Shane pov.
Dylan i Hailie wrócili dopiero następnego wieczora, totalnie wymęczeni po imprezie. Jeszcze dzień później przewalali się na leżakach i nie zdejmowali okularów przeciwsłonecznych, niczym wampiry unikając światła słonecznego. Dopiero po dwóch dobach zregenerowali się na tyle, żeby entuzjastycznie zareagować na pomysł wybrania się do miasta. Ucieszyłem się, bo– choć coraz bardziej lubiłem tę wyspę –chciałem zobaczyć więcej Tajlandii, a zbliżał się powrót do domu.Tamtego dnia Dylan wkurzał się od samego dnia ale na szczęście nie na mnie więc mogłem w spokoju się przygotować. Założyłem jakąś koszulkę i krótkie spodnie podobnie jak Tony, którego spotkałem na tarasie w towarzystwie Dylana, który narzekał, że Hailie za długo się ubierała. Na szczęście siostra przyszła jakąś chwilę później i mogliśmy spokojnie wyruszyć do miasta.
Tym razem podróżowaliśmy motorówką. Czekała już zaparkowana przy lichym molo, które wyglądało tak, jakby miało zawalić się pod moim ciężarem. Uspokoiłem się, kiedy Dylan i Hailie wskoczyli na nie pewnie i nawet ten pierwszy wyciągnął do nas ręce, żeby nam pomóc. Przyjąłem je w przeciwieństwie do Tony'ego, który poradził sobie bez pomocy.
Kiedy schodziłem na brzeg, byłem zrelaksowany i z radością witałem pierwszym punkt wycieczki. Tony nie był jednak tak optymistycznie nastawiony tak jak ja po szybkiej jeździe motorówką. Rozejrzałem się po sporym porcie, gdzie znajdowało się mnóstwo luksusowych i takich w opłakanym stanie statków i łodzi. Kręciło się tutaj mnóstwo turystów, którzy posługiwali się w różnych językach ale trudno było je rozróżnić bo zlewały się w jeden żywy gwar.
Głównym transportem publicznym tutaj zdawały się te śmieszne auta ale na nas czekała spora taksówka. Klimatyzowana i ze skórzanymi siedzeniami. Kierowca mówił łamanym angielskim, ale nie przeszkadzało mu to w bezproblemowym dowiezieniu nas do celu.
Najpierw zjechaliśmy kompleks świątyń, które pod pewnym względem w mojej opinii zdawały się piękne. W świątyni spędziliśmy o wiele więcej czasu, niż się spodziewałam a Dylan i Hailie byli bardzo weseli. Starszy brat nawet wykazał się wiedzą o którą bym go nie podejrzewała. Wymieniał się razem z Hailie spostrzeżeniami, które sugerowały, że oboje mieli pojęcie o historii Tajlandii. Nie zdziwiło mnie to, bo z tego co wiedziałem to Camden Monet bardzo dbał o ich edukacje. Od Willa dowiedziałem się, że na początku wszyscy uczyli się w domu z prywatnymi nauczycielami, a potem poszli do jednego z lepszych liceów w kraju. Oczywiście, że mogli pochwalić się szeroką wiedzą.
Okazało się, że taksówkarz, który przywiózł nas do świątyń okazał się naszym prywatnym szoferem na ten jeden dzień, bo potem zawiózł nas spowrotem do centrum miasta. Kiedy tak szliśmy ulicami miasta dużo osób się za nami oglądało. W większości to były dziewczyny ale kilka chłopaków oglądało się za Hailie. Styl bycia mojego starszego rodzeństwa wyróżniał nas z tłumu i biła od nas niezwykła auta panów świata– jakbyśmy byli lepsi od innych i mogli wszystko. Czułem się z tym wyjątkowo swobodnie.
Tony pov.
Miasto było cudowne, ale upał dawał mi się we znaki. Problem chyba nie leżał w wysokiej temperaturze tylko w duchocie, która stawała się coraz bardziej nieznośna. Od jakiegoś czasu czułem się słaby i zmęczony ale uznałem to za coś normalnego po tak długim spacerze. W jednej chwili słuchałem wymiany zdań między Hailie a Shanem, w drugiej zaburczało mi w brzuchu, w trzeciej uderzyła we mnie fala gorąca, w czwartej zalały poty, aż w końcu wziąłem paniczny wdech i nagl obraz przed moimi oczami podskoczył, a na dosłownie jedną sekundę zapadła ciemność.Kolejny drżący haust powietrza wziąłem, gdy dotarło do mnie co się dzieje. Mrugałem zdezorientowany. Byłem podtrzymywany przez Dylana. Popisał się swoim refleksem, łapiąc mnie, gdy upadałam. Coś do mnie mówił, ale byłam zbyt ogłuszona, żeby rozróżniać słowa. Hailie pochylała się nade mną, a tuż za nią majaczyła twarz Shane'a. Zacisnąłem na chwilę powieki, a następnie spróbowałem się podnieść, ale skończyło się na tym, że zawirowało mi w głowie i jęknąłem. Hailie coś powiedziała wyciągając w moją stronę rękę, hamując mnie przed kolejnymi próbami. Dużo osób się zatrzymało i gapiło się na mnie a ja miałem ochotę zwrócić im jakąś uwagę.
Kobieta ze straganu obok wręczyła Shane'owi jeden z plastikowych wachlarzy, a jakiś mężczyzna z pobliskiego sklepiku podszedł i zaprosił nas do środka, proponując klimatyzowane pomieszczenie. Kompletnie zależny od Dylana, powolutku pozwoliłem mu się przetransportować. Pomógł mi usiąść na podłodze, a pod brodę kazał podciągnąć kolana. Pochyliłem głowę i oddychałem głęboko. Któreś z rodzeństwa mnie wachlowało co przyniosło mi znaczną ulgę.
–Czemu nie powiedziałeś , że się źle czujesz?– zapytał Dylan.
–Nie czułem się źle...
Wciąż miałem spuszczoną głowę i zamknięte oczy.
–Pij. Dużo–poleciła mi Hailie, niespodziewanie wciskając do ręki zimną butelkę wody. Posłusznie wykonałem jej polecenie, a wtedy znowu zaburczało mi w brzuchu. Miałem ochotę uderzyć się pięścią w żołądek i warknąć, żeby się zamknął.
–To z głodu?– podłapał Dylan, natychmiast strosząc brwi.
–Nie.
Próbowałem sobie przypomnieć, co jadłem na śniadanie.
–To dlaczego słyszę, jak burczy ci w brzuchu?!
–Nie krzycz na mnie– wymamrotałem żałośnie.
Dylan rzeczywiście się uciszył, ale czułem, że jest spięty.Po zjedzeniu batonika energetycznego i wypiciu dwóch butelek wody byłem już w stanie wachlować się o własnych siłach. Opuściłem sklepik opierając się na Dylanie. Właściciel życzył mi zdrowia a Hailie zostawiła mi na blacie kilka banknotów. Przekazała też parę kobiecie, która wręczyła nam wachlarz.
Czułem się już lepiej, ale to nie powstrzymało Dylana i Hailie przed wybraniem jakiejś restauracji, całkiem ekskluzywnej, gdzie znowu mogłem usiąść. Niestety, czekając na jedzenie, moje starsze rodzeństwo znalazło czas na pouczanie mnie.
–Jeśli chce ci się pić, to mówisz. Jeśli jest ci słabo, to mówisz. Nie jesteś chyba aż tak małym dzieckiem, żeby nie wiedzieć takich prostych rzeczy, co nie?
Dylan patrzył na mnie z powagą, a ja spuściłem głowę, bo tym razem nie brzmiał złośliwie, tylko tak, jakby miał racje.
–Byłem po prostu zmęczony, a tak słabo poczułem się nagle...–wyjąkałem.
–Coś cię boli?–spytała Hailie.
–Głowa trochę, ale jest już lepiej.
–Do cholery, Tony, musisz nam mówić o takich rzeczach–warknął znowu Dylan, z irytacją mieląc w ręku czystą serwetkę, którą porwał z dyspensera na środku stolika.
Już więcej się nie odezwałem a Dylan zaczął przesłuchiwać Shane'a, którego miałem ochotę udusić, kiedy powiedział, że mało jem. Starszy brat od razu poinformował mnie, że o wszystkim dowie się Vincent i dogryzł mi, że trzeba mnie ciągle pilnować. Hailie też dodała swoje trzy grosze.Chciałem dyskutować, ale brakowało mi argumentów. Micha parującego pad thaia z kurczakiem stanęła przede mną jakby na dowód, że Dylan i Hailie mają trochę racji. Nie mogłem się powstrzymać i natychmiast zacząłem jeść, czując, jak z każdym kęsem odzyskuje utracone siły. Może naprawdę nie zjadłem wystarczająco dużego śniadania, a upał i zmęczenie tylko osłabiły mój organizm?
Później zamówiliśmy desery. W moim przypadku był to ryż ze świeżym mango, który zauroczył mnie swoją prostotą. Po tak porządnym posiłku odzyskałem energię i mogłem pochodzić po targi, gdzie kupiliśmy parę bubli.
CZYTASZ
„Najmłodsi" (Shane i Tony)
FanficA co gdyby to Shane i Tony byliby synami Gabrielli i Cama? Jak poradziliby sobie z przeprowadzką i nowymi zasadami? Jaką będą mieli relacje z starszym rodzeństwem?