204. ALL THAT MATTER'S TODAY (part 3)

12 3 0
                                    

Wiedziała, że nazajutrz znów wyjedzie. Nie na długo być może, bo w końcu mieli urządzić w domu studio, ale znowu na jakiś czas. I znowu będzie sama. Bez niego, bez Jima, Caroline, całej rodziny i dzieci, bez Will'a nawet. Tym bardziej cieszyła się teraz każdą z ostatnich ich chwil. Napawała się nimi, celebrowała i syciła do granic przyzwoitości. To prawda, że w całym tym tłoku zaginął gdzieś Jonathan. Że całą noc go ignorowała, odchodziła, gdy się zbliżał, nabierała wody w usta, gdy zagadywał. Nie miała innego wyjścia, nie robiła tego zresztą celowo. Całą swoją uwagę, każdą myśl nieostrożną kierowała w stronę Paddy'ego. I z nim tylko chciała być. Nic innego się nie liczyło. Szczególnie teraz, gdy obudziła się w jego ramionach. Bezpiecznych, pewnych, dających jej ciepło o mglistym, ponurym poranku. Spał jeszcze. Z profilu wyglądał niewinnie, bezbronnie i pięknie. Leciutko zadarty nosek, ten sam kształt przez tyle lat. I kunsztownie rumiane policzki. Kochała go od zawsze. Od zawsze tylko jednego. Jednego raz na zawsze... Nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek cokolwiek mogło to przerwać. Próbowała. 

Nawet teraz spróbowała, po śnie, z którego macek ledwo zbiec jej się udało. Zatłoczone, gwarne miejsce. Dym. Czerwona plama na jej urodzinowej, kremowej bluzce. Powykrzywiane jak w prześmiewczym lustrze twarze. I ta jedna. Jedna, którą ledwo rozpoznała. Z szyderczym uśmiechem na ustach, tak inna od oblicza, jakie zapieczętowała w sercu. Jej wyobraźni z trudem przychodziło odmalować dawne rysy. Rozwichrzoną popielatą grzywkę i radosne oczy, których spojrzenie krótkie wystarczyło, by rozgromić natrętne zmartwienia. Posmutniała. Z niemocy, dezorientacji, osamotnienia, którego czuć jeszcze nie powinna. Posmutniała. 

Obróciła się na łóżku i dostrzegła mieniącą się w nieśmiałych promieniach słońca figurkę. Sięgnęła do niej ręką. Musnęła misternie żłobionych skrzydeł. A potem chwyciła ją zuchwalej. Oburącz. Przyciągnęła do siebie i nakręciła. Delikatne dźwięki rozpłynęły się w sypialnianym pomieszczeniu. Pieściły zmysły, koiły udręczone nerwy i zbudziły go. Poczuła, jak podnosi się na poduszce, jak opiera ciepłą dłoń o jej ramię. Otarła łzę ukradkiem i obróciła się do niego, odziana w skrywający strapienie uśmiech. Przymknął nieco powieki. Widziała, że patrzy na nią podejrzliwie, więc...

- Jest naprawdę piękna – powiedziała, desperacko próbując przekierować jego uwagę na pozytywkę.
- Tak samo jak ty... – odparł natychmiast – ...gdy nie jesteś smutna. – Uśmiechnął się z podobną do niej żałością.
- Aż tak to widać? – Pokiwała bezradnie głową i uciekła w bok zawstydzonym wzrokiem.

Ale on nie dał jej się wstydzić. Szczególnie uczuć, które i jemu ciężko było zawsze przed nią ukryć. Złapał jej brodę i zaprowadził z powrotem ku sobie. Zajrzał jej prosto w oczy. Wilgotne, szkliste, wielkie i przepastne.

- Jimmy powiedział, że jutro wyjeżdżacie... – wyszeptała drżącym głosem. – Po całym tygodniu razem będzie mi naprawdę ciężko.
- I to wszystko? – zapytał tak chłodno i stanowczo, że aż jej obraz poczerniał.

Otworzyła usta. Zaraz potem je zamknęła. Nie odpowiedziała. W zamian skinęła nieznacznie głową. Spodziewała się, że teraz jego kolej. Że on coś powie. Cisza ją przygniotła. Zrozumiała, że wie więcej niż może się tego po nim spodziewać.

- Miałam zły sen... – powiedziała w końcu, zaczerpnąwszy głęboki oddech.

Paddy jeszcze bardziej zmrużył oczy, a bystrym, świdrującym spojrzeniem wydusił z niej wszystko, co zdołała z tej koszmarnej mary zapamiętać.

- Więc Nika... – wybąknął niemrawo, po czym przełknął głośno ślinę i utknął wzrokiem w kończącym się właśnie obracać dookoła własnej osi aniołku. – To chyba nie przypadek – powiedział po chwili z przekonaniem. – Za mną też chodzi.
- Chodzi za tobą? – powtórzyła po nim nieprzytomnie.

Thanking Blessed Mary - Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz