Rozdział 22

59 5 0
                                    

W biurze panuje napięta cisza. Patrzę na ojca, czując, jak gniew i ból mieszają się w jedno. Henry stoi obok mnie, ale wiem, że to ja muszę powiedzieć to, co od dawna noszę w sobie.

– Tato... – Henry zaczyna, ale kładę mu rękę na ramieniu, dając znak, że chcę mówić. Przełykam ciężko ślinę i patrzę ojcu prosto w oczy.

– Jak się miewa twoja rodzina? – pytam z zimną ironią, choć w środku wszystko we mnie krzyczy.

Ojciec marszczy brwi, jego spojrzenie jest zmieszane.

– Słucham? – pyta powoli, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

– Rodzina. R-O-D-Z-I-N-A – powtarzam, akcentując każde słowo. – Jak się miewa ta druga rodzina, z którą żyjesz od lat? To dlatego ciągle wyjeżdżasz do Waszyngtonu, prawda?

W jego oczach pojawia się iskra zrozumienia, ale szybko próbuje ją ukryć. Jego twarz pozostaje nieodgadniona, choć ja widzę więcej, niż chciałby pokazać.

– O czym ty mówisz, Charlotte? – pyta, jego ton jest lodowaty, jakby chciał mnie zastraszyć.

– Henry – mówię, odwracając się do brata. – Pokaż mu to. Może wtedy sobie przypomni.

Henry wyciąga zdjęcie z kieszeni i kładzie je na biurku. Przez chwilę ojciec wpatruje się w nie, jakby chciał zrozumieć, skąd je mamy. Jego twarz pozostaje kamienna, ale widzę, jak jego szczęki zaciskają się mocniej.

– Teraz wiesz, o czym mówię – mówię z goryczą. – To dlatego mama się poddała, tato. Nie potrafiła żyć, kiedy ty żyłeś na dwa domy.

– Charlotte... – zaczyna ojciec, ale jego głos brzmi jak pusty dźwięk. Nie ma w nim żalu, tylko próba usprawiedliwienia się.

Nie chcę tego słuchać. Nie mogę. Moje ciało reaguje szybciej niż mózg. Wybiegam z jego gabinetu, zanim zdąży dokończyć. Słyszę za sobą głos Henry'ego:

– Charlotte, zaczekaj! – ale nie zatrzymuję się.

Pędzę w dół korytarza, próbując złapać oddech, ale powietrze wydaje się ciężkie, jakby całe to miejsce dusiło mnie swoją atmosferą kłamstw. W końcu docieram do wyjścia na ulicę, gdzie czeka Alex.

Kiedy mnie widzi, jego wyraz twarzy zmienia się natychmiast. Bez słowa otwiera ramiona, a ja wtulam się w niego, pozwalając, by łzy w końcu znalazły ujście.

– Cii... – szepcze, obejmując mnie mocno. – Jestem tutaj.

– Alex, to wszystko było kłamstwem – mówię przez łzy. – Całe nasze życie.

Ojciec zatrzymuje się kilka kroków ode mnie, jego twarz zdradza napięcie, którego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Nie przejmuje się nawet faktem, że stoję w objęciach Alexa, co jeszcze kilka miesięcy temu wywołałoby w nim burzę emocji.

– Charlotte, proszę... – zaczyna, jego głos brzmi niemal błagalnie.

Odsuwam się od Alexa, choć nadal czuję jego obecność tuż za mną.

– Ja już wszystko wiem – mówię zimno, patrząc ojcu prosto w oczy. – Twoje kłamstwa, drugie życie... wszystko.

– Charlotte... – próbuje, ale nie daję mu dokończyć.

– Nie – przerywam stanowczo, podnosząc rękę. – Nie chcę słuchać twoich wymówek.

W jego oczach pojawia się cień zaskoczenia, może nawet bólu. Przez chwilę milczy, a potem spogląda na Alexa, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jego obecności.

BEZ WYROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz