- Jamie, wiesz, że nie lubię quiddicha! - marudziła Lily.
James ciągnął ją za rękę przez błonia. Ubrany był w taką samą jak dziewczyna czerwoną bluzę do gry, a w ręku trzymał swojego Nimbusa.
- A kto tu mówił o quiddichu? Nie będziemy grać, będziemy latać.
- Nadal mnie ten pomysł nie przekonuje.
- Liluś, czy ty kiedykolwiek latałaś na miotle? - spojrzał na nią śmiertelnie poważnie.
- Raz. W pierwszej klasie. Powinieneś pamiętać, bo spadłam i złamałam rękę, a ty się ze mnie śmiałeś - odparła poirytowana, ale bez wyrzutu w głosie.
- Jeśli teraz spadniemy i złamiemy ręce, to Syriusz będzie się z nas śmiał - James wyszczerzył zęby.
- A spadniemy? - Lily była lekko zaniepokojona.
- Wiesz, generalnie miotły są jednoosobowe. Bardzo możliwe, że nie wytrzyma ciężaru, spadniemy i się pozabijamy - powiedział beztrosko.
- Aha... Fajnie... - bąknęła.
- Dobra - powiedział w końcu,gdy znaleźli się na kawałku krótko skoszonej trawy - Wsiądź pierwsza, ja będę cię asekurował i trzymał rączkę.
- Ale ja nie chcę - jęknęła, ale spełniła polecenie.
James usiadł za Lily i objął ją od tyłu, chwytając miotłę. W jego ramionach czuła się tak nieziemsko! Pomyślała, że warto spaść i skręcić kark, żeby być w nich choć przez chwilę.
- Trzymaj się - ostrzegł.
Miotła, z małymi trudnościami, wystartowała. Sunęli ku górze, aż w końcu Lily mogła widzieć cały Hogwart z lotu ptaka. Zataczali duże koła nad szkołą.
- Boisz się wysokości? - zagaił James.
- Nie. Jest mi obojętna. A tobie?
- Ja ją kocham. Jest trzecia na liście moich ukochanych rzeczy.
- Co jest drugie? - zaciekawiła się Lily.
- Huncwoci. Traktuję ich jak braci.
- A pierwsze?
- Ty. Bez ciebie bym nie żył. Umarłbym z braku ślicznych zielonych oczu, wybuchowego charakteru i ogromnej inteligencji. Kocham cię. Potrzebuję cię.
Ja ciebie też, James.
Powiedz to. Cztery słowa, wystarczą nawet trzy.
Gdy zbierała się, by otworzyć usta, miotła zaczęła wydawać z siebie serię nierównych dźwięków. Traciła prędkość.
- Nie, nie, nie! - James gwałtownie skręcił w stronę jeziora.
- JAMIE ZATRZYMAJ TO! - wrzasnęła, gdy tafla wody zbliżała się szybko.
- NIE MOGĘ! - zdążył krzyknąć.
I wpadli do jeziora. Szok zetknięcia z lodowatą wodą był niczym w porównaniu do tego, że jeszcze żyją.
- Zabiję cię, Potter. Po prostu cię zabiję - groziła Lily, wyjmując glony z włosów.
- Miałaś nie mówić do mnie po nazwisku... Evans - uśmiechnął się.