Rozdział 1

109 6 2
                                    

Druga część, Rozdział 1

Czas zdaje się płynąć inaczej, jakby każda minuta była jednocześnie wiecznością i krótkim mgnieniem. Od momentu, gdy wylądowaliśmy w Nowym Jorku, wszystko stało się rozmyte, a jednak naznaczone ostrymi krawędziami emocji, które próbuję ujarzmić. Lotnisko było pełne ludzi – spieszących się, witających bliskich, żegnających – a ja czułam, jakbym była niewidzialna, jakby ten świat, pełen życia, był gdzieś obok, a nie wokół mnie.

Alex cały czas jest przy mnie. Nie mówi wiele, ale jego obecność jest stała, jak niewypowiedziane przypomnienie, że nie jestem sama. Jednak teraz, gdy zbliżamy się do szpitala, czuję, że każda sekunda coraz bardziej przybliża mnie do tego, czego się boję.

Wchodzę do budynku. Zapach dezynfekcji uderza mnie w twarz, a dźwięki cichych rozmów i szmer kroków zdają się z każdą chwilą narastać. Henry czeka na mnie w holu, jego postawa napięta, twarz zmęczona i pobladła. Kiedy mnie widzi, od razu do mnie podchodzi.

– Char... – mówi, a jego głos jest pełen emocji. W jego oczach widzę ulgę, ale też ból, którego nie potrafi ukryć. – Jesteś tutaj.

Nie odpowiadam, tylko przytulam go mocno, czując, jak jego ramiona drżą. Przez chwilę stoimy w ciszy, jakbyśmy oboje próbowali zebrać siły na to, co nas czeka.

– Jak ona? – pytam w końcu, a moje słowa brzmią cicho i niepewnie.

Henry wzdycha, jego wzrok uciekający gdzieś na bok.

– Jest stabilna. Lekarze mówią, że to cud, że jej serce się nie zatrzymało na stałe. Ale... – urywa, a ja czuję, jak coś ściska mnie w żołądku. – Ale jeszcze jej nie widziałem. Pozwolili mi tu być, ale nie mogłem wejść.

– A ojciec? – pytam, starając się, by mój głos zabrzmiał neutralnie, ale w środku czuję, jak napięcie rośnie.

– Jest – odpowiada Henry, a jego ton zdradza zmęczenie. – Rozmawia z lekarzami. Wiesz, jaki jest. Musi mieć pełną kontrolę nad sytuacją, nawet jeśli to wszystko go przerasta.

Przytakuję, choć w mojej głowie pojawia się myśl, że ojciec z pewnością nie przyzna się do tego, że cokolwiek go przerasta. Zawsze był tym, który trzyma wszystko w ryzach, tym, który nigdy nie okazuje słabości. I może właśnie dlatego tak bardzo wszystko się rozpadło. Jego potrzeba kontroli mogła zniszczyć coś w mamie, w nas wszystkich.

– Myślisz, że z nią rozmawiał? – pytam cicho, a Henry wzrusza ramionami, unikając mojego spojrzenia.

– Nie wiem. Nie sądzę. – Jego głos jest cichy, niemal pełen rezygnacji. – Wiesz, jak rzadko mówi o czymkolwiek, co naprawdę ma znaczenie.

Czuję, jak moje dłonie zaciskają się w pięści. Chcę powiedzieć coś ostrego, coś, co wyrzuci z mojego wnętrza cały gniew, jaki czuję do ojca, ale wiem, że to nie czas ani miejsce. Teraz muszę skupić się na mamie. To ona jest najważniejsza.

– Chodźmy do niej – mówię w końcu, zerkając na Henrego, który kiwa głową, choć widzę, że jest równie przerażony jak ja.

Przechodzimy przez długi korytarz, a każdy krok wydaje się cięższy od poprzedniego. Światła szpitala migoczą lekko, a cichy szmer maszyn w oddali przypomina mi, jak krucha może być ludzka egzystencja.

Gdy docieramy do drzwi sali, Henry zatrzymuje się na chwilę i patrzy na mnie.

– Char, jeśli nie chcesz... – zaczyna, ale przerywam mu, kładąc rękę na jego ramieniu.

– Chcę. – Mój głos brzmi pewniej, niż się czuję. – Muszę.

Henry otwiera drzwi, a ja wchodzę za nim. W środku jest cicho, niemal nierealnie spokojnie. Mama leży na łóżku, podłączona do różnych maszyn, które cicho pikają, jakby odliczały każdą sekundę. Jej twarz jest blada, a oczy zamknięte. Wygląda krucho, jak nigdy wcześniej.

BEZ WYROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz