Rozdział 4.1

959 60 10
                                    

JOSEPHINE

Nie mam pewności, czy w obecnej sytuacji lepiej będzie, jeżeli usunę się w cień, czy może powinnam spojrzeć mu ponownie w oczy i dowiedzieć się więcej, bo znów nasunęło mi się na język mnóstwo pytań. Lepiej żebym znała całą prawdę i wiedziała, co tak naprawdę czekało mnie w przyszłości, niż drapała się po głowie kolejne tygodnie.

Zacisnęłam ręce w pięści i złapałam za klamkę od drzwi za którymi zniknął. Liam nie zatrzymał mnie, a nawet za mną nie wszedł.

Otworzyłam je i solidnie zamknęłam, aż wszystkie obecne tu głowy zwróciły się w moją stronę.

Prócz Samuela, który siedział na fotelu i odbezpieczał zapalniczkę były też na scenie dwie kobiety, które zabawiały się ze sobą w wannie.

Czy one robiły to dwadzieścia cztery godziny na dobę? Czy one w ogóle czerpały z tego przyjemność? Przecież to poniżające, tym bardziej gdy oglądał je taki potwór.

A tak w ogóle, co robiła tu wanna?

Czy oni naprawdę urządzali każdego dnia inną scenerię ? Bo z tego co pamiętam ostatnio stało tu łóżko.

To było naprawdę chore.

Przyglądał mi się przez chwilę, po czym spojrzał  na scenę.

– Nie wyglądasz mi na kogoś, kto to lubi – wskazał głową na nie – ale jeżeli poprawi ci to humor, możesz na spokojnie dołączyć. Jestem pewien, że dziewczyny dobrze się tobą zajmą – zakomunikował, a mi po raz kolejny zachciało się rzygać, ale stwierdziłam, że nie będę kontynuować tej prze żenującej rozmowy, bo nie po to tu przyszłam.

– Wciąż nie rozumiem – zmarszczyłam brwi – Po co fałszować moją śmierć? Nie lepiej przyznać się, że mnie więzisz? Dostałbyś pewnie wszystko...

– Nie – wtrącił – to byłoby zbyt proste. Nie po to Cię uratowałem i zrobiłem to wszystko, by teraz poinformować innych, że jednak żyjesz. Nie zaczynam czegoś, by po chwili wszystko zmienić. Na zawsze mu Cię odebrałem i nie dam mu nadziei. Sam fakt, gdy będę widział, jak cierpi będzie mnie napawać takim szczęściem, niż katowanie kogokolwiek z moich wrogów. Będzie krok po kroku siebie niszczył, a jest perfekcjonistą w rujnowaniu siebie i wszystkich przy okazji – ponownie zapalił zapalniczkę. Przez chwilę razem patrzyliśmy na jeżący się ogień. Nie sądziłam, że czuli do siebie aż taką nienawiść. Co Mitchell uczynił Samuelowi, że zrobił mu coś tak potwornego i przy okazji też mi? Tak czy siak, myślę że Samuel ostro przesadził i nic tego nie zmieni. Okey uratował mi życie, ale mógł przecież zostawić przy brzegu lub zawieźć do szpitala, ale nie to. Próbuje zrujnować mi życie. Próbuje? To już się dzieje – i po tym co zrobiłem, zamiast narzekań i wyzwisk powinnaś być mi wdzięczna.

– Wdzięczna? – zadrwiłam, kręcąc w niedowierzeniu głową – porwałeś mnie. Przez ciebie spadłam ze schodów i mam problemy z chodzeniem. Twoja lekarka faszerowała mnie lekami, nie wspomnę o celi w której są myszy oraz wilgoć – wyliczałam na palcach - Twoi niewyżyci kumple podglądali mnie i otwierali łazienkę, gdy się myłam – zauważyłam jak zacisnęła mu się szczęka i jak pociemniały mu oczy – i ty ode mnie oczekujesz podziękowania, czy tak zwanej wdzięczności?! Nigdy przenigdy ode mnie tego nie usłyszysz, rozumiesz to?

– Najpierw uczyniłem, że dowiedziałeś się prawdy o swoim chłopaku. Już zapomniałaś jak cię podglądał przez kamery w twoim apartamencie? Do tego uratowałem Ci życie, a nie czynię tego zbyt często. Powinnaś czuć się wyjątkowa.

– W takim razie niepotrzebnie mnie uratowałeś. Nie chcę takiego życia. Takie życie w zamknięciu, to nie życie, którego pragnę. Jeśli chcesz, możesz mnie zabić – wzruszyłam ramionami.

Zemsta Diabła [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz