Obudził się w Skrzydle Szpitalnym i nie mógł uwierzyć, że zielone oczy patrzą na niego tak samo jak do niedawna.
- Lily... - wyciągnął obandażowaną rękę i owinął rudy lok wokół palca, jakby chciał się upewnić, że naprawdę tu jest.
Uśmiechnęła się blado, choć jej oczy zdradzały skrajne zmartwienie zmieszane z przerażeniem
- Obudziłeś się. Mam iść po panią Pomfrey?
- Nie - powiedział szybko - Proszę, zostań.
Posłuchała Jamesa i usiadła wygodniej na jego łóżku.
- To ty mnie znalazłaś? - bawił się kosmykiem jej włosów.
- Pani Norris - zaśmiała się cicho - Powinieneś być jej wdzięczny.
- Temu włochatemu robalowi? W życiu - uśmiechnął się.
- Wykrwawiłbyś się na śmierć - przyjrzała mu się uważnie.
- Wiem. Paskudna klątwa - przyznał.
- Bardzo długo zajęło nam szukanie Snape'a i przeciwzaklęcia - posmutniała.
Mimo, że już nie byli przyjaciółmi, nadal czuła wstyd, gdy Severus przejawiał swoje czarnomagiczne zainteresowania.
- Wiesz, dlaczego nie robię ci już wyrzutów? - zapytała w końcu.
Pokręcił głową.
- Miałeś rzucić zaklęcie, ale się powstrzymałeś. Doceniam to, choć skutki twojego bohaterstwa są opłakane - prawie się zaśmiała. Prawie.
- Nie rób tak więcej - poprosił James.
- Jak? - Lily doskonale znała odpowiedź.
- Nie separuj nas. Powiedz, co mam zmienić, a zmienię to natychmiast. Tylko bądź przy mnie - błagał.
- Nic nie zmieniaj - odparła po krótkim zastanowieniu - Nie zmieniaj się dla mnie ani dla nikogo. Nigdy nie pokochałabym kogoś idealnego.
- To dobrze. Łapa nie będzie przeszkadzał - wyszczerzył zęby.
Tym razem wybuchnęła szczerym, perlistym śmiechem.
- A właśnie! Gdzie są moi ziomkowie? - zapytał James.
- Pani Pomfrey kazała im iść na lekcje, więc stoją pod drzwiami - uśmiechnęła się z rozbawienia.
- A tobie nie kazała iść? - zaciekawił się.
- Powiedzmy, że moja frekwencja jest dostatecznie dobra...
Spojrzał na nią podejrzliwie.
- No, dobra - westchnęła - Wpadłam w małą... histerię, gdy cię tu zobaczyłam i... nie chciałam cię puścić.
Uśmiechnął się.
- Udawanie, że ci nie zależy, sprawdza się tylko na jakiś czas? - James uniósł brew.
- Na to wygląda.
Ledwo to powiedziała, trójka chłopców wpadła do Szpitala robiąc niemałe zamieszanie.
- Miałaś nas zawołać, jak Pomfrey wyjdzie! - zawołał z wyrzutem Syriusz, po czym wziął jedno z krzeseł i usiadł na nim przodem do łóżka - Snape nie umrze śmiercią naturalną - poinformował Jamesa.
- Wiem - kiwnął głową - A oprócz obietnicy szybkiego zgonu jakoś mu się jeszcze oberwało?
Remus skrzywił się.
- Powinni go wywalić. Minus siedemdziesiąt od Slytherinu i szlaban.
- Za mało - stwierdził Peter.
- Właśnie. Za mało. Pracowałem trochę nad małym dodatkiem do kary - Syriusz pokazał mu swój notatnik otworzony na ostatniej stronie.
James uśmiechnął się szeroko.
![](https://img.wattpad.com/cover/47131222-288-k860313.jpg)