220. I DEMANDED PROOF (part 1)

13 2 0
                                    

Czekał na ten dźwięk tak długo. Oka całą noc nie zmrużył. Leżał – i owszem – resztkami asertywności powstrzymując się, by nie pójść tam przed ustalonym czasem. Ale teraz był już wolny i jeszcze tylko moment, krótka chwila, a ponownie ją zobaczy. Kilka metrów, jakie miał do pokonania, upłynęło szybciej niż się mógł tego spodziewać, i stał już pod swoją sypialnią; przerażony po prawdzie straszliwie, ale równie przy tym podekscytowany. I ta właśnie ekscytacja, jedynie sposobności przebywania przy jej boku właściwa, sprawiła, że nie wahał się ni chwili dłużej, i choć cicho i na palcach, czmychnął, uchyliwszy drzwi, do środka. Przelęknienie, z jakim spojrzał w stronę łóżka, przepędziła wywołana jej widokiem ulga. Spała. Rozkosznie jak przedtem... a może nie...? Jednak nie. Znacznie bardziej urokliwie. Rozbudzała w nim instynkty, których siła bezkompromisowa mogła tylko go przerażać. Bo co, jeśli ktoś ją skrzywdził? Jeśli zdeptał bezrozumnie coś tak strasznie mu bliskiego? Dla niej gotów był na każde poświęcenie, a ilekroć rozpatrywał to na chłodno, ilekroć uciekał się do szukania innych od najpodlejszego powodów, trafiał ciągle i nieprzejednanie w to samo miejsce. Nie zdradziła go. Nie mogła. Gdyby było inaczej, to z powodu braku fundamentów, zachwiałaby się cała jego wiara w człowieka i we wszystkie uczucia, które ów nikczemnik zdolny jest sfalsyfikować. 

Bardziej drastycznego upadku nie był sobie w stanie wyobrazić, dlatego teraz, z nieprzemierzonymi pokładami zaufania, zbliżył się do niej i ukucnął naprzeciwko. Tkliwość, z jaką oprowadzał zabłąkany na jej buzi cień uśmiechu, rozniecała popędliwie najsilniejsze i najbardziej niszczycielskie z ludzkich żądzy. Pragnienie zemsty na każdym, kto choćby i częściowo przyczynił się do jej cierpienia, połączona ze współodczuwaniem bólu rozpacz, i miłość tak ogromna, że by świat mogła zatrzymać. Nawet, jeśli raz tylko, to w trosce desperackiej na zawsze. Może to właśnie dlatego, zdając sobie sprawę z konsekwencji, jakie przyjdzie ponieść jej oprawcy, milczała wytrwale? On by się tak samo na jej miejscu zachował. Przycisnął obie pięści do uchylonych w rozjątrzeniu ust i utknął w jej obliczu pełnym niezłomnego zacietrzewienia spojrzeniem. Nic nie będzie z niej wyciągał. Sam się dowie. Pojedzie skoro świt do szpitala, dopadnie tą gnidę, i to z niego, nie przebierając w środkach, wydusi całą prawdę. I miej mnie w swojej opiece, pomyślał, bo nawet teraz z grzeszną przyjemnością wyobrażam sobie to spotkanie. Powinien był stamtąd wyjść, ale nie potrafił się z nią rozstać. Najdalej jak mógł, doszedł do fotela, a i tyle tylko po to, by dosunąć go ostrożnie w stronę łóżka. Rozsiadł się z wytchnieniem, choć cały napięty i do granic bólu zesztywniały, i folgował sobie, patrząc na nią nieustannie. Czuł się przez to jak zwabiony światłem motyl nocny. Ścierający się z nim ustawicznie, poparzeniem nieprzelękły. Bezmyślny zupełnie, ale tak wspaniale przy tym urzeczony. Gdy się nagle poruszyła, on to odczuł niczym błysk oślepiający. Oddech ugrzązł mu w pół drogi, źrenice napęczniały, a ciało, pogrążone dotychczas w beztroskim spoczynku, podźwignęło się ku górze i struchlało. Niby tylko nic, bo Pola obróciła się po prostu na plecy, ale grymas na jej twarzy, brwi w strachu ściągnięte... Wysunął się nieco, przyglądając temu ze współczuciem, a gdy impulsywność jej sennych reakcji wzmagała się zamiast maleć, zrozumiał...

- Nika? – zapytał z nie mniejszym przerażeniem w oczach.

A ona nadal milczała, zbudzona raptownie. Podniosła się tylko na poduszce, nakrywając po piersi, i wpatrywała w niego bezgłośnie się powodów tak niespodziewanej obecności doszukującym spojrzeniem.

- Przyszedłem tylko...
- Nie. Nie tylko.
- Pójdę lepiej.

Uderzył dłońmi w podłokietniki, podciągając się dzięki temu do góry, i uśmiechnął się delikatnie; w uspokajającym i przepraszającym geście zarazem. Do wyjścia kierował się z galopującym bezdusznie sercem i gotowością do tego, aby w każdej chwili się zatrzymać i zapytać, czy nie mógłby tu jednak dłużej zostać.

Thanking Blessed Mary - Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz