nie wróci do nas. Nagle, poczułem to znowu. Tym razem było to bardziej wyraźne – ruch przy twarzy. Szybko otworzyłem oczy, powoli uniosłem głowę i spojrzałem na twarz Keiry. Wyglądała tak, jak wcześniej – spokojna, zamknięte powieki, jakby w głębokim śnie. Nic się nie zmieniło.
Ale wtedy przeniosłem wzrok na nasze splecione dłonie. Moje serce przyspieszyło, niemal zatrzymało się na chwilę. Zobaczyłem to. Jej palce się poruszyły.
To nie mogło być złudzenie. Prawie niewidocznie ruszyła palcami, jakby próbowała coś przekazać, dać znak, że jest tutaj, że walczy. Przez sekundę wstrzymałem oddech, jakbym bał się, że jeśli się poruszę, ta chwila zniknie. Przez mój umysł przebiegło tysiąc myśli naraz. Czy to oznacza, że się budzi? Że wraca do nas?
Z bijącym sercem sięgnąłem szybko po przycisk przywołujący pielęgniarkę, ale nie mogłem oderwać wzroku od jej dłoni. Miałem wrażenie, że patrząc na nią, utrzymam ten kontakt, nie pozwolę, by ta chwila minęła.
Gdy poczułem obecność za sobą, mój oddech na chwilę przyspieszył. Wyszeptałem, jakbym nie chciał przerwać tej kruchej chwili:
– Poruszyła palcami – moje słowa były pełne przejęcia, niemal nierealne. – Trzy razy.
Pielęgniarka, choć zaskoczona, zareagowała natychmiast. Jej kroki były ledwie słyszalne, kiedy cicho powiedziała:
– Już idę po lekarza – i wyszła z pokoju.
Zostałem sam z Keirą. W mojej głowie kłębiło się tysiąc myśli, ale jedno było pewne – to musiał być znak. Przecież musiała mnie słyszeć. Moje serce biło tak mocno, że czułem, jak jego rytm przeszywa ciszę wokół nas. Nagle wszystko stało się bardziej rzeczywiste, bardziej namacalne.
– Skarbie, zrób to jeszcze raz – błagałem, głos mi drżał, ale musiałem mówić. – Wiem, że jest ci ciężko, ale proszę... Daj mi znak, że tu jesteś, że mnie słyszysz.
Nie mogłem oderwać wzroku od naszych splecionych dłoni. Jej palce były nieruchome, a jednak czułem, jakby to był most między nami, jedyny sposób, byśmy się odnaleźli w tej gęstej, przytłaczającej ciszy. Katem oka dostrzegłem, jak drzwi cicho się otwierają. Lekarz i pielęgniarka podeszli do łóżka. Nie odważyłem się spojrzeć na nich, bo bałem się, że jeśli choć na chwilę oderwę wzrok od jej ręki, wszystko zniknie.
– Proszę cały czas mówić do żony – polecił lekarz, a jego głos był spokojny, jakby miał pełną kontrolę nad sytuacją, której ja nie mogłem ogarnąć.
Zacząłem mówić, chociaż nie miałem pojęcia, co. W tym momencie słowa nie miały znaczenia. Mówiłem o wszystkim i o niczym, tylko po to, by dźwięk mojego głosu wypełniał przestrzeń między nami. Lekarz przyświecił latarką w oczy Keiry, a pielęgniarka notowała coś na tablecie, zerkając co jakiś czas na jej dłoń.
I nagle to poczułem. Delikatne muśnięcie. W tej samej chwili pielęgniarka, która to zauważyła, powiedziała cicho:
– Ruszyła się.
Dr McGrath od razu złapał Keirę za rękę. Jego twarz była skupiona, pełna profesjonalizmu, ale ja czułem, jak moje serce eksploduje nadzieją.
– Keira, jeśli mnie słyszysz, ściśnij moją dłoń – powiedział spokojnie, z cichą pewnością, jakby te słowa mogły przebić się przez mur, który otaczał moją żonę.
Wstrzymałem oddech, obserwując każdy najmniejszy ruch, jakby od tego zależało moje życie. Czułem, jak w mojej piersi narasta napięcie. Jednak nic się nie wydarzyło. Jej ręka pozostała nieruchoma. Lekarz rzucił mi szybkie spojrzenie, które mówiło jedno: "Teraz twoja kolej."
– Proszę spróbować – powiedział cicho, jakby dając mi ostatnią nadzieję.
Wziąłem głęboki oddech i pochyliłem się nad Keirą. Wszystko we mnie krzyczało, by ją przywołać do siebie, by wydostać ją z tej ciemności, w której tkwiła.
– Skarbie, jestem tutaj – mówiłem, walcząc ze łzami. – Proszę, uściśnij moją dłoń, błagam cię...
Patrzyłem na jej rękę, modląc się w duchu, ale czas dłużył się niemiłosiernie, a każdy milimetr ciszy ciążył coraz bardziej. Przez chwilę wydawało mi się, że coś się poruszyło, ale to była tylko moja wyobraźnia. Nic się nie wydarzyło. Ręka Keiry pozostała nieruchoma, a moje nadzieje zaczęły się rozpadać.
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...