Rano Lily Evans wyszła na stację Hogsmeade spakowana na tydzień. Woda lała się z nieba strumieniami, co było dziwnym zjawiskiem jak na luty. Pogoda też była w żałobie.
James nie mógł się skupić na odbywającej się właśnie lekcji transmutacji. Bębnił palcami o blat i co chwilę nerwowo patrzył przez okno. Raziło go w oczy puste miejsce przy jednej z ławek, na której zwykle leżały starannie ułożone książki i kręcone końcówki ciemnorudych włosów.
- Panie Potter, czy mógłby pan choć raz zwrócić uwagę na to, co mówię? - profesor McGonnagall zwróciła mu uwagę, choć nie tak surowym tonem, jak zwykle.
Bardzo możliwe, że miała ludzkie uczucia. Okazało się, że kiedy szukała Lily, to właśnie z powodu jej taty. Huncwoci byli przerażeni, jak szybko nauczyciele dowidują się o niektórych sprawach.
Pokiwał głową w zamyśleniu. Profesor McGonnagall westchnęła i wróciła do przerwanego straszenia uczniów egzaminami.
James jeszcze raz spojrzał przez okno na zachmurzone niebo i spojrzał na zegarek.
Syriusz pstryknął mu palcami przad nosem.
- Halo, obudziłeś się już?
- Nie mogę przestać o niej myśleć - James przygryzł wargę.
- Paranoja? - zapytał Remus.
- Dlaczego jak ona cierpi, ja cierpię dwa razy bardziej? - jęknął Potter.
- Czyli paranoja - skwitował Syriusz - Wiem, co ci pomoże. Na opeceemie idziemy zabrać Filchowi Mapę.
- Zwiariowałeś? To się nie uda - pokręcił głową Remus.
- Oczywiście, że nie! - zaśmiał się.
- Panie Black, przeszkadzam panu? - zapytała profesor McGonnagall.
- Nie, spokojnie, pani profesor - wyszczerzył zęby - Proszę kontynuować.
- Panie Black, pierwsze ostrzeżenie.
- Okej - uśmiechnął się uwodzicielsko.
Peter spojrzał na niego zdumiony.
- Zarywasz do Minerwy? - James uniósł brew.
Remus uderzył głową w ławkę.
- Zamknij się. Próbowałem po prostu uniknąć szlabanu, jasne? - Syriusz założył ręce na piersi.
- Jak słońce, kochanieńki.