Lily Evans poczuła, jak ktoś (była pewna kto) ciągnie ją za kosmyk rudych włosów, które leżały rozsypane po blacie stołu w Pokoju Wspólnym. Podniosła głowę znad pergaminu, westchnęła i odsunęła od siebie wypracowanie z obrony przed czarną magią, które właśnie pisała.
- Cześć, kochanie - James posłał jej huncwocki uśmieszek. - Pomożesz mi z eliksirami?
- Czy "pomożesz" oznacza "napiszesz za mnie"?
Przez chwilę udawał, że zastanawia się nad odpowiedzią, po czym zawyrokował:
- Prawie.
Zaśmiała się.
- Siadaj. Mam zamiar nauczyć cię, jak nie zbłaźnić się na owutemach z eliksirów.
Nieco zaskoczony postanowieniem Lily, spełnił polecenie i wziął kawałek czystego pergaminu.
- Z czym masz największe problemy? - zapytała.
- Z oderwaniem od ciebie wzroku - James oparł brodę o rękę.
Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Milczała jeszcze przez chwilę, z delikatnie uniesionymi do góry wargami.
- Jesteś niemożliwy - powiedziała w końcu.
- Chyba niemożliwie cudowny - poprawił ją.
- Taa, to też - Lily machnęła ręką, a gdy zobaczyła triumfalny uśmiech na jego twarzy, dodała - A teraz na poważnie, co ci nie idzie?
- Koło ciebie siedzi jeden z Huncwotów. Nie ma szans na zachowanie powagi - oznajmił.
Zgromiła go spojrzeniem.
- Dobra, jednak są - wycofał się szybko.
°°°°°°°°°°
SPECJALNIE TAK KRÓTKO!
Możecie potraktować ten rozdział jako bonus, bo musiałam po prostu Wam coś oznajmić, a nie chciałam poświęcać temu całej notki. Bardzo możliwe, że nie zauważyliście, ale zbliżamy się do końca :C
"Ale przecież będą w Hogwarcie jeszcze trzy miesiące, nie przesadzaj!"
Tja, mogłabym te trzy miesiące ująć w 3 rozdziałach + epilog, ale nie martwcie się, będę to odwlekać i chyba skończymy na takim ładnym sześćdziesiątym rozdziale :3olifgaxx