Rozdział 29

36 3 0
                                    

Ostatnie wydarzenia były jak rollercoaster emocji. Śmierć mamy, odkrycie, że tata ma inną rodzinę... te ostatnie pół roku wydawały się surrealistyczne, jakbym żyła w nieskończonym koszmarze, z którego powoli próbowałam się obudzić. Każdy dzień przynosił nowe wyzwania, ale też nowe sposoby na pogodzenie się z rzeczywistością.

Henry radził sobie całkiem dobrze. Może nawet lepiej, niż się spodziewałam. Był bardziej odpowiedzialny, dojrzalszy. Często przypominał mi, że życie toczy się dalej, i to jego spokój dawał mi siłę, by robić kolejny krok.

Ja też miałam Alexa, który od początku był moją opoką, moim spokojnym portem w tym całym chaosie. Ale dziś... dziś coś było inne. Od rana miał dziwny humor. Był bardziej zamyślony, milczący. W jego spojrzeniu było coś, czego nie potrafiłam odczytać, i to mnie niepokoiło.

Jedziemy w ciszy, a ja z każdą minutą czuję coraz większe napięcie. Alex trzyma kierownicę, jego dłonie zaciskają się na niej trochę mocniej niż zwykle. Jego szczęka jest lekko zaciśnięta, a wzrok skupiony na drodze przed nami.

– Alex... coś się stało? – pytam cicho, nie wytrzymując już tej niezręcznej ciszy.

– Nie – odpowiada szybko, nie odwracając wzroku od drogi.

Unoszę brew, bo jego ton zdradza wszystko, tylko nie spokój.

– Jak to „nie"? – pytam, lekko poirytowana. – Przecież widzę, że coś jest nie tak.

– Wszystko jest w porządku – odpowiada, ale brzmi bardziej, jakby mówił to do siebie niż do mnie.

Przez chwilę siedzę cicho, ale jego postawa zaczyna mnie coraz bardziej drażnić.

– Alex, nie wierzę, że wszystko jest w porządku – mówię, krzyżując ręce na piersi. – Przecież widzę. Powiedz mi, co się dzieje.

– Naprawdę, Charlotte, nic się nie dzieje – odpowiada, ale jego głos brzmi bardziej sztywno niż zwykle.

– Nie odzywasz się całą drogę – mówię, patrząc na niego uważnie. – Zrobiłam coś źle? Powiedz mi, Alex.

W końcu wzdycha głęboko, jakby właśnie przegrał wewnętrzną walkę.

– Wszystko jest dobrze – powtarza, ale wiem, że to kłamstwo.

Zerkam na niego, próbując zrozumieć, o co chodzi. Nagle nachodzi mnie myśl.

– Tylko nie mów... że jesteś zazdrosny – mówię, a kącik moich ust unosi się w lekkim uśmiechu.

Nie odpowiada od razu, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że trafiłam w sedno.

– Nie jestem – rzuca w końcu, ale jego głos zdradza coś innego.

– Jesteś – stwierdzam pewnie, próbując powstrzymać rozbawienie.

– Nie – odpowiada, ale jego szczęka zaciska się jeszcze bardziej.

– A jednak – mówię, widząc jego reakcję.

W końcu wzdycha ciężko, jakby poddając się.

– Jestem – przyznaje niechętnie. – Znów Jonathan cię podrywał.

Przewracam oczami, słysząc to imię. Jonathan, właściciel kancelarii, w której pracuję, od jakiegoś czasu faktycznie starał się być zbyt miły.

– Alex... – zaczynam spokojnie, kładąc rękę na jego ramieniu. – Jonathan nic dla mnie nie znaczy. Poza tym, to tylko słowa. Nie odpowiadam na jego aluzje, wiesz o tym.

– Ale widziałem, jak na ciebie patrzy – mówi, spoglądając na mnie kątem oka. – I jak uśmiechał się do ciebie w tej sali konferencyjnej. Jakby myślał, że ma szansę.

BEZ WYROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz