Rozdział 16

108 3 0
                                    

Tego ranka obudziłam się sama. Nie miałam ochoty rozmawiać z Lisą po tym co powiedziała o Torresie. Nie miałam pewności czy nie był to po prostu zły sen .

Podeszłam do szafki nocnej i dostrzegłam na ekranie telefonu wiadomość.

Debil : Musiałem lecieć. Jeśli byś czegoś potrzebowała pisz .

Z nudów zaczęłam przeglądać instagrama.
Ponownie weszłam na profil Torresa .
Było tam jedno nowe zdjęcie.

Nie było to takie zwykłe zdjęcie .
Przedstawiało one nasze zdjęcie w lustrze.
Makijaże klaunów tylko dodawały mu grozy.

Uśmiechnęłam się na jego widok.
Po raz pierwszy tamtego dnia byłam szczęśliwa.
I to z Torresem.

W tej samej sekundzie spojrzałam na małe serduszko w lewym dolnym rogu zdjęcia.
Kurwa polubiłam mu zdjęcie...

Najwidoczniej wczoraj byłam tak zaspana ,że nawet tego nie zauważyłam .

Spojrzałam na komentarze i dostrzegłam jeden który na pewno był na mój temat.

Na swoim koncie nie miałam zdjęć ale nazwa sama mówiła za siebie.

Grace_2007😻 - patrzcie ta przybłęda to polubiła 😂
Z sekundy na sekundę lubiło go coraz to więcej ludzi.

Na swoim koncie nie miałam zdjęć ale nazwa sama mówiła za siebie.

Odrzuciłam telefon na drugi koniec pokoju i
zbiegłam na śniadanie.

Ten widok bolał.
Kiedyś zasiadłam do stołu śmiejąc się z tatą z najróżniejszych rzeczy słysząc jak mama krzyczy na niego by nie przeklinał przy mnie.

Dzisiaj na jej miejscu siedziała Lisa. Blond loki nie grały z tatą. Czerwona szminka na ustach również nie była widokiem który chciałam widzieć codziennie z rana.

Nie chciałam z nimi gadać więc po prostu sięgnęłam po kanapki i zasiadłam na kanapie.

Chciałam skupić się na jedzeniu niestety dwójka ludzi którzy ewidentnie od paru tygodni zakłócali mój spokój również mi na to nie pozwolili.

Słyszałam jak śmieją się z czegoś a ja miałam wrażenie że tym czymś jestem ja.

Nie miałam już siły na tłumaczenie gdzie idę.
Cmentarz odkąd w moim życiu pojawiła się ta suka był moim zapomnieniem. Nie umiałam wyjaśnić jakim cudem ale zawsze gdy tam byłam czułam obecność mamy.

Odłożyłam naczynie do zlew i skierowałam się ku wyjściu. Założyłam na siebie jedynie płaszcz po mamie i zimowe buty. Chwyciłam za klamkę gdy do moich uszu dobiegł ten sam wkurwiający głos.

- Powiedziałam że masz zakaz wychodzenia z domu.- przypomniała mi Lisa.

- Idę na korepetycje.- od momentu poznania Torresa notorycznie zaniedbywałam je .
Co miesiąc pisałam mojemu nauczycielowi że coś mi wypadło.

- Nie kłam!

- Idę się przejść i tyle.- wyjaśniłam.

- Masz szlaban.

- Nie jesteś moją matką aby zakazywać mi wychodzenia z domu!.- wrzasnęłam.

- Bello !- przerwał nam tata.
W tej sekundzie Lisa wstała i zrobiła coś czego się nie spodziewałam.

Jej dłoń boleśnie zderzyła się z moim policzkiem.
Spojrzałam na nią dotykając lekko bolącego miejsca z szeroko otwartymi ustami.

- Nie wiem jak ty jej na to pozwalasz ale wiedz że ja nie zamierzam tego więcej znosić!- zwróciłam się do ojca czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy.

W tym momencie wybiegłam z domu mocno trzaskając drzwiami.

Torres

On wrócił. Minęło pięć lat odkąd razem z mamą uciekliśmy. Próbowała zadbać by nie dowiedział się gdzie jesteśmy jednak blizny na ciele wciąż przypominały mi że nic nie jest pewne.

Tego poranka gdy wróciłem od Belli wszystko miało się zmienić. Wszedłem do domu i dostrzegłem że wszystko jest nie na swoim miejscu.

Z góry dobiegły mnie krzyki.
Jego , kurwa , krzyki.

- Tak fajnie było mnie zostawić.- krzyczał tata . I choć po pięciu latach wstydziłem się go i nawet nie nazywałem go tatą po tym co robił.

Powoli wchodziłem po opornie skrzypiących schodach. Krzyki ustały a następne co usłyszałem to dźwięk zbitej butelki.

Nie miałem nic do obrony pomimo to szedłem dalej.

Loren Evans zawsze używał szklanej butelki .
Mama wtedy zasypiała i budziła się po paru dniach. Momenty gdy leżała nieprzytomna były najgorsze. Loren obwiniał mnie za to że żyje ale jedyne co mnie w tym wszystkim obchodziło to mama .

Nie miałem żadnej bliskiej mi osoby poza drużyną koszykarską czy fałszywych twarzy ze szkoły.
I mamą...

W tym momencie dotarłem na górę.
Spojrzałem na ojca który w ręce po pięciu latach znów trzymał w połowie rozbitą butelkę.

Mama leżała na ziemi a krew sączyła się z jej czoło.

W tym momencie chwyciłem za lampkę nocną i niespodziewanie uderzyłem nią w głowę Lorena.

Właśnie stałem przed dwójką nieprzytomnych dorosłych. Wybiegłem z domu a pod powiekami zebrały mi się łzy.
Każdego dnia bałem się co będzie jutro. Myśląc czy w ogóle tego jutra dożyje.

Nagle coś po prawej stronie w szkołą moją uwagę.
Bella.

Biegła ze łzami spływającymi po policzkach.
Kurwa jak ja ją rozumiałem.
Ona była inna. Każdy w okół chciał mojej sławy. Był ze mną bo byłem popularny. A wtedy pojawiła się ona. Jedyna osoba która szczerze nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
I tą osobę szczerze pokochałem.

Wbiegła we mnie zamykając mnie w uścisku jeszcze mocniejszym niż ostatnio.
Oboje staliśmy wtuleni w sobie jak dwa wyrzutki świata.
Ona z kompleksami wytworzonymi przez Grace oraz pieprzoną macochą ,i ja. Z nieprzytomnymi rodzicami w domu.

- Co się stało ?- zapytaliśmy oboje równocześnie.

- Ty zacznij.- powiedziałem . Rodzice mogli poczekać.

- Nienawidzę jej!- załkała.

Spojrzałem na jej policzek i dostrzegłem wielki czerwony ślad .

- Kto Ci to zrobił .-zapytałem wściekły.
Nie odpowiedziała

- Kurwa zabije ją.

- Twoja kolej. - stwierdziła.

- Dzwoń pod numer alarmowy.- rozkazałem pośpiesznie.

- Co ? Ale dlaczego?.- pytała wybierając numer.
- Powiedz że pięćdziesięcioletnia kobieta zaraz się wykrwawi.

Przerażona wybrała numer .

Light in dark Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz