Rozdział 20.1

1.1K 66 19
                                    

Przepraszam za błędy ☺️

JOSEPHINA

Włożyłam kociaka pod płaszcz, który miał być moim alibi, wrazie gdyby Samuel zapytał się, po co wyszłam na dwór. Jednak żeby wyglądało to wiarygodniej, Gerard natarł go śniegiem. Dziwnie by było, gdyby był suchy w taką pogodę.

Zanim jednak puścił mnie wolno, musiałam się naprosić. Zgodził się, ale niechętnie.

Zawróciliśmy się i podrzucił mnie przed zakrętem kilkaset metrów od mieszkania, by nikt nie dostrzegł pojazdu.

Poprosiłam Gerarda, by trzymał gębę na kłódkę. Podchodził do tego z rezerwą, ale koniec końców również obiecał mi, że spróbuje odwlec rozmowę z Mitchell'em, ale to kwestia czasu i o wszystkim się dowie.

Lepsze to niż nic, pomyślałam.

Z trudem wypuścił mnie ze swoich ramion, gdy po raz ostatni przytuliliśmy się.
Starłam łzy rękawem płaszcza Samuel'a i próbowałam doprowadzić się do porządku. Byłam czerwona i załzawiona. Na szczęście prószył śnieg, który podrażniał mi skórę twarzy i blondyn nie powinien się skapnąć, że płakałam.

Narzuciłam kaptur na głowę i ruszyłam w kierunku zlewającego się z otoczeniem budynku, w którym wciąż panowała ciemność, co oznaczało, że wciąż wszyscy spali.

I dobrze, bo nie będę musiała z niczego się tłumaczyć i o nic złego nie będzie mnie podejrzewać.

W pewnej chwili usłyszałam trzask gałęzi. Zaczęłam się rozglądać w każdą stronę, ale nikogo tam nie dostrzegłam. Chryste.

Nie pomagał fakt, że tego dnia Dylan naopowiadał mi strasznych historii. Prócz tego mogły się tutaj czaić przeróżne zwierzęta, poczynając od wilków, kończąc na niedźwiedziach, najbardziej jednak obawiałam się tych ostatnich. Gdybym takiego spotkała na swojej drodze, nie wiem czy bym zachowała zdrowy rozsądek, tak jak go zapewniałam jeszcze kilka godzin temu.

Będąc co raz bliżej budynku, czułam się raźniej. Jeszcze tylko kilka metrów i będę w ciepłym pomieszczeniu. Było grubo poniżej zera. Miałam wrażenie, że wystawały mi sople z nosa...

Zazwyczaj takie mrozy występowały w styczniu, a był grudzień. Dosyć wcześnie. Zbliżały się też Święta Bożego Narodzenia. Ten czas tak szybko leciał. Jeszcze niedawno było lato i biegałam w szortach.

Nagle poczułam za sobą czyjąś obecność, a moją talię objęły silne, męskie ręce. Krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać.

– To ja – Gdy usłyszałam jego głos, wypuściłam ze światem powietrze i mimowolnie przyłożyłam zmarzniętą dłoń w miejsce, gdzie znajdowało się moje serce, które galopowało niczym dziki mustang. Po drugiej stronie był kot, który zachowywał się niebywale cicho i nawet przestał się trząść z zimna.

– Przestraszyłeś mnie – naparłam ciałem na jego, bo brakowało mi jego bliskości, a on odpowiedział tym samym. Wtulił się we mnie jeszcze bardziej. Uśmiechnęłam się, bo to było miłe.

– Przepraszam. Nie chciałem Cię przestraszyć.

Mimo że nie znaliśmy się zbyt długo i doszło między nami do zbliżenia jedynie kilka razy, chciałam być blisko niego. To było silniejsze, niż się spodziewałam.

Na dodatek przeprosił i robił to bez zająknięcia, jakby nie ruszał go fakt, że przepraszał dziewczynę, jakby to było powszechnym zjawiskiem, nie to co Mitchell, który wyżej srał niż dupę miał i nie był skory do przeprosin, nawet jeżeli on zawinił.

Zemsta Diabła [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz