Obudziły ją głosy chłopaków.
- Spadaj, Rogaś, to moje żaby!
- Aua!
- Cicho, zaraz Pomfrey przyjdzie!
- Niech przyjdzie, umieram na katar!
Podniosła się trochę i zobaczyła chłopców rozwalonych na wszystkich łóżkach w Skrzydle Szpitalnym. Wokół nich porozsypywane były różnokolorowe papiery. No tak, pierwszy dzień świąt.
- Liluś, obudziłaś się! Wiesz, że ślicznie wyglądasz jak śpisz? - James od razu ją zauważył. Chyba miał jakiś czujnik, zawsze gdy się pojawiała, budziła lub wchodziła do pomieszczenia zauważał ją natychmiast.
- On uważa, że zawsze ślicznie wyglądasz - dodał Peter, odgryzając kawałek czekoladowej żaby.
Przez chwilę zakręciło jej się w głowie, a potem czuła tylko łupiący ból w czaszce.
- Wesołych Świąt!
Dopiero teraz spostrzegła stos paczek w nogach jej łóżka. Podniosła jeden z prezentów, ale James szybko zeskoczył z wolnych łóżek i do niej podbiegł.
- Poczekaj! Chciałbym, żebyś mój zobaczyła najpierw.
Już miała mu zarzucić egoizm, gdy poczuła, że zapina delikatny, srebrny łańcuszek na jej szyi.
Uniosła zawieszkę do góry. Jeleń.
- Podoba ci się?
Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Był taki uroczy! To znaczy James, nie naszyjnik.
- Jest piękny - powiedziała zgodnie z prawdą i niewiele myśląc o tym, co robi, pocałowała chłopaka w policzek.
- Łał. Może częściej powinienem ci dawać prezenty. Mogę jeszcze raz?
Zaśmiała się. Głupiutki, naiwny James. To była tylko chwila słabości.
- Nie!
Mimo wszystko się uśmiechnął.
- Nigdy nie umyję tego policzka.
- Wolałabym, żebyś był czysty, jeśli bym chciała pocałować cię jeszcze raz.
- Chciałabyś? - otworzył szerzej te brązowe oczęta.
- Jeśli, James. Jeśli - zaśmiała się ponownie. Co jej odbiło? Jeszcze tydzień temu zamiast uśmiechać się to huncwotów poodcinałaby im uszy. 'Nie myśl o tym, co było kiedyś' zganiła siebie samą 'Rób to, na co masz ochotę, nie przejmuj się przeszłością'. Rób to, na co masz ochotę? Skąd takie myśli u Prefekta Naczelnego? No cóż. Przytuliła się do Jamesa i z zaskoczeniem stwierdziła, że cudownie pachnie. Skądś znała tę grę zapachów: pasta do polerowania miotły, cynamon i... Zaraz, czy to nie tak pachniała dla niej amortencja?! Przez chwilę ból głowy dał o sobie znać i poczuła uczucie podobne do tego, gdy odkryła, że mają pasujące patronusy, tyle że bez smutku i zażenowania.
- Dzięki za prezent.
- Liluś, dobrze się czujesz?
Odsunęła się od niego.
- Czemu miałabym czuć się źle?
- No bo... Całujesz mnie i przytulasz, nie żebym miał coś przeciwko...
Zaśmiała się.
- Tamto nie liczyło się jako pocałunek - już chciał coś powiedzieć, ale machnęła ręką - Zresztą, postanowiłam, że spróbuje się trochę wyluzować i żyć chwilą. W takich czasach nic nie jest wiadome... - poruszyła ten temat, chociaż uczniowie, a najbardziej huncwoci unikali go, jakby mógł wyparować. Jamesa najwyraźniej zatkało. Trochę za dużo wrażeń jak na jeden ranek: Lily Evans całuje Jamesa Pottera i twierdzi, że nie chce się niczym przejmować? Świat stanął na głowie.
- Też mam dla ciebie prezent - powiedziała po chwili.
- Tak? - James był mile zaskoczony.
- Przysuń się trochę - rozkazała. Przybliżyła do niego twarz i delikatnie ją przechyliła. Zamknęła oczy i wsunęła dłonie w czarne, wiecznie rozczochrane włosy. Po chwili złączyła swoje małe, różowe usta z jego ładnie wykrojonymi i miękkimi. Nawet smakował cynamonem.
- Najlepszy świąteczny prezent, Liluś.
- Najlepsze święta w szpitalu - przyznała mu rację.