| Rozdział 12 |- Operacja "kobra" ~ część 3

275 19 0
                                    

Przesłuchiwali go raz po raz, co kilka godzin w ciągu tych trzech dni. Kubra jednak nie tracił dobrego humoru; wesoło komentował urodę pracujących na aktualnej zmianie policjantek, próbował zagadywać do mundurowych, którym chyba nudziło się odrobinę na służbie. Sam dziwił się, że nie mają co robić, że nie dostają żadnych wezwań, że brakuje wypadków; jakby los skupiał się na nim.
- A więc utrzymujesz, że Alex Vause nie jest winna tamtego, że ty zmusiłeś ją do popełnienia czynu? - brodaty facet w granatowym mundurze wsparł się na łokciu.
- Tak, dokładnie tak, jak pan mówi, tak było - odparł zbyt pewnie - zanim pan zapyta po raz enty, kłamałem, bo się bałem.
- Och, rozumiem - powiedział gliniarz siedzący przed bosem największego kartelu narkotykowego w okolicach - niecodziennie takie osoby, jak pan, panie Balik przyznają się do posiadania uczuć i tym bardziej do dokonania czegoś takiego.
- Co teraz ze mną będzie?
- Ach, jestem pewien, że liczył się pan z ewentualnymi konsekwencjami. Niedługo odbędzie się rozprawa, na której sędzia zadecyduje, co dalej.

*** *** ***

Alex

Wiedziałam od początku, że to, jak postępowałam było okropne względem mojej dziewczyny, ale nie miałam pojęcia, jak z tego wybrnąć. Naprawdę tylko Pipes darzyłam uczuciami silniejszymi od przyjaźni, miłością; jednak nie jestem osobą, która wytrzyma kilka lat bez seksu, a prędzej czy później wpakowałabym się w coś dużo głupszego. Ciągle zadawałam sobie w duchu pytanie: "Jak to rozwiązać? Co zrobić? Opowiedzieć o tym Piper?". Ten problem nie dawał mi spać; tak, nie jestem potworem i miewam wyrzuty sumienia.
Wpatrywałam się w sufit. Oddychałam cicho, spokojnie, miarowo, jakbym medytowała, choć nie potrafiłam. Oczy zachodziły łzami, a ja na szybko ocierałam je rękawem szarej bluzy. Leżałam bez ruchu, ale czułam czyjś wzrok. Odwróciłam głowę w drugą stronę od ściany, Nichols gapiła się jak durna.
- Joł, Vause, czemu jeszcze nie śpisz? Dzisiaj wyjątkowo nie chrapię, skorzystaj z tej cudownej okazji.
- Po prostu mam kłopoty - odparłam sztywno - nic wielkiego, wyplączę się.
- Chyba domyślam się, co nazywasz kłopotami i przyznam, że normalnie aż serce mnie boli.
- Przestań pierdolić - rzuciłam w nią poduszką - tu wcale nie chodzi o ciebie, bo owszem, jesteś moją przyjaciółką i nawet seks z tobą jest zajebisty, ale nie kocham cię w ten mocny sposób, w który...
- Ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę, Alex - powiedziała jakby znudzona - daj na luz, odpręż się. A i nikt nie każe ci mówić Chapman, co tu się działo za zamkniętymi drzwiami więzienia pomiędzy nami.
- Zdradziłam ją, ma prawo znać prawdę! - byłam oburzona, więc niemal krzyknęłam.
- Przemyśl to sobie - odpowiedziała - a my porozmawiamy jeszcze jutro. Jest czas. Dobranoc, dzieciaku.

Następnego dnia

- Mówię tylko, że na razie nikt nie zmusza cię do mówienia jej czegokolwiek - Nicky dłubała w jedzeniu widelcem, naprawdę znudzona była moimi problemami.
- Czuję presję, powinnam to wyznać, nim zrobi się jeszcze gorzej - powiedziałam jej na ucho - zbliża się coś wielkiego, wiem to.
- A ty znowu z tą swoją intuicją - zamachała mi marchewką przed nosem - Al, ogarnij się, nie popadaj w paranoję. To w ogóle nie jest żaden kłopot, tak się dzieje, to naturalne, że potrzebujemy czasem seksu, fizjologia, biologia, te sprawy, no łapiesz, co nie?
- Mam dosyć wszystkiego - przyznałam - mogłyśmy do tego nie dopuścić, mogłyśmy zatrzymać się na pocałunku albo po pierwszym razie, najlepiej byłoby cofnąć czas i w ogóle, żeby to nie miało miejsca.
- Pierdolisz od rzeczy - przerwała, co wybiło mnie z pantałyku - zamknij się. Jesteśmy dorosłe, ona też. Albo zrozumie albo nie, albo jej nie powiesz i będzie okej.
W momencie, gdy podniosłam wzrok, czyjąś pięść wylądowała na mojej twarzy, cios mnie powalił i spadłam z krzesła. Kątem oka dostrzegłam, że Nicky zamiast pomóc mi wstać, szarpnęła sprawcę za włosy i popchnęła na ziemię.
- O co chodzi, do jasnej cholery?! - powiedziała głośno, a mi pękały uszy.
- To prezent przedświąteczny - rozpoznałam ten zachrypnięty głosik - Vause dobrze wie, za co oberwała. Należało jej się, nawet, jeśli zaraz trafię do SHU.
Pennsatucky odeszła do swojego stolika, przy którym siedziała z Leanne i resztą zapyziałej, fanatycznej bandy osadzonych. Dopiero stamtąd strażnik o wspaniałym refleksie zabrał ją, by usadzić w SHU.
- Jak nos? - zapytała Nicky, gdy już zdołałam z powrotem usiąść na krześle.
- Nie tak źle, jak moje okulary - chwyciłam ustrojstwo z rozbitymi szkiełkami - napiszę list do wujka, z odrobiną szczęścia nowe okulary przyjdą za miesiąc.
- Peszek - prychnęła, kończąc drugie danie, które nieco ostygło.

* Vause, zapraszamy do pokoju dyżurnych, powtarzam: Vause, zapraszamy do pokoju dyżurnych*
- Oni chyba sobie jaja robią! - zarechotała Nichols - coś ty nabroiła?
- Przysięgam, że starałam się trzymać na uboczu - uśmiechnęłam się, mrużąc oczy - zawijam kiecę i lecę!

- Vause - nowy zastępca Healego wydawał się sympatycznym gościem - mamy dla ciebie dobre nowiny.
- Słucham? - zdziwiłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać. Czekałam na dalszy rozwój jakże interesującej sytuacji.
- Poczytałem akta, więc znam nazwiska - jego kąciki ust lekko się uniosły, co bardziej jednak przypominało grymas, niż uśmiech - Kubra Balik pokazał się u nas na posterunku ostatnio. Przyznał się do kłamstwa, oszukiwania w twojej sprawie. A także do tego, że wymusił na tobie kolejne kłamstwa oraz samo przewożenie towaru.
- Co? - jedno słowo wykrztusiłam. Nie byłam w stanie mówić nic więcej.
- Rozumiem, iż cię to szokuje, ale praktycznie oczyścił cię z zarzutów. Miała się odbyć rozprawa, ale sędzia spotkał się z facetem sam na sam trochę wcześniej.
- I co w związku z tym?
- Mam dopełnić obowiązków, rzecz jasna - odparł kiwając głową - przesłucham cię, zobaczymy co masz do powiedzenia. Potem przyjedzie sędzia i powtórzymy tę czynność, byś mogła wyjść na wolność.

*** *** ***

Piper

Zerwałam się z łóżka, ktoś pukał do drzwi. Po otworzeniu ich zobaczyłam Larrego, który bez zaproszenia wyminął mnie i usiadł na fotelu w pokoju gościnnym. Przez chwilę nie wiedziałam, co mam powiedzieć, ale po tej chwili język jakby mi odrósł, a mowa wróciła.
- O co chodzi, Larry? Nie możesz tu przychodzić bez zapowiedzi, a tym bardziej postępować o tak właśnie! Kim ty jesteś?
- Byłem twoim ukochanym, zanim poznałaś tę szmatę Vause - warknął, ale zaraz się uspokoił - wybacz, nie zamierzam się kłócić.
- Cóż, za późno o tym pomyślałeś. Wynoś się stąd - odparłam wkurzona. Nie zauważyłam, że za moimi plecami stała również Morello.
- Hej - przywitała się zaskoczona - jestem Lorna, Lorna Morello.
- Rodzice pozwolili ci przyprowadzić drugą obłąkaną duszyczkę do domu?!
- Larry, stop! - krzyknęłam - uspokój się, nie masz najmniejszego prawa tak się o niej wyrażać! I nie masz prawa tu przebywać!
- Dobrze, już dobrze. Oddaj mi moje klucze i mój samochód, zostawię cię wtedy raz na zawsze.
- Poszukaj ich sobie - rzuciłam złośliwie - streszczaj się, my wychodzimy, a sam nie będziesz siedział w moim domu.

- Cholercia, niezły z niego przystojniak! - Lorna była zadowolona z takiego obrotu sprawy, przynajmniej nie było nudno.
- Ale chory pojeb - uśmiechnęłam się.
- Ale chory pojeb - powtórzyła i zaśmiała się razem ze mną. Kiedy Bloom wyszedł, my też to zrobiłyśmy. Właśnie kierowałyśmy się do nowej ulubionej kawiarenki Morello.
Nagle poczułam delikatne wibracje w prawej kieszeni, rozległa się też dosyć głośna muzyka z telefonu. Odebrałam niemal od razu, a na moją twarz wkradł się uśmiech. Alex.
- Przepraszam, że się nie odzywałam - powiedziałam na wstępie.
- Nic nie szkodzi - odparła - wychodzę z Litchfield.
Zamilkłam. Zesztywniałam. Stałam i gapiłam się na Lornę, która spojrzała na mnie pytająco. Machnęłam ręką, by szła dalej.
- Nie żartuj - rzuciłam do słuchawki - o co ci chodzi, kochanie? Co masz na myśli, mówiąc, że wychodzisz z Litchfield?
- To, co powiedziałam - zaśmiała się - jak przyjdziesz dzisiaj na wizytację, wszystko ci opowiem.
- W takim razie bezzwłocznie zbieramy się, przyjadę z Morello!
- Okej, okej - odpowiedziała cicho - kocham cię, skarbie. Do zobaczenia.
- Ja ciebie też kocham. Mocniej niż najmocniej i bardziej niż najbardziej!

Trzy godziny później

- Cieszę się, że udało ci się przyjechać, Pipes - zaczęła, poprawiając posklejane byle jak okulary.
- Kocham cię, poza tym zdaję się, że to sprawa niecierpiąca zwłoki, nieprawdaż?
- Racja, racja - uśmiechnęła się - a, co do okularów to jedno słowo: Tucky.
- Ta zdzira chyba nigdy nie da sobie siana - spochmurniałam - za co dostałaś?
- Oj, wiesz jaka jest. Zresztą, mamy gadać o czymś ważniejszym. Słuchaj...
- Słucham? - obruszyłam się niecierpliwie.
- Jeśli pójdzie zgodnie z planem, wypuszczą mnie stąd w ciągu najbliższych dwóch tygodni!
- O mój boże...w ogóle to możliwe? Jakim cudem? Co się stało?
- Kubra podobno przyznał się do tego, że to wszystko było jego sprawką.
- Jak to? Przecież...
- Pipes, mi nie musisz tego mówić - Alex przełknęła ślinę, jakby coś jeszcze miała na myśli - coś tu nie gra i to coś jest super hiper poważną sprawą, ale nie odpuszczę.
- Nawet nie rozważaj odmowy - odpowiedziałam stanowczo, zbyt ostro.
- Jesteś nerwowa, skarbie - Alex zauważyła to, czego najbardziej się obawiałam.
- Układam sobie siebie od nowa - odparłam w nadzieji, że uwierzy - kocham cię. I lubię to powtarzać.
Nie kontynuowałyśmy żadnego z poruszonych tematów, więc zawołałam Morello, by przywitała się z Al. Jak zwykle, była rozpromieniona na jej widok.

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz