| Rozdział 5 | - Wybrakowana

584 35 0
                                    

Zanim Tiffany Doggett trafiła do więzienia, zanim stała się największą fanką Jezusa Chrystusa...sporo przeżyła. Tak, jak większość osadzonych, jednak coś ją od nich odróżniało. Początek historii miał miejsce pięć lat wcześniej, kiedy była nastolatką. Uzależniła się nie tylko od heroiny i innego rodzaju narkotyków, ale dawała wodzić się za nos swojej naturze; miała dziwne fetysze, za które właśna matka i własny ojciec jej nienawidzili. Mianowicie, sypiała ze szpetnymi, niejednokrotnie starszymi od niej osobami. Preferowała te z bliznami, szramami na policzkach czy szyjach; zniekształcone przez płomienie ciała również niesamowicie ją podniecały. Chętnie pieściła ohydę. Zupełnie przypadkiem spotkała na drodze Kiliana, który pomógł zrozumieć dziewczynie, że bóg nie chce dla niej takiego życia, że kocha ją bardziej, niż pozostałych. W pewnym momencie doszło do tego, że zamordowała swoją rodzinę, a potem starego przyjaciela, który też regularnie ją gwałcił. A to wszystko przez głos w głowie, przez pana.
Dlatego tak nienawidziła wszelakich odstępstw od tego, co znała i co robiła sama - kiedyś była równie głupia, jednak została uratowana. Miała być prorokiem Chrystusa, więc była nim, ale nikt nie odbierał tego na poważnie. Szczególnie w Litchfield. Za cel obrała sobie Chapman; blondynka wydawała się najsłabszym ogniwem, choć najgłośniej krzyczała o prawa homoseksualistów w kraju, a także naśmiewała się z Pennsatucky. To nie sprawiało brunetce w żadnej mierze przykrości, o nie, wręcz przeciwnie, satysfakcja była przeogromna. Wiedziała, że nadejdzie czas, gdy ona z pomocą swojego Jezusa stanie nad nią. Tymczasem musiała nadstawiać drugi policzek, dla niepoznaki.

Teraz

Siedziała na krześle z nogami wyłożonymi na stoliku, obserwując Piper Chapman. Na zmianę się do niej szczerzyła i rzucała pełne jadu spojrzenie, co najwidoczniej tamtą denerwowało, bo wierciła się na ławce, spuszczając co chwila wzrok. "Tak, dziwko, nie zasługujesz na najmniejszy i najkrótszy kontakt ze mną", mruknęła pod nosem Doggett, wychodząc z jadalni. Nagle poczuła silne uderzenie w brzuch, upadła na ziemię.
- Patrz, jak chodzisz, Doggett! - zakpił Mendez - w przedszkolu cię nie nauczyli czy jak?
Nie warto było wchodzić z tym palantem w jakiekolwiek dyskusje, więc szybko odsunęła się na bok i przeczekała, aż tamten sobie pójdzie.
- Kretyn jakich mało - powiedziała do niej Leanne - szkoda czasu.
- Bóg już nauczył mnie cierpliwości, ty nie musisz - odparła złośliwie Pennsatucky - nie powinnaś pracować?
- O to samo mogłabym spytać ciebie, ale nie wściubiam nosa w nieswoje sprawy.
- Pytam z ciekawości - odpowiedziała, ciągnąc ją za rękę - no, powiedz mi.
- Trzeba pomóc udekorować salę, przecież Joan dostała upragniony bilet na wolność.
- Mhm - wytarła ślinę cieknącą po brodzie - spoko. To ja spadam w takim razie, nie mam tu czego szukać.
- Zdaję się, że na zewnątrz czeka ten nowy strażnik. Nie radzę tam iść, jeśli nie chcesz mieć kłopotów.

Piper

Byłam w szoku, kiedy pan Healy powiedział mi, że być może uda mi się wyjść wcześniej. Nie sądziłam, że zwykłemu prawnikowi, żółtodziobowi z urzędu uda się skombinować ugodę.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - w ostatniej chwili powstrzymałam się przed rzuceniem się mu na szyję - to wiele dla mnie znaczy, panie Healy, naprawdę.
- W porządku, Chapman. Tylko nie zapomnij zachowywać się jak należy, inaczej nici z tego.
- Rozumiem, będę przykładną więźniarką.
- Ach, to nie konkurs - odparł - i zobaczymy, ile jesteś warta, Chapman. Jeszcze jedno.
- Tak? - przysunęłam się do biurka.
- Nie chwal się tym, jest tu mnóstwo zawistnych i zazdrosnych kobiet - ostrzegł mnie, co było miłe z jego strony. Grzecznie podziękowałam po raz ostatni i wyszłam, zmierzając do przedziału Alex.
- Nie uwierzysz, co się właśnie stało! - powiedziałam podekscytowana, obejmując moją dziewczynę w pasie.
- Opowiadaj - mrugnęła do mnie, biorąc mnie sobie na kolana. Zamruczałam.
- Mój prawnik załatwia mi... - zrobiłam dramatyczną przerwę - stara się o uwolnienie mnie z Litchfield szybciej! Healy mówił, że jest na to spora szansa.
- Pipes, to wspaniale! - pocałowała mnie, widziałam, że cieszy się razem ze mną - odzyskasz swoje życie!
- Ty jesteś moim życiem, jesteś tu - spochmurniałam nieco.
- Spójrz na mnie - powiedziała ostro - Pipes, nie uciekniemy od tego, ale damy radę się z tym zmierzyć. To, że ja tu jestem, nie znaczy, że też masz tu siedzieć przez następne sześć lat.
- Wiem, wiem - pociągnęłam nosem, a ona otarła moje policzki z łez - tylko nie mów nikomu, wiesz, jak jest.
- Masz rację - i znowu mnie pocałowała. Smak ust Alex zachwycał mnie na nowo za każdym razem. To było piękne.

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz