Kiedy się obudzi?
Jak poszła operacja?
Czyli wydobrzeje?
Pełna sprawność?
Udało się?Alex
Trwało to ponad dziesięć godzin. Choć byłam bardzo zmęczona, nerwy mną targały; chodziłam tam i z powrotem z jednego końca korytarza na drugi. W poczekalni nie było nikogo, oprócz mnie. Na szczęście nie kazano mi dłużej czekać; zauważyłam idącą w tą stronę Callie Torres, ortopedkę, która operowała Piper.
- Co z nią będzie? - spytałam jak tylko zatrzymała się przede mną.
- Przepraszam, muszę usiąść - powiedziała z lekkim uśmiechem, wskazując na miejsce obok niej - siadaj, nie będziesz dłużej spacerować.
- Jak z nią? - powtórzyłam wyczekująco. Niecierpliwiłam się, chciałam już wiedzieć, znać szczegóły. I przede wszystkim, rokowania.
- Operacja poszła zgodnie z planem. Udała się - odparła wreszcie, nie tracąc swojego uśmiechu - na początku wystąpiły drobne komplikacje, ale szybko zatamowałam krwawienie. Potem było już gładko i z górki, o ile w przypadku operowania można tak rzec.
- Odzyska pełną sprawność? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak - odpowiedziała na moje kolejne pytanie - dzięki rehabilitacji, którą dla niej ułożę razem z resztą specjalistów. Wróci do pełnego zdrowia.
- Cholernie pani dziękuję - rzuciłam, przytulając ją. Nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem tego, ale chyba nie miała zamiaru się obrażać i była do takich zachowań przyzwyczajona.
- Obudzi się jutro rano - dodała Torres - ale jeśli chcesz ją zobaczyć teraz...
- Tak!
- W takim razie zaprowadzę cię, każę też pielęgniarkom przyszykować dla ciebie łóżko obok niej.
- Jeszcze raz dziękuję za wszystko, co pani dla nas zrobiła - powiedziałam po drodze do salki, w której leżała Chapman - zasługuje pani na miano najlepszej ortopedy chirurga w kraju, jeśli nie na świecie.Zostawiła mnie samą. Uchyliłam drzwi, bezgłośnie wsunęłam się do pokoiku, zamykając je za sobą. W małym świetle z pewnej odległości Piper wydawała się być jak nie ona, ale kiedy zaświeciłam jasne światło i usiadłam na taborecie obok łóżka...rozpoznałam ją. To była ta sama Piper, do której w Litchfield mówiłam po nazwisku. Zresztą, do teraz tak miewam. Przyzwyczajenie. Złapałam ją za zdrową rękę. Pogłaskałam po niej tak delikatnie, jakbym bała się, że obudzę ukochaną kobietę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* WSPOMNIENIE *
- Alex?!
- Piper?!
Stałyśmy tak pod tym prysznicem i wpatrywałyśmy się w siebie ze zdziwieniem malującym się na naszych mokrych od wody twarzach.
- Co ty tu robisz?! Jak się tu znalazłaś? - zadawałam Chapman pytanie po pytaniu, ale ona nie odpowiedziała na żadne z nich - ogarnij się, Pipes! Jak trafiłaś do Litchfield? Co się stało?!
- Jakbyś nie wiedziała - odparła wściekła - nie udawaj niewiniątka!
- Co? O co ci chodzi, do cholery? - nie miałam pojęcia, co się dzieje. Dlaczego ona mnie o coś oskarża? I o co?
- Rozumiem, że tęskniłaś, ale czy naprawdę musiałaś niszczyć mi życie tylko po to, żeby mieć mnie tu? W tym pierdolonym więzieniu?
- Naprawdę myślisz, że to moja sprawa? Popieprzyło cię konkretnie.
- Wynoś się stąd - zakryła piersi - wykurwiaj ode mnie jak najdalej!
Co miałam zrobić? Wyszłam, jak chciała.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piper
Otworzyłam oczy i poraziło mnie strasznie białe światło. Jednak po chwili przyzwyczaiłam się do widzenia i dostrzegałam już kontury, zarysy postaci, które uparcie tkwiły przy moim łóżku. Nie byłam do końca przekonana, czy nadal śnię, czy się wybudziłam z narkozy. A, właśnie, operacja...
Chciałam unieść się na łokciach, ale ktoś przytrzymał mnie za ramiona, przyciskał mnie do poduszki.
- Hej, hej - w znajomym głosie rozpoznałam głos Vause - lekarze mówili, że nie powinnaś przez kilka godzin próbować się poruszać. Dla własnego dobra i bezpieczeństwa.
- Nareszcie się ocknęła! - z tyłu stała Nichols razem z Morello, były podekscytowane.
- Eh - zdołałam tylko westchnąć, jeszcze brakowało mi sił, nawet na odzywanie się.
- Spokojnie, porozmawiamy potem, na razie powinnaś spać - Alex pogłaskała mnie po policzku - śpij dobrze, śnij o mnie.