| Rozdział 16 | - Nieobecność

248 19 0
                                    

Twoja nieobecność niszczczy to, co we mnie dobre. Twoja nieobecność obija się od ściany do ściany i próbuje mnie zgnieść, jak nędznego robaka, który panicznie boi się samotności.

To nielogiczne.
Nie ma racjonalnego wytłumaczenia.
Musimy obdzwonić wszystkie szpitale w okolicy i porozmawiać z jej znajomymi.
Może nie zachowujmy się, jak przewrażliwione matki?
Nie ma jej od niemal 24 godzin, co zamierzasz zrobić? Zostawić to?

Te szepty strasznie irytowały Alex, która próbowała się jeszcze zdrzemnąć. Niestety nie było jej to dane, więc założyła pierwsze lepsze spodenki i luźną koszulinkę, po czym bezszelestnie wkradła się do pokoju obok. Na miękkim, puchowym dywanie siedziała Morello razem z Nichols. Gdy tylko ją zobaczyły, ucichły. Zapanowała dziwna atmosfera; jasnym się stało, że nie wszystko jest w porządku.
- Co się dzieje? - czarnowłosa poprawiła okulary na nosie, wyczekując odpowiedzi - no co?
- Vause, zachowaj przynajmniej względny spokój - odparła ruda.
- Piper jeszcze się nie pojawiła - wyjaśniła wyraźnie poddenerwowana Lorna - czekamy na wieści, pisałyśmy do waszych wspólnych znajomych...
- ...ani widu, ani słychu - dokończyła Nicky.
- Ja pierdole, Pipes - mruknęła Alex sięgając po telefon leżący na stoliku.
Wybrała numer swojej dziewczyny. Raz, drugi, trzeci, jednak jej komórka była wyłączona. Automatyczna sekretarka zachęcała do nagrania wiadomości.
- Nie odbiera, prawda?
- Nie, nadal jest niedostępna - powiedziała zmartwiona - trzeba obdzwonić szpitale, zabieramy się do roboty.

******************************
Piper

Ocknęła się, gdy byli już na miejscu. Właściwie musiała tu siedzieć od jakiegoś czasu, bo ręce i nogi miała przywiązane do drewnianego krzesła. Sznurek boleśnie podrażniał jej skórę; czuła spływającą po twarzy ciepłą ciecz. Włosy były w nieładzie, usta miała cierpkie i suche, była spragniona. Omiotła spojrzeniem pomieszczenie, ale otaczała ją ciemność. Nagle lampy poustawiane w rzędzie zaświeciły się i pokazały ogromną halę, która okazała się być opuszczonym magazynem. Dwóch facetów w garniturach podpierało ściany, nie spuszczając z niej oka. Przyszedł ten trzeci, którego od razu poznała.
- Witaj - przywitał się, wydawać by się mogło, że miło - cieszę się, że wreszcie się spotykamy. Rok na to czekałem.
- Czego ode mnie chcesz i z jakiej racji nie gnijesz teraz w więzieniu?!
- Przykro mi, że w takich warunkach tu przebywasz, ale nie mieliśmy innego wyboru - kontynuował - mam nadzieję, że nie skażesz sama siebie na śmierć i podejmiesz dobrą decyzję, pomagając mi.
- W życiu w niczym ci nie pomogę - splunęła mu pod nogi, a potem drugi raz na jego brzydką twarz - tamto to był jednorazowy wybryk.
- Mylisz się - odpowiedział, uśmiechając się dziko - powinnaś wiedzieć, że jeśli mi nie pomożesz, ktoś na tym ucierpi. Nie tylko ty.

*****************************

- Wiemy, że nie miała wypadku. Nie zarejestrowano nikogo o tym nazwisku w żadnym okolicznym szpitalu - powiedziała Nicky - to już coś.
- To oznacza, że stało się coś gorszego. Spełniły się nasze obawy, dziewczyny - odpowiedziała smętnie, ukrywając twarz w dłoniach. Kropelki potu wstąpiły na jej czoło.
- O czym ty, do diaska, mówisz?
- Kto wyciągnął mnie z Litchfield? I to kilka lat przed planowanym wyjściem? Kubra, skurwysyn.
- Przepraszam, ale ty uważasz, że to on stoi za porwaniem Chapman?
- Ja tak nie uważam, ja to wiem na sto procent. On gdzieś tam jest, a ona razem z nim.
- W takim razie, co zrobimy? Przecież we trójkę nie zdołamy jej odbić.
- Morello, ja ją uratuję. Nie ma co mieszać w to policji, bo to może tylko pogorszyć sytuację i go spłoszyć albo sprawić, że zadziała szybciej. A Balikowi ewidentnie chodzi o mnie.
- Pierdolisz od rzeczy, Vause - Nichols złapała ją za ramiona - nie będziesz zgrywać bohatera i podstawiać siebie. To bezcelowe.
- Masz lepszy plan? Bo mi nic innego do głowy nie przychodzi, niestety.
- Nie mam. Ale znam kogoś, kto może nam pomóc.

- Tłumaczyłam wam, zero angażowania glinarzy w tą sprawę! Przez ciebie i tego fajfusa moja dziewczyna straci głowę! - wkurwiona okularnica łaziła tam i z powrotem po pokoju gościnnym.
- To nie jest glina, to swój ziomek - uśmiechnęła się lekko ruda, choć nie było to na miejscu.
- Właśnie - przytaknął Alan - przydam się, a co ważniejsze - popatrzył na Al - jestem w stanie odnaleźć waszą przyjaciółkę. Jednak nie obiecuję, że w odpowiednim momencie nie wezwę posiłków.
- Zamów, kurwa, pizzę, jeśli jesteś taki głodny - jęknęła czarnowłosa - dajcie spokój!
- To nasza szansa - wtrąciła Lorna - Nicky mu ufa. Ty zaufaj Nicky.

****************************
Piper

- Powtarzam po raz trzeci i ostatni - warknął, jego wściekłość sięgała zenitu - jeśli natychmiast nie powiesz mi wszystkiego o Alex Vause, pożegnasz się z życiem, głupia dziwko!
- Ja też powtórzę tak, żeby twój mały móżdżek zrozumiał, draniu - wysyczała - niczego się ode mnie nie dowiesz, ty plugawy pajacu. Za dużo dla ciebie zrobiłyśmy już 10 lat temu, teraz nie popełnimy tego błędu po raz kolejny!
- Zobaczymy - błysk w oku był dostrzegalny, zza pleców wyciągnął nóż myśliwski - wiesz, do czego zawsze służył mi ten nóż? - zaharczał - do nakłaniania ludzi do współpracy.
- Możesz obedrzeć mnie ze skóry, możesz obciąć mi palce i zabić, ale niczego się ode mnie nie dowiesz!
- Jestem pod wrażeniem, postawa godna samego Herkulesa czy innego zasranego bohatera. Ale wiesz, po pierwsze: ty nie jesteś bohaterem, a po drugie: oni też mają słabości. Oboje wiemy, co jest twoją - przerwał na chwilę, zbliżając swoją twarz do zarumienionej z gorąca twarzy kobiety - pomysł z odcięciem palca jest perfekcyjny, dziękuję.
Kubra niebezpiecznie chwycił dłoń Chapman, po czym przyłożył tnące na narzędzie do jej palca serdecznego. Przycisnął - rozległ się krzyk, który tylko go do tego zachęcał. Naciskał coraz mocniej, ale w pewnym momencie odsunął się od ofiary. Palec był przecięty w połowie. Krew najpierw tryskała, potem płynęła powoli, niczym strumień wody.
- Dalej utrzymujesz, że nic mi nie powiesz? - chuchnął w nią swoim nieświeżym oddechem, skrzywiła się, ale nie udzieliła odpowiedzi.
Rzucił nożem w kąt, odwiązując Piper od krzesła. Wiedział, że nie będzie mieć sił na poruszanie się, a co dopiero na próbę powalenia go i ucieczki. Nie była aż tak głupia. Popchnął ją na ziemię i przywołał goryli, którzy od początku stali w tym pomieszczeniu.
- Tak? - spytał grubszy z nich - mamy ją zabić? Zatrzeć ślady, posprzątać?
- Nie - odparł - powieście ją do góry nogami. Przyda jej się nowa perspektywa. Może zmądrzeje.
Zadzwonił telefon. Numer nieznany. Odebrał bez wahania.
- Tak? Tak? No, tak, zgadza się. Mhm, mhm, dobrze, odbiorę to wieczorem - półsłówkami porozumiał się z człowiekiem po drugiej stronie słuchawki, rozłączył się. Wtem wpadł na pewien pomysł. Klasnął w dłonie.
- Chapman - powiedział przeciągając drugą część nazwiska - chcesz skontaktować się z ukochaną? Tak się składa, że posiadam jej numer.

****************************
Leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Okulary odłożyła na bok, ale co kilka minut sprawdzała godzinę. Z sekundy na sekundę jakby ziemia obracała się wolniej, wolniej, wolniej, wolniej.
- Jak się czujesz? - u jej boku położyła się Nichols.
- A jak się mam czuć? Moja dziewczyna została porwana przez gościa, po którym niewiadomo, czego można się spodziewać. To moja wina.
- Nie, Vause, to nie przez ciebie. Zacznij myśleć w inny sposób, bo to cię pożre od wewnątrz.
- Zasługuję na pożarcie przez poczucie winy, bo to ja do tego doprowadziłam.
- Pierdolisz i nawet nie wiesz, co.
- Hej! - Lorna wbiegła do sypialni - Alex, twoja komórka tańczy!
- Dawaj! - wyrwała jej telefon z ręki - halo?

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz