Rozdział 4

74 5 1
                                    

Babcia zawsze miała w sobie ten spokojny autorytet, którym potrafiła przekonać do wszystkiego. Ale dziś, mimo jej ciepłych słów i delikatnych gestów, czuję opór. Jak mogę wyjść, odpocząć, kiedy mama leży w śpiączce? Gdy jej życie wisi na włosku?

– Kochana, wyjdź gdzieś, pójdź na imprezę, na randkę, do kina – mówi, głaszcząc mnie po twarzy. Jej dotyk jest kojący, ale słowa wywołują w mojej głowie sprzeczność.

– Babciu, nie mogę jej zostawić – odpowiadam, patrząc na mamę przez szybę sali. Jej ciche, równomierne oddechy to jedyne oznaki, że wciąż z nami jest.

– Dwa tygodnie już tu jesteś, dzień, noc. Widzisz, że jej stan się nie poprawia – mówi, jakby próbując przemówić do mojego rozsądku.

– Ale gdy się obudzi... – zaczynam, a moja dłoń mimowolnie zaciska się na krześle obok łóżka mamy.

– To przecież ktoś z nas tu będzie – przerywa mi. – Ja, dziadek, wujek, Henry, twój tata – kończy, ale to ostatnie imię wypowiada z wyraźnym dystansem. Myśl o ojcu wciąż budzi w niej mieszane uczucia.

– Nie wiem... – odpowiadam, wahając się.

– Zastanów się – mówi, jakby kończąc rozmowę, a potem podchodzi i całuje mnie w czoło. – A teraz już leć do domu odpocząć.

W końcu zbieram się, choć ciężko mi opuścić to miejsce. Wychodzę z sali, macham babci na pożegnanie i ruszam w stronę wyjścia.

Przy drzwiach spotykam Melanie Pierce. Wygląda elegancko jak zawsze, ale w jej spojrzeniu dostrzegam coś więcej – troskę.

– Charlotte, kochana... – mówi, jej głos brzmi delikatnie.

– Dzień dobry – odpowiadam, próbując się uśmiechnąć, choć wiem, że nie wyszło to naturalnie.

– To wszystko musi być dla ciebie takie ciężkie – mówi, kładąc rękę na moim ramieniu.

– Jakoś sobie radzimy – odpowiadam, choć te słowa wydają się puste. W rzeczywistości ledwo sobie radzę.

– Właśnie idę ją odwiedzić... – zaczyna Melania, patrząc w stronę sali mamy.

Nagle czuję impuls, by zapytać, by dowiedzieć się więcej.

– Pani Melanio... czy mama coś pani mówiła? – pytam, choć mój głos brzmi cicho i pełen nadziei, że usłyszę coś, co pomoże mi zrozumieć.

Melania spuszcza wzrok i delikatnie kręci głową.

– Nie... nie wiem, dlaczego to zrobiła – mówi, a w jej głosie słyszę szczerość. – Przepraszam, Charlotte.

– No nic – mówię, próbując się nie rozkleić. – Idę trochę odpocząć.

– Tak, idź, odpocznij – mówi łagodnie, a potem dodaje, jakby mimochodem: – Przed budynkiem powinien być jeszcze Alex. Poproś go, niech odwiezie cię do domu.

Zatrzymuję się na chwilę, nie wiedząc, czy chcę go zobaczyć. Ale Melania nie daje mi czasu na decyzję, bo już odchodzi w stronę sali mamy.

Przed budynkiem, w cieniu drzewa, rzeczywiście stoi Alex. Opiera się o samochód, jakby na mnie czekał. Jego widok wywołuje mieszankę uczuć, których nie jestem w stanie rozdzielić.

– Charlotte – mówi, gdy tylko mnie zauważa. – Odwiozę cię do domu.

Nie protestuję. Po prostu kiwam głową i wsiadam do samochodu, pozwalając sobie na chwilę ciszy. Może to właśnie teraz potrzebuję najbardziej – milczenia.

BEZ WYROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz