216. HONEY, I DON'T MIND

14 3 3
                                    

Wypadła z jego gabinetu i rozejrzała się impulsywnie w obie strony. Korytarz jak zwykle tętnił o tej porze życiem. Pacjenci z odwiedzającymi spacerowali apatycznie, siostry wymijały ich w żywym pośpiechu, a ona stała pośrodku całego tego zgiełku; zdezorientowana i wystraszona, do samej siebie pałająca obrzydzeniem. Ale jeszcze trochę, obiecała sobie, jeszcze tylko trochę musi go znosić i udawać. Powzięła już ostateczną decyzję i nic jej od tegoż zamiaru nie odwiedzie. Włożyła nerwowo ręce do kieszeni, a zwiesiwszy posępnie głowę, wyrwała do przodu, zmierzając żwawym krokiem prosto do dyżurki. Przejście było wąskie, ale nie zatrzymała się ani na moment. To nic, że zderzyła się z wychodzącą stamtąd pielęgniarką, a wszedłszy już do środka, usłyszała za plecami kilka cierpkich, dotyczących jej aroganckiego wtargnięcia, słów prawdy. Puściła je mimo uszu. Nie zamierzała przepraszać, ani tym bardziej się sprzeczać. Generalnie, wszystko było jej już obojętne. Westchnęła głęboko i obróciła się dookoła własnej osi. Zaszklony regalik z najbardziej potrzebnymi lekarstwami, biurko, na którym sterty papierzysk walały się nieposkładane, i komódka, a na niej stojak z próbkami krwi pacjentów. To tam... Ruszyła w jej stronę, otwierając zamaszyście każdą kolejną szufladę.

- Szuka pani czegoś?

Znieruchomiała. Znała ten głos i nie musiała się oglądać, żeby wiedzieć, że tuż za nią, w zniecierpliwieniu oczekując odpowiedzi, stoi siostra Barbara.

- Gdzie są strzykawki z igłami? – zapytała, powracając niezrażenie do czynności przeszukiwania komody.
- Nie tutaj... – odpowiedziała pielęgniarka.

Obróciła się zatem i przyglądała kobiecie. Ta z kolei podeszła do biurka i sięgnęła ręką do wysoko nad nim zawieszonej szafki. Wyjęła stamtąd kartonowe opakowanie, a otworzywszy je, podsunęła Poli pod sam nos.

- A igły i skierowania do laboratorium? – wydukała, nabierając pełną garść strzykawek i chowając wszystkie prócz jednej do kieszeni fartucha lekarskiego.

Pielęgniarka przyjrzała się jej nieufnie, ale zaraz już skompletowała to, czego potrzebowała, i przyniosła, słowem się nie odzywając. Pola sięgnęła tym razem po igły, i tak samo jak ze strzykawkami – wrzuciła wszystkie prócz jednej do kieszeni.

- Nie musi pani doktor sama się tym zajmować. – Przecięła ciszę Barbara. – To nam powinna pani zlecić wykonanie badań.

Pola momentalnie zrugała ją spojrzeniem, a ponieważ niechętna była do udzielenia jakiejkolwiek odpowiedzi, czy tym bardziej sumiennych wyjaśnień, obróciła się w stronę biurka, odsunęła dostawione doń krzesło, i zdjąwszy z siebie fartuch, przewiesiła go na jego oparciu. Czuła ciekawski wzrok siostry na plecach. Wiedziała, że ani myśli stąd wyjść, czy przynajmniej się odwrócić. Nic jej to jednak nie przeszkadzało. Obiecała Paddy'emu. Obiecała mu, że zrobi to badanie, więc je zrobi. Usiadła na krześle i przygotowała do pobrania krwi strzykawkę. Obejrzała się jeszcze przez ramię, ale pielęgniarka nadal tam stała. Pokiwała w politowaniu głową, a potem, zaczerpnąwszy głęboki oddech, podwinęła rękaw kaszmirowego swetra, jaki na ten dzień założyła... i zdębiała. Świeże, niezbyt duże, w odcieniu dojrzałej śliwki. Pośrodku zasinienia zaś malutka kropeczka. Dokładnie taka, jaką za chwilę, po wkłuciu się w żyłę, miała zostawić. Nie dostrzegła tego wcześniej. Nie widziała... I teraz... teraz, gdy raziła zuchwale jej oczy... wszystko nagle zrozumiała. Wbiła się w rękę z jeszcze większą determinacją. W głowie mnożyły się scenariusze, które mogły w jakiś sposób całe to zajście z O'Donnellem wyjaśnić. Nie miała już wątpliwości. To musiało stać się tej nocy! Chociaż może tego nie pamięta, to podał jej coś, co sprawiło, że nie panowała nad swoim ciałem i emocjami. A potem ją wykorzystał; niszcząc tym samym całe jej życie, obdzierając ze wszelkiej godności i depcząc bezlitośnie sumienie. Przymknęła oczy i podsunęła pod igłę probówkę. Przyglądała się, jak kropelka za kropelką spływają po transparentnej jej ściance. W pewnym sensie odczuwała ulgę. Ogromną ulgę! Była bliska poznania prawdy, bliska poznania powodów, przez które to zrobiła, a co najważniejsze – bardziej niż dotychczas zdecydowana zemścić się na nim za to wszystko. Gdy skończyła, zakręciła fiolkę, podpisała ją swoim nazwiskiem, i ubrała się na powrót w fartuch. Na druczku zaleceń zakreśliła już nie tylko hormony ciążowe, które chciała w zamyśle sprawdzić, ale cały szereg substancji, które mogły w jakiś sposób wpłynąć tamtej nocy na zupełny brak kontroli. Przyjrzała się raz jeszcze wypełnionemu przez siebie formularzowi, a potem zerwała się na równe nogi i obróciła w stronę siostry Barbary.

Thanking Blessed Mary - Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz