Rozdział 5

89 7 0
                                    

W domu panuje cisza, przerywana jedynie odgłosami kroków ojca krążącego po swoim gabinecie. Ja siedzę u siebie w pokoju, skulona na łóżku, z telefonem w dłoni. Unikamy się, jakby każde z nas bało się, że słowa, które mogłyby paść, zrobią więcej szkody niż milczenie.

Dzisiejszy pocałunek z Alexem był dla mnie czymś w rodzaju ulgi, jakby na chwilę cały ciężar ostatnich tygodni zniknął. Potrzebowałam tego, czuć, że ktoś naprawdę mnie widzi, że jest dla mnie, choćby na moment. Było to coś miłego w tym całym zamieszaniu, ale jednocześnie moje myśli krążą teraz wokół tego, co to oznacza.

Spoglądam na telefon, który wibruje w mojej dłoni. Na ekranie pojawia się wiadomość od Diego. Otwieram ją, z lekkim uśmiechem, bo Diego zawsze wnosił coś pozytywnego w moje życie, nawet w najgorszych momentach.

„Słyszałem, co się stało. Przykro mi. Jeśli miałabyś ochotę spotkać się ze mną i Patricią, to jestem akurat w NY, więc możemy pójść gdzieś na kawę."

Czytam te słowa kilka razy, zastanawiając się, czy powinnam się zgodzić. Diego i Patricia są tak inni od wszystkiego, co dzieje się teraz w moim życiu. Są jak przypomnienie, że istnieje normalność, radość, coś poza tym chaosem. Ale czy jestem gotowa, by udawać, że wszystko jest w porządku? Że potrafię siedzieć z nimi przy kawie i rozmawiać o niczym, kiedy moja mama leży w szpitalu, a moje życie wydaje się rozsypywać na kawałki?

Po chwili zastanowienia odpisuję:

„Dzięki, Diego. Może jutro? Dziś nie jestem w najlepszej formie, ale miło byłoby was zobaczyć."

Od razu przychodzi odpowiedź:

„Oczywiście! Jutro o której ci pasuje? :)"

Uśmiecham się lekko i odpowiadam, umawiając się na późne popołudnie. Chociaż nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, czuję, że muszę spróbować. Muszę wyjść z tego marazmu, choćby na chwilę.

Puszczam telefon na bok i kładę się na łóżku, patrząc w sufit. Myślę o Diego, Patricii, Alexie, a potem znowu o mamie. Wszystko miesza się w jeden wielki chaos, z którego nie potrafię znaleźć wyjścia. Zamykam oczy, próbując na chwilę zapomnieć, ale obrazy i wspomnienia nie dają mi spokoju.

Leżę na łóżku, patrząc w sufit, ale moje myśli wirują. Każdy obraz, każda chwila z ostatnich tygodni powraca jak bumerang. Mama w szpitalu, ojciec zamknięty w swoim świecie, pocałunek z Alexem, który był zarówno ucieczką, jak i czymś, czego desperacko potrzebowałam. A teraz Diego i jego propozycja spotkania – przypomnienie, że życie toczy się dalej, nawet kiedy czuję, że moje stanęło w miejscu.

Nie mogę już leżeć. Podnoszę się gwałtownie z łóżka i idę do łazienki. Przemywam twarz zimną wodą, jakbym chciała się obudzić z tego koszmaru, w którym żyję. Patrzę w lustro, widząc odbicie osoby, którą ledwo rozpoznaję. Jestem zmęczona, oczy mam podkrążone, a usta zaciśnięte jak nigdy wcześniej.

„Muszę coś zrobić, cokolwiek" – myślę.

Decyduję się zejść na dół. Może rozmowa z ojcem, choć trudna, będzie w stanie coś zmienić. Wiem, że to prawie niemożliwe, ale próbuję. Kiedy schodzę, drzwi do jego gabinetu są lekko uchylone. Słyszę jego głos – rozmawia przez telefon.

– Tak, wiem, ale to nie jest dobry moment. Nie mogę teraz tego rozstrzygnąć, jestem... zajęty rodziną. – Jego ton jest spokojny, ale chłodny, jak zawsze.

Opieram się o framugę drzwi i czekam, aż skończy. Po chwili odkłada telefon, zauważając mnie w progu.

– Charlotte – mówi, nieco zaskoczony, ale bez ciepła w głosie. – Czego potrzebujesz?

BEZ WYROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz