Rozdział 15

77 6 1
                                    

– Czyli co, zostajesz w Greenwich? – pyta Izzy, a w jej głosie słychać troskę.

Siedzę na swoim łóżku, telefon trzymam w ręku. Wpatruję się w ścianę, jakby tam mogła być odpowiedź na to pytanie.

– Nie wiem, co mam robić – odpowiadam w końcu. – Tęsknię za wami, za Lizboną, za tym, co tam miałam... ale Henry... i Alex... To wszystko jest takie trudne.

– Przecież to zrozumiałe – wtrąca Aniis, jej głos jest delikatny, ale stanowczy. – Przeżyłaś coś strasznego, a teraz musisz odnaleźć się w nowej rzeczywistości. To normalne, że się gubisz.

Zaciskam dłonie na telefonie, jakby to mogło mi pomóc w zebraniu myśli.

– Tylko że muszę w końcu coś zrobić. Załatwić sprawy, studia, pracę... cokolwiek. Nie mogę siedzieć ani w domu rodziców, ani przebywać u Alexa, żyć na ich utrzymaniu – mówię, a w moim głosie słychać frustrację.

– A gdzie ty teraz jesteś? – pyta Izzy, a jej pytanie brzmi niemal jak zarzut.

– W domu. Henry mimo wszystko potrzebuje tego, żeby ktoś tu był. Nie okazuje tego, ale wiem, że nie może być tu sam cały czas – odpowiadam, wzdychając.

– A gdzie jest twój ojciec? – pyta Aniis ostrożnie, jakby bała się, że to pytanie może mnie wyprowadzić z równowagi.

Milczę przez chwilę, zanim odpowiadam.

– Nie wiem. Podobno pojechał do Waszyngtonu. Jak zwykle nie raczył nikomu wyjaśnić, co robi.

– Nadal z wami nie rozmawia? – Aniis brzmi zdziwiona.

– Nie – odpowiadam krótko. – On... po prostu nie wiem. Żyje własnym życiem.

Zapada cisza, a ja czuję, jak ciężar tych słów opada na moje ramiona. To takie dziwne – siedzieć w tym domu, który kiedyś był domem mojej rodziny, a teraz wydaje się tak obcy. Jak muzeum pełne wspomnień, które już nigdy nie ożyją.

– Czuję się z tym wszystkim źle – mówię, a mój głos jest ledwo słyszalny. – Ale muszę to wszystko poukładać. Nie mogę tak dłużej.

Po drugiej stronie słyszę głęboki oddech Izzy.

– Charlotte, poukładanie życia po czymś takim to nie sprint. To cholerny maraton – mówi. – Daj sobie czas, ale nie zapominaj o sobie w tym wszystkim.

– Wiem – odpowiadam, choć sama nie wiem, czy wierzę w te słowa. – Tylko... czuję, że czasem tracę kontrolę. Jakby wszystko działo się poza mną.

Aniis odzywa się spokojnym, opanowanym tonem:

– Może to czas, żeby przestać próbować kontrolować wszystko na raz. Skup się na jednym. Co jest teraz najważniejsze? Co chcesz zrobić najpierw?

– Nie wiem... – szepczę, wpatrując się w sufit. – Może wrócić do Lizbony? Tam miałam plan, cel. Tutaj czuję się... zawieszona. Ale z drugiej strony Henry. Jak mogę go zostawić?

– Henry sobie poradzi – mówi Izzy z przekonaniem. – Jest mądry i dojrzały, sama to mówiłaś. A ty nie możesz być dla niego wszystkim. On też musi znaleźć swoją drogę.

Te słowa uderzają mnie mocno. Może Izzy ma rację. Może trzymam się tutaj z powodu strachu – strachu, że jeśli wyjadę, to znów coś stracę. Ale jednocześnie wiem, że nie mogę zostawać w miejscu, które mnie dusi.

– A Alex? – pyta nagle Aniis. – Co z wami?

Milczę, bo to pytanie trafia prosto w sedno. Alex jest... Alexem. Ciepły, troskliwy, zawsze tam, gdzie go potrzebuję. Ale czy mogę teraz budować coś z nim, skoro sama nie wiem, kim jestem w tej chwili?

BEZ WYROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz