221. I DEMANDED PROOF (part 2)

10 3 2
                                    

Zaskakujące spotkanie sprawiło, że porzucił pierwotny zamysł, jakim była konfrontacja z O'Donnellem. Zaaferowany siostrzeńcem, którego ostatni raz widział istne wieki temu, wepchnął go siłą do auta, a w drodze do East Grove na śmierć niemal zagadał. Był podekscytowany i nie próbował ani tego ukryć, ani tym bardziej opanować. Chłopiec, którego kiedyś wychowywał wraz z całym rodzeństwem, którego zabierali ze sobą w trasy koncertowe, i którego każde z nich traktowało swego czasu tak samo, jak traktowało by własne dziecko, wyrósł na naprawdę przystojnego młodzieńca, i chociaż zdawał sobie sprawę, że pod maską rozgarniętego i pewnego siebie nastolatka kryje się nieco bardziej przygnębiająca historia, to gotów był ją poznać choćby nawet zaraz, a następnie wszelkich starań dołożyć, by z problemów – jakie by nie były – go wyciągnąć. Był w końcu jego ojcem chrzestnym. Kiepskim – wypadało przyznać, ale teraz, gdy nadarzyła się okazja w niewielkiej części te niedociągnięcia naprawić, zawziął się w sobie i nie ustępował nawet wówczas, gdy wszelkie jego nagabywania kwitowane były wymownym milczeniem bądź, co gorsza, opryskliwymi półsłówkami.

- A jak szkoła? Niedługo chyba kończysz, co? Wybierasz się gdzieś dalej? Jakieś studia, plany? – dopytywał gorączkowo. – Jakieś zainteresowania...?
- Były...
- I gdzie się podziały? – Uśmiechnął się cierpliwie.
- Wyjebali mnie.
- Wyje...? – Chrząknął, w ostatnim momencie zwróciwszy uwagę na to, że kompletnie bezrozumnie chce powtórzyć po siostrzeńcu niezbyt wyrafinowane i niegodne utrwalania słownictwo. – Ze szkoły cię wyrzucili?
- Nie ze szkoły... Z drużyny...
- O! – Pokiwał z podziwem głową, ani na moment nie odciągając wzroku z drogi naprzeciwko. – Więc sportowiec!
- Pływałem... Matka ci nie mówiła?
- Kathy? – zapytał nieprzytomnie. – Nie. Nic mi nie mówiła.
- Byłem naprawdę dobry... – przyznał z nieśmiało wyzierającym rozgoryczeniem. – Zaczęło się od głupich konkursów międzyszkolnych, potem brałem udział w tych regionalnych, a na koniec dostałem się do reprezentacji krajowej i nie dopuścili mnie nawet do pierwszej międzynarodowej olimpiady.
- Z powodu...?
- Wykrycia środków dopingujących – palnął od razu, tak z grubej rury.
- A więc to jest przyczyna... – wybąknął sam do siebie, zakleszczając nerwowo palce na kierownicy i zamyślając się na dłuższą chwilę. – O tym akurat coś nam twoja mama wspominała – oświadczył ponuro.
- No, jasne! Chora by przecież była, gdyby miała trzymać język za zębami!
- Hej, hej! Trochę szacunku i zrozumienia! – Zganił go natychmiast. – Kathy się o ciebie martwi i ma do tego pełne prawo.
- Przez lata ją to gówno obchodziło, a teraz olśnienia doznała, że jest rodzicem i powinna w związku z tym być trochę bardziej odpowiedzialna. Wszystko pod publikę...

Choć mówił to z wyrzutem i pretensją, dość mocno wyczuwalnym żalem, to sposępniał zaraz potem, napawając Paddy'ego w pełni uzasadnioną nadzieją na realną perspektywę poprawy.

- Może wystarczy, jak sobie usiądziecie i wszystko w spokoju wyjaśnicie. – Wzruszył niedbale ramionami, a radę pozorował na rzuconą od niechcenia.
- I tak nic do niej nie dociera...

Wyjechali na drogę, po której jednej stronie aż po horyzont ciągnęło się malownicze wiosną, a pokryte teraz śnieżną pierzyną pole. Sean odwrócił się w jego stronę, pozwalając nisko zawieszonemu słońcu oślepić jego oczy, i mruknął coś niezrozumiale pod nosem. Paddy spoglądnął na niego z dezorientacją i jak przez ścianę usłyszał to, co przed chwilą zostało powiedziane.

- A dawno go nie widziałeś? – zapytał, przetrawiwszy słowa Sean'a.
- Będzie kilka ładnych lat.
- Dlaczego się z nim nie spotkasz?
- Bo matka nie widzi ku temu powodów... – Westchnął z żalem. – Uznaje go za zbędny element układanki, której tylko w jej przekonaniu niczego nie brakuje.
- Tym bardziej musisz z nią otwarcie pogadać!
- Kiedy? – Prychnął ostentacyjnie. – Zanim wyszedłeś z zakonu, była pochłonięta karierą solową do tego stopnia, że o tym, że wygrałem mistrzostwa regionalne, dowiedziała się z telewizji, a potem pojechała do was do Belgii, i podczas gdy ja starałem się pogodzić z myślą o tym, że przez jedną durną wpadkę zamknęły mi się drzwi do kariery, ona piała z zachwytu nad powrotem Kelly Family! – wyrzucał z tempem karabinu maszynowego, ani na chwilę nie przerywając i chyba też nie zastanawiając się specjalnie nad tym, co mówi. – Od razu przypomniały mi się te posrane czasy! Znajomi do tej pory się ze mnie śmieją. A pamiętasz taki krótki wywiad? – zagaił w rozgorączkowaniu. – Udzielałeś go chyba na jakiejś stacji benzynowej, trzymając mnie na ręku...?
- Nie... – Paddy, choć usilnie zagłębił się teraz w przeszłość, naprawdę nic takiego nie pamiętał.
- Z gołą dupą byłem i marną namiastką pitoka na wierzchu! – wybuchł, gestykulując żywo. – A koncert, w Polsce chyba, jak wyrzucałem ze sceny maskotki, które pod nogi ciskały wam fanki?
- A! – Paddy wyszczerzył się szeroko. – To akurat pamiętam!
- Że już nie wspomnę o zdjęciach, na których grzebię sobie w nosie, czy drapię po jajkach!

Thanking Blessed Mary - Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz