To Patricia zadzwoniła. Wiedział doskonale, że po rozmowie, jaką raz już dzisiaj przerwał, nie odpuści tak łatwo, i jeśli jasno nie określi, czy w bliższej lub dalszej przyszłości ma zamiar dementować dotyczące Poli rewelacje, siostra maltretować go będzie bez końca. To dlatego zostawił ją tam samą i pomimo Sean'a, którego minął w wejściu do salonu, postanowił z Patricią porozmawiać. Nie odszedł daleko. Wspiął się kilka stopni i usiadł w połowie schodów. Wysłuchał jej racji z wdzięcznością, że w ogóle ma chęć i czas, by tym wszystkim się zamartwiać, ale ostatecznie, gdy zapewniła, że to od niego zależą ich dalsze kroki, z pełną stanowczością oznajmił, że robić z tym nic nie zamierza. Była zdziwiona i to zdziwienie odwzorowało się w przedłużanym z celebracją milczeniu, ale nawet to go nie złamało. Był przekonany, że każdy ich odzew spotka się z jeszcze bardziej agresywną nagonką na dziewczynę, a najkrótsze i najprostsze w przekazie sprostowanie przyoblecze się wyssanymi z palca niuansami tylko po to, by w finale zyskać czcigodną formę skandalu. Ten zaś był ostatnim, czego mogli teraz potrzebować. Tłumaczył więc swoją postawę, podpierając się jedynymi sensownymi argumentami, jakie przechodziły mu do głowy, gdy spostrzegł kątem oka skradającego się po cichu Jima i przyczajoną tuż za jego plecami blondynkę. Uśmiechnął się mimowolnie, pojąwszy, że nie gdzie indziej, jak pod salonem się właśnie zatrzymali, i kontynuował rozmowę z siostrą do momentu, w którym z pokoju wybiegła Pola, a tuż za nią Caroline. Obie pędziły w jego stronę, więc podniósł się instynktownie. Żadnej nie zatrzymał. Wyminęły go, jak gdyby był powietrzem, i zniknęły na górze szybciej niż zdążył się zorientować, że w ogóle do czegoś doszło. Przez chwilę stał nieruchomo, zastanawiając się, co tym razem, a potem wyjąkał do słuchawki, że znów pora na niego, i już miał iść za dziewczynami, gdy Jimmy swoim krzykiem sprowadził go z powrotem do salonu. Oniemiał tam na widok sterczącego nad siostrzeńcem brata, ale nie wiedząc, co takiego zaszło, nie ośmielił się też w żaden sposób zainterweniować. Zawziętość na twarzy brata nie pozostawiła mu żadnych wątpliwości. Na Sean'a spojrzał z podobnym wyrzutem. Chłopak zaś, widocznie już podenerwowany, podniósł się nieco na sofie i zaskakując ich obu, wyjął z kieszeni spodni papierosy. Nie pytał o pozwolenie, nie częstował też wspaniałomyślnie. Wyciągnął jednego, wygładził go palcami i wepchnął sobie do ust. Gdy zaczął szarpać się później z krnąbrną zapalniczką, Jimmy stracił już wszelką cierpliwość. Wyrwał mu z buzi fajkę i złamał ją, rzucając demonstracyjnie pod nogi.
- Chciałoby się rzec, że wpadłeś w samą porę... – Nie odrywając od siostrzeńca zażartego wzroku, zwrócił się donośnym głosem do Paddy'ego. – Ominęła cię tylko króciutka, acz bardzo bulwersująca scenka, gdy młody kneblował twoją ukochaną i groził jej, by o niczym nikomu nie mówiła... – dopowiedział z cynizmem, obchodząc tyłem sofę, na której siedział Sean, i opierając się o nią w taki sposób, że obie jego dłonie wylądowały przy ramionach chłopaka.
- Sean...? – Paddy podszedł bliżej, wpatrując się w chrześniaka z dezorientacją i zaszokowaniem. – Co tu jest grane?
- Im szybciej nam powiesz, tym prędzej będziesz mógł zajarać... – Jimmy nachylił się nad głową siostrzeńca, szepcząc mu wprost do ucha, a na koniec wydarł z jego zaciśniętej pięści paczkę papierosów i sam wyjął jednego. – To jak?
Młody milczał uparcie.
- Pomóc ci? – Jimmy wyprostował się raptownie, a przekrzywiając głowę to w lewo, to w prawo, napiął w wojowniczym geście wszystkie mięśnie karku. – Zacznijmy od tego, że żadnego kolegi w szpitalu nie odwiedzałeś.
- Nie odwiedzałem... – potwierdził markotnie.
Pod Paddy'm nogi się ugięły. Usiadł na oparciu najbliższego fotela i przyglądał się Sean'owi z podobną już do brata zawziętością.
CZYTASZ
Thanking Blessed Mary - Tom II
Fanfic***TBM*** Tom II, część II Opowiadanie fan-fiction o Kelly Family, pisane w latach 2008-2017. Ponad 4000 stron A4, niemal 500 rozdziałów, dodawane sukcesywnie, niepoprawione od czasu swojego powstania.