Zanim Chapman doszła do siebie po wydarzeniach związanych z Healym, minęło sporo czasu. Mężczyzna jednak - szczęśliwie dla niej oraz reszty osadzonych, został nie tylko natychmiastowo zwolniony, ale także umieszczony w zakładzie oddalonym setki kilometrów od Litchfield. Na jego miejsce wstąpiła Pani Sarah, która lepiej, ale i surowiej traktowała swoje więźniarki.
W trakcie tych trzech miesięcy wiele rzeczy wyszło na wierzch, lecz większość z nich zakopana została głęboko w placówce zwanej "niepamięć".- Nie wiem, czy jestem na to gotowa. Bez ciebie to nie będzie takie...proste, skarbie.
- Dasz sobie radę, nie możesz teraz w siebie wątpić - odparła stanowczo Alex - Pipes, ułoży się, zobaczysz.
- Wiem, wiem, ale...
- Skoro wiesz, to nie nakręcaj się niepotrzebnie. Jutro twój wielki dzień, dzisiaj wieczorem impreza pożegnalna. Poza tym, nie idziesz samotnie.
- Właśnie, pamiętasz jeszcze, że postanowiłyśmy zamieszkać razem? - objęła ją ramionami Morello - przecież będzie fajnie! A na nasze dziewczyny, to my cierpliwie poczekamy gdzieś na obrzeżach miasta.
- Zaczynam lubić ten twój bezgraniczny optymizm - zaśmiała się Vause - a gdzie zniknęła Nichols?
- Chyba jest na mnie jeszcze wkurzona - przyznała chudziutka brunetka - pogadasz z nią?
- Jasne, nie ma problemu - Al wstała, poprawiając spadające z bioder luźne spodnie - chyba schudłam - dodała, po czym poszła poszukać rudej przyjaciółki.
- Jak ty to robisz? - Chap spojrzała na zaskoczoną pytaniem koleżankę - jak zachowujesz w tej sytuacji spokój?
- No cóż...to chyba wrodzony talent - rzuciła z wielkim uśmiechem - choć bywa, że sama siebie tym irytuję.
- Mnie to nie irytuje, zachęcasz mnie i pomagasz swoim nastawieniem - blondynka poklepała ją po ramieniu - lepiej chodźmy już na ten obiad, bo Red nam nie popuści i jeszcze kogoś naśle.Podczas obiadu na stołówce wrzało. Dwie przez większość najbardziej lubiane dziewczyny następnego dnia miały opuścić szare mury Litchfield - to była prawdziwa sensacja. Kilka czarnych więźniarek zaczęło rapować po cichu, azjatki pytały się, co Piper i Lorna mogłyby im oddać; salę wypełniały co chwila salwy śmiechu, na niemal wszystkich twarzach wystąpił szczery uśmiech. Pennsatucky zakradała się jednak gdzieś na tyłach ze skrzywionym grymasem na twarzy, co spostrzegła Boo.
- A sprobój coś wywinąć - ostrzegła mniejszą od siebie - to nie tylko system ci dokopie, ale także ja.
- Boo, izi pizi - zaśmiała się Tucky - gdybym coś zrobiła, odebraliby mi moje ukochane ząbki.
- Zawsze to jakaś motywacja - odparła opryskliwie gruba kobieta - idziemy na tą ich imbę dzisiaj?
- Mam lepsze rzeczy do roboty niż patrzenie, jak lesby się bawią na widoku - prychnęła dziewczyna.
- W takim razie porobię te lepsze rzeczy z tobą, chyba, że to modlitwa. Jutro pożegnam się z tymi kluskami.- Nie miałam o tym pojęcia! Jak to się stało?
- Po prostu się nie obudziła - odparła smutno Red - Rosa była najsilniejsza z nas wszystkich. Dzisiaj wieczorem uczcimy jej pamięć.
- Oczywiście - powiedziały zgodnie - załatwiłaś już ten bimber?
