Kolejne dni przepełnione były napięciem, stresem i obezwładniającą bezsilnością. Serce Oli rozpadało się na milion kawałów, gdy widziała, w jakim stanie jest Filip. W ciągu ostatnich dni spotykali się jedynie na chwilę – próbowała wszystkiego, by poprawić mu humor, lecz to było na nic. Czuła się bezradna.
Był taki dumny i szczęśliwy, gdy mówił jej, że napisał piosenkę. Był równie podekscytowany, gdy śpiewał ją nad Zalewem Zegrzyńskim. A teraz zostało mu to odebrane. W dodatku nikt z jego znajomych mu nie wierzył – od czasu feralnej imprezy, większość współpracowników unikała go i traktowała jak wariata. Ola nie rozumiała, jakim cudem każdy zaufał początkującemu raperowi ze zbyt wysokim ego, a nie współzałożycielowi wytwórni, który słynął z uczciwości i szczerości.
– Pójdziemy po pracy na jakiś obiad? – zapytała przez telefon Karolinę. Był piątek, zbliżała się trzecia po południu. Kwiaciarnia świeciła pustkami – mimo nieobecności Ani i Hani, Ola nie miała już co robić. Rozładowała nowy towar, poskładała zaległe zamówienia, wyczyściła każdy centymetr kwadratowy, aż się błyszczało. Dawno nie miała tak spokojnego dnia w pracy.
– Dziś? – zapytała zdziwiona Karolina. – A nie byłaś umówiona z Filipem?
– Byłam – mruknęła Ola, zdrapując resztki taśmy z brzegu blatu. – Przed chwilą napisał mi, że jednak nie da rady.
Po drugiej stronie usłyszała wymowne westchnięcie. Karolina postanowiła nie komentować i zapytała:
– Na Powiślu otworzyła się jakaś meksykańska knajpa, może tam pójdziemy?
– Pewnie – rzuciła Ola.
Kilka godzin później dziewczyny siedziały przy stoliku w niezbyt przestronnej knajpie o nazwie El Chapo. Karolina zamówiła burrito, zaś Ola quesadillę. Przez większość pobytu w restauracji ich rozmowa kręciła się wokół zamówionego jedzenia oraz obecnej sytuacji w pracy jednej i drugiej. Ola była wdzięczna Karolinie, że nie wypytywała o Filipa – jednak temat ten w końcu wypłynął, a przyczyniło się do tego miejsce, w którym się obecnie znajdowały.
– Jakieś rozmemłane te burrito – komentowała Karolina, gdy po kolejnym kęsie część zawartości tortilli wypadła jej na talerz.
– Było wziąć taco – odparła Ola.
– Nie będę wpierdalać twojego faceta – zażartowała Karolina. Ola zmusiła się do uśmiechu. – Hej, rozchmurz się.
– Jakoś nie jestem w nastroju – westchnęła.
– Jak Filip znosi... całą tę sytuację?
– No jak ma znosić? Chujowo – odpowiedziała Ola, spoglądając na powoli włączające się światła latarni na bulwarach za dużymi oknami restauracji. Był koniec września i dni robiły się coraz krótsze, nad czym bardzo ubolewała. – Ale chyba już się poddał.
– A ty?
– Coja?
– Jesteś jedyną osobą, która była świadkiem, jak Filip śpiewał tę piosenkę, wtedy nad Zegrzem – stwierdziła Karolina.
– Nie jestem... jedyna – powiedziała Ola głucho. – Nie jestem jedyna. Przecież byli tam z nami ci ludzie, na których trafiliśmy, gdy zgubiliśmy się w lesie.
Marszcząc brwi, Karolina na chwilę wstrzymała przeżuwanie swojego burrito. Ola pustym wzrokiem wpatrywała się w okno, a w jej głowie kotłowały się tysiące myśli. Jakim cudem fakt obecności poznanych nad jeziorem ludzi w czasie śpiewania Toskanii nie wpadł jej do głowy wcześniej?
CZYTASZ
35 || Taco Hemingway
FanfictionRok 2019. Po dziesięciu latach od ukończenia liceum, Filip i Ola spotykają się na zjeździe absolwentów. Kiedyś zakochani w sobie na zabój, po burzliwym rozstaniu całkowicie urwali kontakt. Teraz jednak, poza bolesnymi wspomnieniami, wracają nieoczek...