- Uroczo kichasz - poinformował James Lily leżącą na łóżku obok.
- To wszystko twoja wina, durniu.
Cała piątka spędziła dzień w skrzydle szpitalnym i miała być tam do końca ferii z powodu przeziębienia. Po prostu wymarzone ostatnie święta w Hogwarcie.
- Trzeba było nie wychodzić na dwór! - obruszył się chłopak.
- Wyszłam tylko po to, żeby cię ochrzanić za walenie w moje okno!
- Wyszłam tylko po to, żeby cię ochrzanić za walenie w moje okno - przedrzeźnił ją.
Założyła ręce na piersi i odwrócili się od siebie, wściekli.
Po chwili powiedział:
- Już dobrze, Liluś. Nie potrafię się na ciebie gniewać. Przytulasek?
- Chciałbyś.
Syriusz zaśmiał się głośno.
- Jak stare dobre małżeństwo - skomentował Remus.
Lily spiorunowała go wzrokiem, a on pomyślał, że w połączeniu z uderzająco zielonymi tęczówkami daje to efekt podobny do szmaragdowego promienia Morderczego Zaklęcia.
- Żałuję, że tu jestem, bo przeszkadzacie mi w czytaniu - jęknęła.
- Żałuję, że tu jestem, bo nie możemy zakradać się do kuchni - Peter szybko podjął grę.
- Żałuję, że tu jestem, bo nie mogę podrywać laseczek - westchnął Syriusz.
- Żałuję, że tu jestem, bo ciągle marudzicie - stwierdził Remus.
- Wiecie co - zaczął James tonem mędrca - ja nie żałuję, bo mam was, ludzie.
- Wzruszyłem się - Łapa spróbował poklepać go po ramieniu i wyciągnął rękę. Nie zdążył go dotknąć opuszkiem palca i spadł na podłogę.
- Ale chyba bardziej chodzi o Lily. Cały tydzień w jednym pokoju, dwadzieścia cztery godziny na dobę! - ucieszył się Rogacz i zwrócił się do dziewczyny - Wiesz, że jabyśmy bardziej zsunęli łóżka i przechylili się do siebie moglibyśmy się pocałować?
- Musielibyście naprawdę bardzo je zsunąć, bo dzieli was jakieś półtora metra - słusznie stwierdził Remus.
- Zawsze można spróbować, dawaj, Liluś, ty przesuń z tej strony, a ja...
- Nie mam najmniejszej ochoty cię pocałować, James.
- Nie kłam, kwiatuszku.
Ukryła twarz w dłoniach.
- Będę musiała się z tobą użerać przez następne sto czterdzieści godzin!
- Powodzenia - wyszczerzył zęby.