- Jest gotowy - zapewniła Pussey - na razie dobrze schowany przed chciwymi strażnikami hienami.
- Znakomicie - wyszczerzyła się Nichols - chociaż ja nawet nie wiem, co to alkohol.
- Ta, ty znasz tylko heroinę - złośliwa Vause przytuliła ją do siebie - spoko, każda z nas to rozumie!
- Nieśmieszne, dzieciaku, nieśmieszne. Ja przynajmniej nie jestem uzależniona od seksu!
- Ta - spojrzała na nią Morello - Nichols, idziemy do kaplicy czy do kibla?
- Wybieraj, damo mego serca.
- Rzeczywiście, wcale nie uzależniona. Maniaczka seksualna i tyle. Red - Yoga Jones zwróciła się do niej - jak wychowałaś swoją więzienną córkę?
- Cóż mogę rzec - przeczesała dłonią grzywę - przynajmniej jest rozchwytywana.Wieczór
Wiadomo było, że przy takich okazjach, jak uwolnienie osadzonych, każdy strażnik opuszczał gardę i udawał głuchego czy ślepego. Nieoficjalna metoda, ale jakoś puszczanie smyczy od czasu do czasu działało. Pozytywnie. Gdy strażnicy siedzieli w swoich kabinach, osadzone prowadziły różnego rodzaju rozmowy. W największym z przedziałów umiejscowiły się: Red, Nichols, Boo, Morello, Chapman i Vause. Potem dołączyły też czarne, ponieważ Pussey przyniosła bimber własnej roboty. Prowizorka, ale to im wystarczało.
- No, to za Rose - powiedziała Red i jako pierwsza wychyliła napój z papierowego kubeczka.
- Za Rose - powtórzyła reszta kobiet i też zrobiły to samo.
- Ciekawe, czy związek Nichols i Morello albo Vause i Chapman przetrwa próbę - zaśmiała się Boo - och, wybaczcie! - zakpiła.
- Spokojnie, my damy sobie radę, zapewniam cię - odparła chłodno Piper, po czym ulotniła się do łazienki, która wyjątkowo otwarta była w takich godzinach.
Zaraz za nią poszła tam czarnowłosa. Oplotła ukochaną, gdy ta przemywała czerwoną twarz zimną wodą.
- Wszystko gra?
- Tak - odpowiedziała - wszystko gra. Trochę się stresuję, to tyle.
- A ona niczego nie uproszcza - dodała za nią Alex - nie przejmuj się tą czczą gadaniną, znasz ją, to czysta złośliwość.
- Masz rację - przyznała blondynka - wiesz, na co mam ochotę?
- Chyba się domyślam, dzieciaku - uśmiechnęły się do siebie, po czym złączyły swoje usta w namiętnym, czułym pocałunku. Stawał się coraz bardziej zachłanny, natarczywy. Ich języki walczyły o dominację.
Dłonie Alex podróżowały wzdłuż kręgosłupa kochanki, aż jedna z nich dotarła do gumki spodni. Wsunęła się pod nią, a potem bez ceregieli weszła dwoma palcami w Piper. Pieprzyła ją mocno, tak mocno, że oddech blondynki był głośniejszy i głośniejszy. Przez to nie zauważyły stojących w drzwiach Nicky i Morello. Chapman wstrząsnęły gwałtowne spazmy orgazmu, Al ciągle przyglądała się jej zarumienionej twarzy. Oczy miała przymknięte, a różowe usta uchylone, zapraszały do pozostawienia na nich ostatniego pocałunku, jakby pieczęci.
- To rozkoszne - wyrwało się Lornie, a obie kobiety rzuciły im dziwne spojrzenie.
- Długo tu jesteście?
- Wystarczająco długo, żeby się nakręcić - wyśmiała je Nichols - dobrze sobie radzicie ze sobą. Hej, Lorna, weźmy z nich przykład!
- W takim razie nasza kolej - odparła zachęcona.
- My niepotrzebujemy darmowego widowiska - zadrwiła Alex - miłej zabawy.